Czas na zmiany? Raczej remont generalny

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Z zainteresowaniem zabrałam się do lektury tekstu Marcina Wolskiego, zamieszczonego na naszym portalu pt. „Czas na zmianę”. Niestety, prócz kilku odwiecznych pytań w stylu „ile zmiany, ile kontynuacji?” i kilku okrągłych haseł jak przypomnienie, że SDP stworzono po to, „by pomagać dziennikarzom w nierównej walce z rozmaitymi odmianami zła, pochodzącego ze strony …>wielkich tego świata<”, nie znalazłam jednej wskazówki, a nawet sugestii, jak ta walka miałaby w praktyce wyglądać. Strategia, taktyka, kierunki uderzenia, rodzaj broni, przypomnienia o co w tej „wojnie” chodzi?

Choć, mówiąc szczerze, jest to materiał typowy dla naszego sposobu pisania o powinnościach SDP, standardach dziennikarskich w Polsce, relacjach polityka – media, mainstream – media niezależne, etc. Teksty zwykle dotyczą art. 212, 38, wolności słowa i pluralizmu mediów. Właściwie tylko CMWP przygotowuje porządne analizy, porównania, nie boi się odniesień do tego, co dzieje się na świecie, aby znaleźć odpowiedź na pytanie gdzie na tej skali „od Mińska do Londynu” jesteśmy. A przecież wtedy znacznie łatwiej zlokalizować to nasze miejsce i podjąć środki zaradcze. „Czas na zmiany”, to pewne, tylko jakie, idące w jakim kierunku, przy pomocy jakich przedsięwzięć i akcji? Zwłaszcza, kiedy po 45 latach komunistycznego monopolu medialnego, musimy zaczynać wszystko od początku.

Dziennikarze na Zachodzie – zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – od dekad traktowani są jako jeden z podstawowych gwarantów porządku moralnego i prawnego w kraju oraz przestrzegania czystości procedur demokratycznych. Czyli – prawidłowego działania państwa i, nazwijmy to, przyzwoitego zachowania się reprezentantów władzy. Schemat jest klarowny, a systemy działają sprawnie. Dopóki delikwent nie zostanie złapany za rękę, jest bezpieczny – ale jeśli już media czy organizacja pozarządowa wyciągnie jakąś wpadkę instytucji czy jej przedstawiciela, włączają się procedury demokratyczne, które zdmuchują winnego ze sceny politycznej/ kulturalnej/ medialnej przynajmniej na kilka lat. Ktoś zapytałby, dobrze, też byśmy chcieli, ale jak do tego doprowadzić? Jak nie wiesz od czego zacząć, zacznij od początku, od wartości. Otóż podobnie jak w Polsce istnieje Kodeks Etyki Dziennikarskiej SDP, w Wielkiej Brytanii - National Union of Journalists’ Code of Conduct, zestaw standardów, których środowisko winno przestrzegać. Znaleźć tam można i obronę niezależności mediów, prawo dziennikarza do wolności wypowiedzi oraz obywatela/ społeczeństwa do informacji. Że informacje winny być uzyskane w sposób zgodny z prawem, obiektywne i zrównoważone. Choć w przypadkach, gdy jej uzyskanie jest ważne dla interesu społecznego, uprawniona jest i prowokacja i chronione są jej źródła. Nie jest dozwolona ingerencja w życie prywatne, także „w sytuacji stresu czy żałoby”, ale tak, owszem, jeśli jest to usprawiedliwione interesem społecznym. Tych punktów, dość dokładnie określających sytuacje, których należy przestrzegać lub unikać, jest 12, i mniej więcej pokrywają się z treścią naszego Kodeksu Etyki Dziennikarskiej.

Choć są i różnice. W Polsce wciąż trwa dyskusja na temat dopuszczalności dziennikarskiej prowokacji, w Wielkiej Brytanii, jeśli usprawiedliwia ją interes publiczny, jest uprawniona. U nas ciągle debatuje się nad problemem – czy osoby publiczne mają mniej praw do prywatności niż osoby prywatne, podczas gdy w USA i Wielkiej Brytanii jest to już oczywiste i ustalone. Mają mniej, i obejmując wysoki urząd, muszą się z tym liczyć. My wciąż boksujemy się z artykułem 212, który w demokracjach nie istnieje. Jest także zasada, że polityk, któremu tabloid wyciągnął np. bezpłatny weekend w paryskim Ritzu na zaproszenie właściciela – jak w przypadku Neila Hamiltona – ma tylko jedną drogę: oskarżenie gazety z powództwa cywilnego. Nie ma takiego potwora jak art. 38, o którym niedawno było tak głośno z powodu fatalnej sytuacji, w jakiej znaleźli się koledzy Paweł Lisicki, Tomasz Wróblewski i Cezary Gmyz. Bo wydawca pisma ma obowiązek w razie czego nie tylko udzielić dziennikarzowi pomocy prawnej, ale i – tzw. label insurance – finansowej. To są już jakieś wskazówki dla naszego Stowarzyszenia, wiedza jak działa rynek medialny w ustroju demokratycznym.

Widzę jeszcze co najmniej dwa punkty, które nasze Stowarzyszenie powinno wziąć sobie mocno do serca i spróbować wspierać budowanie „systemu”. 1/ wspólnota wartości środowiska dziennikarskiego. Nie chodzi tu o poglądy polityczne, konserwatywne czy lewicowo-liberalne, lecz o wspólną dla wszystkich „nadbudowę wartości” ponad nimi: prawda jako jedyne kryterium opisu, rzetelność i obiektywizm, poczucie przyzwoitości w opozycji do korupcji, przejrzystość i transparentność procedur, nadrzędność interesu społecznego. I o obecność tych pryncypiów w mediach mainstreamowych, ale także niezależnych – wskazując na przykłady z demokratycznego świata – SDP powinno się upominać. I jeszcze jedna sprawa, zupełnie zasadnicza. To „infrastruktura mediów”, która istnieje w systemie demokratycznym, i o którą należałoby się u nas co prędzej upomnieć. To jest kontekst, w którym działa dziennikarz, „otulina”, w której może się czuć bezpieczny - procedury demokratyczne, niezawisłe sądy, pluralizm medialny, silne organizacje pozarządowe i społeczeństwo obywatelskie. Żaden z elementów tej układanki w Polsce albo nie działa, albo też nie w satysfakcjonującej nas skali. Niedawno Keir Starmer, prokurator generalny Wielkiej Brytanii, publicznie bronił grupy dziennikarzy, którzy w imię interesu społecznego złamali prawo. Powiedział wtedy: ”To byłaby bardzo niezdrowa sytuacja, gdyby dziennikarz śledczy, jeszcze przed podjęciem sprawy musiał konsultować się ze swoim adwokatem”. I generalnie, sady brytyjskie, w przypadku spraw o ochronę dóbr osobistych, polityka, celebryty, jeśli w grę wchodzi interes publiczny, zwykle stoją po stronie dziennikarza. I na koniec – SDP winno kształtować świadomego swoich praw obywatela, bo taki nigdy nie opowie się po stronie skompromitowanego przedstawiciela władzy, lecz dziennikarza, który przypadek korupcji ujawnił.

Oczywiście, i brytyjskie media maja swoje problemy. Patrz: likwidacja Prasowej Komisji ds. Skarg, uznanej za „toothless”, „bezzębną, niesprawną”, afera hackerska Ruperta Murdocha, która jednak zakończyła się skazaniem kilku prasowych celebrytów, w tym dwoje przyjaciół Davida Camerona, w procesach karnych. Czy dwa projekty Press Royal Charter, jeden autorstwa polityków, a drugi – środowiska medialnego, z których w Izbie Gmin przegłosowano ten pierwszy. Do dziś między politykami i dziennikarzami prasowymi trwają przepychanki. Ale to „małe piwo” w stosunku do naszych polskich kłopotów. A tych kilka zaprezentowanych punktów, to tylko część zadań naszego Stowarzyszenia na następne trzy lata. Po 45 latach komunistycznego monopolu i 25 latach nie wiadomo czego, bo na pewno nie demokracji, będzie to orka na ugorze. Jednak najważniejsza jest świadomość kierunków działania. Najpierw diagnoza, a potem terapia. Powoli, bardzo powoli widać, jak ta wiedza o naszych środowiskowych potrzebach klaruje się i precyzuje.

[Tekst pochodzi z sdp.pl http://sdp.pl/felietony/11042,czas-na-zmiany-raczej-remont-generalny-komentarz-elzbiety-krolikowskiej-avis,1426576917]

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych