Durczok gorsze rzeczy robi w pracy niż poza nią. Czy o Latkowskim można już powiedzieć to samo?

wPolityce.pl/tvn24/wSieci
wPolityce.pl/tvn24/wSieci

Uczucia, jakie mną targają po publikacjach „Wprost” – najpierw o redaktorze D. (czy to musiała być akurat ta litera?), który wulgarnie molestował koleżankę z pracy, a potem o Kamilu Durczoku, który zabarykadował się w czasie wolnym w cudzym mieszkaniu, a nawet tam być może imprezował… Te uczucia są dokładnie odwrotne niż martini Jamesa Bonda. Pozostaję niewstrząśnięty, ale zmieszany. Niewstrząśnięty, bo w miejscu gdzie pojawić się miało przygwożdżenie redaktora D. ciężkimi zarzutami i zeznaniami o seksualnej przemocy słownej, otrzymujemy nagle ciągniętą za kudły opowieść rodem z komedii „Kac Vegas”. Jakiś proszek, oczywiście biały, czyli kokaina, mąka, cukier puder, proszek do prania, sól i parędziesiąt innych możliwości, do tego jakieś porno, jakaś policja (wystarczy telefon sąsiadów, by przyjechała), jakieś bliżej nieokreślone śledztwo w sprawie molestowań, które przynosi efekty inne od zamierzonych.

A wszystko to rzetelnie i pieczołowicie spisane na wołowej skórze przez naczelnego Sylwestra Latkowskiego, który w życiorysie ma historie takie, że Durczok musiałby żyć trzy razy, by go przegonić oraz przez Michała Majewskiego, który jeszcze niedawno drwił wniebogłosy po naszej publikacji lustrującej prywatne życie Anny Grodzkiej. Wszystko to sprawia, że chociaż Durczoka jako dziennikarza mam za jedno z większych nieszczęść III RP (bo swoimi zatopionymi w platformerskim bagienku „Faktami” psuje polską demokrację; bo jest manipulatorem, siewcą przemysłu pogardy i zwyczajnym lokajem PO zasłużonym także na polu kłamstw smoleńskich; bo gwiazdą uczynił kompromitację dziennikarstwa, propagandystę Jakuba Sobieniowskiego itp. itd.) – to satysfakcji żadnej nie odczuwam. A przecież tak po ludzku, powinienem się z jego miniupadku cieszyć (piszę „mini”, bo wyłączam z tego wciąż nieudowodnione „molestowanie”). Tyle że coś tu tak okropnie pośmierduje nagonką, że nawet mnie, zagorzałemu wrogowi mainstreamu, opisującego przypadki jego sprostytuowania niemal każdego tygodnia, cieszyć się nie chce.

Powtórzę, bo zaraz mnie jakiś „bardziej zasłużony” będzie napastował: jeśli chodzi o ewentualne „molestowanie”, nie mam litości. Byłby to skandal gigantyczny, ale i ostrzeżenie dla wielu „tłustych misiów”, którzy dziś rżą z Durczoka, a sami mają na sumieniu bardzo wiele. Jeśli jednak chodzi o to, co szef „Faktów” robi w prywatnym czasie, to – o ile nie łamie prawa i nikogo nie krzywdzi – nie widzę powodów do takiego „prześwietlania”. Bo jest szefem dużej redakcji? Szefowie banków mają często większą od niego władzę, a czy im ktoś zagląda w piątkowe wieczory? A politykom? A dziennikarzom „Wprost”?

Gdybym miał zatem za coś Durczoka oceniać nieskończenie krytycznie, to zdecydowanie za to, co robi w godzinach pracy, a nie poza nimi. Podobnie zresztą, jak i autorów wszelkich dziennikarskich „polowań z nagonką”. Także tych, którzy dzisiaj, jak red. Czuchnowski z „GW” (ale nie tylko), potępiają „babranie się” w życiu prywatnym. Żadnego nie macie prawa, by rzucać kamieniem we „Wprost”. Lepiej walnijcie się nim w laptopa, bo akcja „Durczok” to także wasze dzieło.

———————————————————————————————————————

Prawda o mediach w bestsellerowej książce:„Resortowe dzieci. Media (tom 1)”.

Pozycja dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych