I znowu – który to już raz? - w środowisku dziennikarskim się zagotowało. A przez media przeszła fala komentarzy, nie zawsze przemyślanych, ale zawsze definitywnych.
Stańmy za Durczokiem!
— nawoływał Krzysztof Kłopotowski.
Tego człowieka skrzywdzono!
— stwierdziła Janina Jankowska, choć nie wiadomo skąd wzięła na takie twierdzenie dowody.
Gdzieś można było przeczytać przenikliwą diagnozę „tekst >Wprost< wygląda jak zlecenie na Kamila Durczoka”. A co wiadomo na pewno? Ze tydzień temu w TVN powołano komisję ds. wyjaśnienia pogłosek o lobbingu i molestowaniu w redakcji Faktów. Jak rownież, że sam Kamil Durczok publicznie powiedział, że jego styl zarządzania i życie prywatne mogły sprowadzić na niego zarzuty mobbingu. To ciekawe stwierdzenie, które może wskazywać, że w zarzutach jest ziarno prawdy. Zwłaszcza, że nie tak dawno mieliśmy mały skandal, którego negatywnym bohaterem stał się Kamil Durczok. W nagraniu ze studia klął jak szewc, poniewierał ludżmi i zachowywał się w stosunku do nich w sposób urągający wszelkim zasadom współżycia. Media mainstreamowi zbagatelizowały wtedy sprawę, choć dla wielu z nas był to prawdziwy szok.
A teraz „Wprost” i jego bardzo niefortunny artykuł sprzed tygodnia „Ciemna strona Kamila Durczoka”. Cały tekst opierał się na relacji anonimowego wtedy biznesmena, który wynajmował jakiejś kobiecie mieszkanie i miał kłopoty ze ściąganiem należności. Najpierw pod drzwiami pojawiła się jego żona, nie wpuszczono jej, wezwała męża, który otworzył zamek. Z mieszkania wypadł zakapturzony człowiek, zaczęli się szarpać, okazało się, że to Durczok. Biznesmen zaprosił do pustego mieszkania dziennikarza „Wprost” / ?!/, razem myszkowali w rzeczach dziennikarza, znaleziono butelki po alkoholu, resztki „białego proszku”, gadżety seksualne, kasety i magazyny pornograficzne. I teraz, skąd Zbigniewowi T. przyszło do głowy, aby zaprosić dziennikarza i dlaczego akurat ze skandalizującego „Wprost”? Mieli przedtem jakieś układy? Kim jest sam Zbigniew T? Co chciał uzyskać właściciel mieszkania, a co dziennikarze z „Wprost”? Smear campagne? Akcja zmierzająca do zniszczenia reputacji Durczoka? Nie sadzę. Takich jak on, o podobnych metodach działania, jest w mainstreamie wielu. Zlecenie? Ci sami mocodawcy, którzy na chwilę odkryli styl uprawiania polityki przez PO tym razem dobrali się do dziennikarza, symbolu dziennikarstwa reżimowego? Tego nie można wykluczyć. Wojna za kulisami wciąż trwa i jeszcze niejednego możemy się dowiedzieć.
Ale - poprzedni zarzut molestowania seksualnego i lobbingu, to jedno, a ten dziwaczny materiał sprzed tygodnia, to drugie. O ile pierwszy – jeśli kobieta/ ty zdecydują się ujawnić nazwiska, a potem zeznawać w sądzie – powinien nas, dziennikarzy zainteresować, bo sprawa będzie się mieściła w definicji interesu publicznego, o tyle reportaż, to typowy numer tabloidowy. Ale gdyby udowodniono, że „biały proszek” to kokaina czy heroina, i że należał do Kamila Durczoka, był przez niego dostarczony i używany, to już całkiem inna sprawa. Znany dziennikarz, gospodarz flagowego programu informacyjnego TVN, to osoba publiczna, swego rodzaju role model, i jego życie prywatne należy nie tylko do niego. Oto kilka innych podobnych przykładów. Popularny gospodarz programu „Have I Got News For You?” Angus Deaynton został przyłapany przez tabloid jak wdychał kokainę z nagiej piersi prostytutki. Choć BBC jest bardzo liberalna, jeśli idzie o prowadzenie się swoich gwiazd, szybko zniknął z wizji. Tak samo ulubieniec programu dla młodzieży „Blue Peter”, Richard Bacon, który też został złapany na braniu dragów i zaraz potem musiał pożegnać się z pracą. Znany komentator polityczny BBC Andrew Marr w najlepszym czasie antenowym przeprosił telewidzów za to, że kiedy miał pozamałżeński romans, załatwił sobie sądowy zakaz ujawniania informacji z jego życia prywatnego. Prasa wyniuchała sprawę, Marr musiał przepraszać. Chodziło o to, że w krajach anglosaskich życie prywatne osób publicznych podlega zasadzie transparentności i super-injunction order został uznany za przejaw hipokryzji. Znalezienie jednego z uczestników gejowskiej orgii martwego w basenie rezydencji najlepiej płatnej gwiazdy w historii BBC Michaela Barrymore, zrujnowało jego karierę. A popatrzmy, co dzieje się w aferze Cosby-gate! Swiatowej sławy gwiazda „Bill Cosby Show” wciąż się tłumaczy z zarzutów postawionych przez kilka kobiet o podawanie narkotyków i molestowanie seksualne, ponoć także gwałt. Z jedną czy dwiema zawarł ugodę, żadna z kilkunastu nie zeznawała jeszcze w sądzie. Skandal trwa.
Ciekawe są różnice reakcji amerykańskich gwiazd - przyjaciół Billa Cosby i naszych dziennikarzy na aferę Durczoka. Media mainstreamowe postanowiły sprawę przemilczeć. Felietonistka „Wprost” Karolina Korwin – Piotrowska odchodzi z tygodnika ze słowami „trzeba zatrzymać to szaleństwo!”, czyli podejrzenia o molestowanie seksualne i mobbing z „białym proszkiem” w tle. „Interesuje mnie wyłącznie jako świetny dziennikarz, nie sprawdzam, co robi po godzinach”. Jednak wymiar sprawiedliwości, owszem, jest zainteresowany, nawet jeśli nękanie seksualne czy mobbing miał miejsce „po godzinach”. Z kolei Malcolm Jamel Warner, który gra syna Billa Cosby w jego serialu, mówi: ”Zrobił wiele dla amerykańskiej komedii, ale nie mogę się wypowiadać na inne tematy, bo mnie tam nie było”. I to jest chyba właściwe spojrzenie, które rekomenduję moim kolegom. Jacek Zakowski pisze, że „praca i życie prywatne dziennikarza nie powinny być mieszane”. Lecz światowe standardy zdecydowanie twierdzą, że kiedy w grę wchodzi któryś z paragrafów kodeksu karnego, owszem, powinny. Nawet „po godzinach”.
Sprawami jak Durczok-gate, rzekomego molestowania seksualnego i mobbingu - wykluczając jawną wpadkę „Wprost”, reportaż z myszkowania po apartamencie na Mokotowie – dziennikarze powinni się zajmować. Bo zarówno Bill Cosby, Michael Barrymore czy Kamil Durczok, to rodzaj role models, osoby które maja wpływ na kształtowanie się opinii publicznej, i powinni pewnego rodzaju kodeksowi zachowań podlegać. Toteż należy skandal śledzić, ale z ostateczną opinią nie wyrywać się wcześniej niż pojawią się świadkowie oraz twarde dowody. Bez natychmiastowego osądzania na podstawie korytarzowej plotki, ale też bez zamiatania faktów pod dywan z powodu żle pojętej solidarności środowiskowej. Tymczasem była tylko anonimowa dziennikarka oraz „sensacje” średnio wiarygodnego tygodnika, który sam dawno już stracił swoją niewinność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/234957-wprost-i-pospieszne-wyroki-jak-dziennikarze-powinni-zajac-sie-sprawa-durczoka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.