Wszystkie słowniki i encyklopedie zgadzają się co do jednego, podstawowego znaczenia: korespondent zagraniczny, to osoba, zatrudniona przez agencję, periodyk czy stację radiową lub telewizyjną, która regularnie przekazuje informacje z odległych często miejsc globu. W krajach o rozwiniętym rynku medialnym do dziś liczba wysłanników stanowi o reputacji nadawcy – BBC ma ich, jak wyliczyłam – 200, a The Times szczyci się pośród brytyjskich dzienników największą liczbą korespondentur.
Nie ma żadnych wątpliwości, że dziennikarstwo, zwłaszcza w epoce globalizacji, nie może funkcjonować bez gęstej sieci korespondentów, zatrudnionych w agencjach informacyjnych, wielkich stacjach telewizyjnych, światowej sławy magazynach i dziennikach. Przecież ktoś musi im te informacje przekazywać – nie można liczyć tylko na lokalne, indyjskie czy kenijskie, agencje informacyjne czy prasę. Jakby nie było, będą to zawsze – jak mówi się w gwarze korespondentów - second handy czyli towary z drugiej ręki, „przeżute” i sformatowane. Studia, prowadzone na ten temat sugerują, że ten zawód – na skutek inwazji Internetu i kryzysu ekonomicznego ostatnich lat – nie zanika, lecz z ewoluuje. Twierdzi się nawet, iż jest to jedyna specjalizacja dziennikarska, która nie podlega tendencjom powszechnym na świecie – „populizacji” i „tabloidyzacji”. I wciąż, jak dawniej, pozwala przekazywać ekskluzywną wiedzę o krajach z najdalszych punktów globu, w sposób pogłębiony, i korzystając z informacji niedostępnej w kraju do którego wysłannik przesyła swoje materiały.
Obraz ten zawiera jednak więcej kolorów niż czerń i biel. Bo z jednej strony – na skutek „śmierci gazet” – zamyka się placówki zagraniczne pracujące dla prasy, ale z drugiej obserwujemy kraje o szybko rozwijającej się gospodarce jak Chiny, Indie, Brazylia, z aspiracjami do lepszego rozpoznania świata, które gwałtownie rozwijają swoją sieć korespondentów. Ponieważ w epoce globalizacji dochodzi do coraz głębszego podziału na „biedne Południe” i „bogatą Północ” - choć ten podział bardzo się ostatnio skomplikował – obserwujemy kolejne nowe zjawisko. Np. ogromny koncern prasowy jak „Stern”, obok stałych biur w Paryżu i w Nowym Jorku, niedawno uruchomił 10 nowych korespondentur, m.in. w Szanghaju, Bangkoku, RPA, Bejrucie, Kabulu i Stambule. I nie jest to jedyny tego rodzaju przypadek. A BBC – mimo wyraźnego kryzysu gospodarczego i konieczności zaciskania pasa, nie zmniejszyła swojego korpusu wysłanników ani na jotę. Jedynie w Azji jest ich 26, m.in. 2 w Pekinie, 2 w Szanghaju, 3 w Delhi, 2 w Bombaju, 4 w Singapurze, 2 w Islamabadzie, 2 w Dżakarcie, w Seulu i w Taipei, w Katmandu i w Tokio. W samym Londynie – jak podał John Hewitt z FCO International Media – w 2011 roku akredytowanych było 1500 wysłanników z całego świata.
Jak to zwykle bywa, istnieją dwie szkoły interpretujące na dwa różne sposoby sytuację korespondenta zagranicznego. Pierwsza, reprezentowana m.in. przez Johna Hewitta z FCO International Media, twierdzi, że liczba korespondentów w ciągu ostatnich lat zmniejsza się, a to z trzech głównych powodów:
1/ rozwoju i coraz większej dostępności Internetu; 2/ kryzysu ekonomicznego; i 3/ zmniejszania się zainteresowania telewidzów i czytelników problematyką zagraniczną.
Jednak to ostatnie zagadnienie nie zostało jeszcze dokładnie rozpoznane, bo z drugiej strony zdarza się, że ratujące swoją sytuację na rynku dzienniki wekslują zainteresowanie w stronę newsów i komentarzy krajowych i lokalnych. I do końca nie wiadomo, która z tych przyczyn jest pierwotna, a która wtórna. Z drugiej strony padają argumenty, że kryzys owszem, dotknął gazety codzienne i prasę lokalna, ale już w znacznie mniejszym stopniu media elektroniczne, zwłaszcza telewizje. W tym segmencie rynku można obserwować inne nowe zjawisko: jak bardzo bogate i zaawansowane technologicznie giganty o zasięgu globalnym jak BBC, CNN czy Euronews, „pożerają” mniejsze media, krajowe i te z prowincji. Np. serwis on-line BBC sieje zniszczenie pośród brytyjskiej lokalnej prasy i stacji radiowych. Powracając jednak do tematu: druga szkoła reprezentowana m.in. przez Jona Williamsa, byłego zastępcę szefa pionu korespondentów BBC, i medioznawcę Cristinę Archetti, twierdzi coś zupełnie innego niż John Hewitt. Archetti pisze w swoim opracowaniu „Journalism In the age of global media: The Evolving practices of foreign correspondent In London”: ”W dobie globalizacji i >komunikacji natychmiastowej< rola korespondenta nie tylko nie obniża się, lecz rośnie. Studia /medioznawcze/ sugerują, że zawód korespondenta podlega zmianom, ewolucji, ale niekoniecznie w złą stronę. W istocie, profesja ta nie tylko nie zniknęła, ale – mając do dyspozycji nowe technologie – nie tylko nie podlega „populizacji” i „tabloidyzacji”, ale wciąż dostarcza ekskluzywnych informacji z daleka w sposób pogłębiony, pod kątem nieznanym w kraju do którego jest kierowana, czerpiąc wiedzę niedostępną odbiorcom, i w sposób pełniejszy niż dotąd realizuje misję korespondenta”.
Tę drugą stronę barykady reprezentują także sami korespondenci. Wysłanniczka „Sterna” w Londynie Cornelia Fuchs twierdzi, że „w Londynie nigdy jeszcze nie było tylu niemieckich korespondentów co dziś” - opinia jakby nie było praktyka - która rozwiewa fatalistyczną wizję Johna Hewitta. Z kolei francuski korespondent w Londynie Tristan de Bourbon Parma, pracujący dla 5 różnych redakcji, zauważa, że generalnie liczba korespondentów zagranicznych nie maleje, zmniejsza się tylko ilość wysłanników etatowych, z własnym biurem, operatorem i dźwiękowcem. Bo coraz częściej ci zatrudniani na etacie są zastępowani przez freelancerów na umowach innych niż full time job.
Ale - dodaje francuski wysłannik – stacje radiowe i telewizyjne wciąż mają wszędzie swoich ludzi, i generalnie nie redukują ich liczby.
Amerykanie – kończy – pozostają na tym samym liczebnym poziomie, choć Europejczycy, prawdopodobnie, powoli zmniejszają swój stan posiadania, lecz dotyczy to głównie gazet.
Sytuacja nie jest więc ani do końca rozpoznana, ani oczywista.
Podczas tej słownej batalii były dyrektor pionu Newsów w BBC Richard Sambrook, w publikacji „Are Foreign Correspondensts Redundant?” („Czy korespondenci zagraniczni znikną?”) twierdzi, że presja ekonomiczna i wejście technologii cyfrowej zagraża statusowi korespondenta”. Ale jego były zastępca w BBC Jon Williams, w artykule biuletynu Reuters Institute z Oksfordu zaraz potem odpowiada:
Richard Sambrook powinien chyba zapytać w swoim artykule >Czy tradycyjnemu białemu korespondentowi, rezydującemu za granicą w swoim biurze i przekazującemu newsy poprzez system satelitarny, grozi wyginięcie?< W takim przypadku odpowiedź jest pewnie >tak<. Ale Richard Sambrook ma rację twierdząc, że tradycyjny model wysłannika zagranicznego się zmienia. Nowa generacja korespondentów potrafi pracować zarówno z jednej, jak i z drugiej strony kamery, bez pomocy kamerzysty i dźwiękowca – a jego studiem może być jego druga sypialnia w Singapurze czy Buenos Aires. Pomysł, że Twitter czy inne portale społecznościowe mogą go zastąpić, wydaje się śmieszny. Powiem więcej – moim zdaniem owe nowe technologie to dla korespondenta raczej szansa niż zagrożenie. W świecie, w którym mamy coraz więcej >zgiełku i hałasu< z powodu blogów, Facebooka i Twittera, widać wyraźnie oczekiwania ambitniejszych odbiorców, aby mieć „a trusted guide”, „zaufanego przewodnika po świecie”, który będzie mu pokazywał co się dzieje i wyjaśniał, co jest ważne, a co nie. Pośród fanów Twittera, setki tysięcy ludzi, nie mówiąc o instytucjach i mediach, płacą abonament, żeby uzyskać dostęp do najnowszych newsów BBC, a kolejne tysiące, aby śledzić wiadomości dostarczane przez takich korespondentów jak Robert Peston, Rory Cellan – Jones czy Laura Kuenssberg.
I Jon Williams tak kończy swój artykuł z 2010 roku, co może być także pointą mojego komentarza:
Trzy tygodnie temu blogosfera i reszta świata netu zatrzęsła się od plotek, że Aung San Suu Kyi została zwolniona w istocie na wiele godzin przed jej uwolnieniem. I to właśnie najbardziej >tradycyjny< korespondent John Simpson – boss pionu wysłanników zagranicznych BBC – który był wtedy w Rangunie, tuż po jej rzeczywistym uwolnieniu poinformował o tym świat.
Wiele się w Wielkiej Brytanii mówi na temat dwóch „generacyjnych” postaw korespondentów: „I was there” i „I don’t care”. I może tu „pies jest pogrzebany?” W Polsce – prócz problemów, o których była mowa – mamy swoje własne kłopoty, głównie związane z zaszłościami historycznymi i politycznymi. 45 lat komunistycznego reżimu i Żelaznej Kurtyny, a potem 25 lat III Rzeczpospolitej, odgrodziły nas od świata, skazując na izolację i prowincjonalizm. O tym wszystkim będziemy mówić dziś o godz. 14 w siedzibie SDP przy Foksal na konferencji pt. „Korespondent – zawód ginący? I cywilizacyjne skutki tego zjawiska”. Serdecznie zapraszamy.
Elżbieta Królikowska-Avis. 6 maja 2014
—————————————————————————————————
Do nabycia wSklepiku.pl:„Media publiczne w Polsce”
Niniejsza publikacja wpisuje się w dyskusję na temat przyszłości elektronicznych środków przekazu w Polsce - zwłaszcza miejsca i rolki ich sektora publicznego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/194254-korespondent-zagraniczny-ginacy-gatunek-to-zalezy-dwie-szkoly-interpretujace-sytuacje-tego-ekskluzywnego-zawodu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.