„Wyborcza” się piekli, że katolicki taliban zablokował bluźnierstwo. Red. Maziarskiego obrona profanacyjnej szmiry

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Davir Ruano
Fot. Davir Ruano

Wiadomo, wstydliwą porażkę jakoś trzeba zasłonić. „Gazeta Wyborcza” sławiąca pod niebiosa profanacyjną szmirę o prowokacyjnym tytule „Golgota Picnic” musi wyjść z twarzą z zawieszenia spektaklu po licznych protestach. Wojciech Maziarski ruszył z szablą na katolicki ciemnogród, drwiąc że „bluźnierstwo i zgorszenie (…) w wyniku działań katolicko—narodowych popularyzatorów sztuki teatralnej ogarnęło Polskę od morza do Tatr”.

Czyż to nie cudowne, że ten zjednoczony front katolickich talibów wspieranych przez siły narodowej prawicy i oddziały chuligańsko-kibolskie spopularyzował w Polsce elitarne dzieło argentyńskiego reżysera?

— pyta Maziarski i dodaje:

W pierwszej linii atakujących spektakl kroczą ludzie, którzy na oczy nie widzieli nie tylko tej, ale też żadnej innej sztuki, jedynym widowiskiem zaś, jakie zdarza im się zaliczyć, jest mecz futbolowy - o ile oczywiście nie obejmuje ich zakaz stadionowy. A jednak to właśnie im zawdzięczamy erupcję zainteresowania Polaków trudną i niszową twórczością teatralną.

Czyżby redaktor Wyborczej naprawdę wierzył w to, co napisał? Aż tak dalece nie potrafi odróżnić nagłośnienia zjawiska od jego akceptacji? Widać wieloletnia działalność na Czerskiej robi swoje.Red. Maziarski, fantazjując na temat rozsławienia „reżysera” bluźnierczego spektaklu dzięki protestom, stwierdza:

Znamy ten mechanizm. Za komuny wystarczyło, że oficjalna cenzura umieściła coś na indeksie, a dzieło to natychmiast zyskiwało popularność i stawało się hitem. Katolicko-narodowa cenzura działa w podobny sposób.

Jak już człowiek nie dostrzega oczywistości, to robi się groteskowo. Pan Maziarski ślepnie na fundamentalne różnice. Nie zauważa nawet, że promowane przez niego dziełka zyskiwałyby ogromne uznanie PRL-wskiej cenzury.

Radość redaktora „Wyborczej” ostatecznie zostaje przyćmiona niewłaściwą postawą państwa polskiego, które nie dołożyło starań, by wypromować bluźnierczą sztukę. Powołując się na Konstytucję, Maziarski stwierdza, że państwo się skompromitowało:

Konstytucja w artykule 73 głosi: „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, a także wolność korzystania z dóbr kultury”. Z tego zapisu jednoznacznie wynika, że to na państwie spoczywa obowiązek zagwarantowania obywatelom tego prawa. Jeśli ktoś próbuje ograniczyć ich konstytucyjne wolności, odpowiednie organy - policja, prokuratura, sądy, straż więzienna - powinny zadbać o to, by praworządność została przywrócona.

Takiej wolności i takich dotacji, jak za rządów Platformy, lewacka, neomarksistowska czy postmodernistyczna kultura nie miała chyba nigdy. Nie tak dawno musieliśmy znosić prymitywną wystawę w Centrum Sztuki Nowoczesnej, gdzie rozdygotany emocjonalnie pseudoartysta potrafił jedynie udawać kopulację z krzyżem. Taki to szczyt twórczy. Reżyser „Golgoty Picnic” poszedł w swojej niemocy jeszcze dalej. Protesty były liczne i skuteczne. Mimo, że odbywały się wcześniej w innych krajach, tylko Polacy mieli siłę, by zablokować spektakl. To budujące! A Pan Maziarski niech się pociesza wątłą nadzieją, że jego wybitny twórca zyskał sławę dzięki protestom. Każdy ma prawo żyć w fikcji.

Marzena Nykiel


Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych