Juliusz Braun grozi sądem Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Juliusz Braun, szef TVP, grozi sądem za opinię, wyrażoną w uchwale Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. SDP miało tą uchwałą podważyć jego zdolność do sprawowania funkcji kierowniczej w spółce.

Stan spółki widać znakomicie na wykresie oglądalności stacji, zarządzanych przez Juliusza Brauna, widać go po dziesiątkach alarmujących protestów związków zawodowych Telewizji Polskiej, a także po skrajnie upolitycznionym programie telewizji.

Latami oglądalność spada, za to rośnie udział reklam w dochodach spółki. Czy to źle? To fatalnie, ale to akurat nie zależy w tej chwili od prezesa Brauna, to planowane jako przejściowe w 1993, gdy zaczęła obowiązywać nowa ustawa o RTV, a dziś przestarzała rozwiązanie zasad funkcjonowania mediów publicznych. Wieczne wygibasy, wieczny taniec między postem misji publicznej i rzetelnej informacji  a karnawałem idiotycznych programów i beznadziejnych reklam, pod które te idiotyczne programy się robi. W tej chwili akurat sprawa reklam nie zależy od prezesa Brauna, ale zależała od niego w czasach, gdy piastował wysokie funkcje w Krajowej Radzie RTV.

Pamiętamy działalność Brauna na niwie mediów publicznych od wielu, wielu lat. Gdy w 1992 roku, tuż przed upadkiem rządu Jana Olszewskiego nowym szefem Radiokomitetu został na 13 dni Zbigniew Romaszewski, to – jak zdążył opowiedzieć przed śmiercią – właśnie na żądanie szefa sejmowej Komisji Kultury Juliusza Brauna (UD, potem Unia Wolności) musiał zlikwidować popularny telewizyjny program publicystyczny „Reflex” Jacka Kurskiego i Piotra Semki. Program, pokazujący m.in. bardzo wtedy jeszcze niemiłe i niewygodne dla ucukrowanej części elit solidarnościowych z UW i okolic związki z postkomunistami.

Pamiętamy rozbrajające wyznania Brauna, przewodniczącego KRRiT od 1999 roku, podczas przesłuchań w komisji sejmowej do sprawy Rywina w marcu 2003. Przyznał przed całą Polską, że podczas pracy nad nową ustawą o radiofonii i telewizji „właściwie” doszło „do mataczenia” i on o tym wiedział; jednakże nic nie zrobił. Taki Kwaśniewski, wówczas prezydent RP, choć postkomunista, wezwał członków Krajowej Rady do dymisji, ale posłuchali tylko postkomuniści, Braun nie widział powodu, by składać dymisję.

Ja wiem, że to Andrzej Urbański jako szef telewizji, zatrudnił na ogromnych kontraktach Tomasza Lisa, chcąc tym ukłonem wobec lewactwa „spluralizować” telewizję, wyprowadzaną na prostą drogę przez Bronisława Wildsteina. Mylił się. Ale to Braun od lat toleruje niewiarygodny poziom programów Lisa, jego wybryki, dające asumpt mniej znanym do chamskiego traktowania gości z niewłaściwej strony sceny politycznej, jak niedawno Warzechę czy – co gorsza – jak dziennikarka Tadla kandydata na prezydenta Andrzeja Dudę. Styl przesłuchań, rzekomej asertywności, zwykłego chamskiego natrząsania się z zapraszanych gości z niewłaściwej politycznie strony to styl, który króluje w telewizji zarządzanej tak świetnie, jak wynika z dokumentów finansowych, zarządzanej spółki, zawsze „na plusie”.

Księgowość być może jest zadowolona z osiągnięć Telewizji Polskiej, ale jej pracownicy w regionach zrozpaczeni są stanem oddziałów lokalnych, bez pieniędzy, ograbianych z materiałów i aparatury. Być może słupki i rachunki się wspaniale zgadzają, ale skandaliczny poziom głównych „Wiadomości” powinien być nieustannym przedmiotem troski w sejmowej Komisji Kultury, ale tam już koledzy pilnują, żeby wszystko wsunąć pod obrus. Pomijanie najważniejszych wydarzeń, dziesięciominutowe gnioty o rozwalającym się płocie bezzębnych rozmówców, skrajna stronniczość także w innych dziennikach, koszmarny poziom kabaretu, ostracyzm wobec wybitnych twórców kultury.

Należę akurat do osób, które mniej entuzjazmują się dokonaniami części konserwy telewizyjnej, ale to medium publiczne ma być rzeczywiście publiczne. Ma być nie tylko dobrze zarządzane finansowo, ma chronić kulturę polską i ją propagować, nie zabierając jej miejsca na rzecz antypolskich wyczynów w rodzaju serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Ma rzetelnie informować, chronić wybitnych fachowców, unikać lewych i ciemnych interesów (w telewizji mały przekręt to na 3 miliony, na 30 milionów to już duży przekręt, jak mawiano na korytarzach w czasach Wildsteina). Ma wreszcie wypełniać proste i powszechnie w cywilizowanym świecie przyjęte zasady, sformułowane może zgrzebnie, ale jasno w ustawie sprzed 20 lat, którą warto unowocześnić, ale trzeba się wreszcie do tego zabrać.

Tekst ukazał się na portalu sdp.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych