Panowie Prosiecki i Płuska powinni w latach 80. robić dzienniki telewizyjne. Spóźnili się…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. YouTube.com
fot. YouTube.com

Przykro mi, takie mam wrażenia po dwóch dniach telewizyjnej debaty o sprawie posła Przemysława Wiplera. Dwaj reporterzy TVN-owskich Faktów Dariusz Prosiecki (pierwszego dnia) i Paweł Płuska (drugiego dnia) wystąpili w roli gorliwych i bezkrytycznych rzeczników racji policji.

Tak bardzo gorliwych że mnie skojarzyli się z twórcami dzienników telewizyjnych z lat 80. Był wtedy taki „dziennikarz” – Marek Barański. On po prostu jeździł robić materiały razem z milicjantami czy esbekami.

Żeby było jasne: nie występuję z kolei w roli rzecznika posła Wiplera. Zachował się przed rokiem mało poważnie. To co robi obecnie to walka o dobre imię, ale nie chciałbym aby jego wpadka przed klubem na Mazowieckiej była przepustką w kandydowaniu na prezydenta Warszawy. Pomagają mu niektóre media. Nie wiem dlaczego „Rzeczpospolita” połączyła w jednym wywiadzie dyskusję o tamtym incydencie obywatela Wiplera z rozmową o programie wyborczym kandydata Wiplera.

Ale to nie zmienia mojej oceny szopki, jaką zaprezentowali reporterzy „Faktów”. Pierwszego dnia u Prosieckiego jako jedyni rzeczoznawcy oceniający całą tę historię wystąpili ludzie przedstawiani jako policyjni eksperci. Dowiedzieliśmy się od nich najprostszych prawd: gestykulujesz w sporze z policjantem, nie tylko można, ale trzeba cię stłuc pałką. Płuska podtrzymywał następnego dnia te tezy zajmując się szukaniem dziury jedynie w tłumaczeniach Wiplera. Od pana z prokuratury dowiedzieliśmy się z kolei, że nie ma znaczenia, czy w akcie oskarżenia są informacje sprzeczne z tym co widzimy na filmie. Przecież ten akt oskarżenia „ma charakter opisowy”. Płuska nie dociekał co się kryje za tym absurdem.

Wiadomości TVP były jednak w stanie znaleźć nawet antyterrorystę, który miał do tej interwencji zastrzeżenia – chociaż techniczne. A drugiego dnia znalazły nawet ekspertów co najmniej równie dobrych jak funkcjonariusze: zajmującego się ochroną praw człowieka Artura Bodnara czy prawnika Piotra Kruszyńskiego. I oni jakoś nie potrafili z siebie wykrzesać entuzjazmu wobec tego co zobaczyli na sławnym już filmie.

Naprawdę życie w kraju, gdzie policja sama wyznacza sobie granice i sama siebie osądza, nie mając nikogo kto by jej patrzył na ręce, jest mało przyjemną perspektywą. W 25 lat po upadku komunizmu reporterzy lewicowo-liberalnej telewizji umieją walczyć o prawa człowieka tylko wtedy, gdy rządzi prawica. W innych sytuacjach przyjmują rolę słupów policji.

Nie sądzę aby robili to z powodu poglądów na to, jak powinien być chroniony porządek. Po prostu rządzą ci, których trzeba bronić w każdej sytuacji. Skoro platformerski minister Sienkiewicz stanął za policjantami. Prosiecki i Płuska zrobią to także. W jednym z telewizyjnych materiałów kolejna minister z PO Teresa Piotrowska wygłosiła kwestię „kto znieważa policjanta” tonem Cyrankiewicza grożącego odrąbaniem ręki.

Żenada, panie i panowie, żenada. Ucieczka od wolności i od rozumu niejedno ma imię.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych