Stosunki się popsuły. No ale prawdę mówiąc – jakież to one były. Teraz kupujemy tani węgiel ze wschodu (wprawdzie po cholerę on nam skoro swojego mamy nadwyżki), a przedtem sprzedawaliśmy! Nie bardzo wprawdzie wiadomo, czy w ogóle nam płacono, czy też w rozliczeniu dokładaliśmy jeszcze statki. Ale przyjaźń kwitła. Jechałeś do Moskwy. Zawiozłeś buty i z prezentu się cieszono. Soczi, Batumi, Leningrad – wszędzie można było pojechać z Almaturem lub Juventurem.
Rosyjski był łatwiejszy niż angielski. Dla pułkowników i generałów. A bratnia pomoc była pod ręką. W każdej chwili Rosjanie gotowi byli przysłać nam dywizję spadochronową. Nie trzeba było tak, jak teraz błagać Amerykanów o 150 żołnierzy. Wprawdzie obecnie też będzie można poprosić o pomoc policjantów niemieckich, ale to może się pamiętliwym Polakom nie podobać.
Dobrze, że mamy sprawnych korespondentów zagranicznych. Nasi rezydenci w Londynie, Paryżu, Rzymie kompetentnie na co dzień wyjaśniają nam co i dlaczego tam się dzieje.
Dziennikarzy w ogóle mamy bardzo dobrych i chętnych do współpracy.
Pan Kraśko dwoi się i troi. Wytropił wszystkie ślady naszego kochanego Papieża. Świętą cierpliwość wykazał bezpośrednio sam relacjonując z miejsc nieznanych i trudno dostępnych. Możliwe to było również dlatego, że świetnie sobie radzi z jednośladami, na które uzyskania prawa jazdy wcale nie jest łatwe. I jaki pracowity. Ma całą redakcję na głowie, prowadzi programy ile tylko może i jeszcze te męczące ekskursje. To się nazywa samozatrudnienie. Telewizja Polska proponuje to wszystkim swoim twórcom. A oni nie wiadomo dlaczego nie chcą!
Ważny biskup zdziwił się, że reporterka rozmawiała z nim na antenie „tak krótko”. Ale przyznać trzeba, że Telewizja Polska bardzo się postarała – było d ł u u u u g o! I jakże gorąco. W prawdzie smutny trochę stał pan Krzysztof Ziemiec obok rozentuzjazmowanej i witającej gorąco publiczność Agaty Młynarskiej. W czasie koncertu z Wadowic, który prowadzili razem choć osobno. Uważajcie chłopaki, Pani M. ma tyle energii, że z rozpędu może was rozdeptać. Grunt to skromność.
Na wdzięczność kogokolwiek za cokolwiek nie ma co liczyć. Państwo Zanussi np. chcieli ufundować kościół w Bochotnicy koło Kazimierza nad Wisłą. A tu parafianie nagle nie chcą. Postawiono już ponoć, po kilku latach działań, jedną ścianę. I pani małżonka reżysera przekonywująco tłumaczy, że jak mówi „miejscowym pijaczkom potrzebna jest świątynia”. A oni nie! Obrazili się jeszcze.
Obok Wisła sobie płynie i nie chce być głębsza, bo nie napadało w tym roku. Przedtem, owszem. Nawet mocno zalało sąsiednich biedaków. A teraz sucho. To taka krnąbrna rzeka ale nasza. Tak do końca też nie jesteśmy jej wdzięczni, bo z tymi wałami przeciwpowodziowymi nadal nie wszystko jest w porządku. Ale może następnym razem woda ich nie przerwie.
Za to pod Łodzią, gdzie ryto (najpierw władze same pod sobą) a potem zaczęto drążyć tunel - okazało się, że grunty leżą na wielkiej wodnej bańce. Dobra to ponoć woda, pitna, sama kiedyś wypłynie i w Łodzi zgodnie z herbem poruszać się będzie można łodzią. Może jednak władze łódzkie i w ogóle wszystkie nasze władze przestaną się kłócić i zainteresują się tym podziemnym jeziorem. Ale może być tak, jak to dzieje się z łupkami. Prawo do eksploatowania złóż samo się nie napisze, a tym bardziej zalegalizuje. Cholernie dużo tych posłów i senatorów. Dogadać się trudno.
Podobnie jak z tymi miejscami na listach wyborczych. To dobrze, że wyeliminowano z nich przynajmniej dziennikarzy. Prawdziwi dziennikarze mają co robić w kraju.
A w dodatku zdarzył się bardzo brzydki przykład. Podobno któryś z nich oszukiwał na rozliczaniu delegacji. Może zapatrzył się na innych jeżdżących „maluchami” w pięciu. Rozliczenia sobie, a jazdy to już na własny ucisk. Szosy w końcu są już dobre. Na piwko do Brukseli i z powrotem. I po co w tym stadle żurnaliści. Taki to jeszcze zrobi zdjęcie w czasie biesiadowania, albo nagra szczery dyskurs po łacinie.
Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Nie ma prawdziwych szlabanów na Odrze i Nysie. Wody tych rzek jak i innych w naszym kraju marnotrawnie spływają do Bałtyku. Bareczki, pchacze gdzieś tam jeszcze rdzewieją w zaroślach. Zostały za to ładne piosenki np. „płynie Wisła płynie, po polskiej krainie”. Teraz płynie czystsza, bo przemysłu już prawie nie ma i nikt nie brudzi. Cieszą się ekolodzy i co rusz wzywani są do centrum Europy po granty. Im naprawdę na sercu leży przyroda. Reszta wisi.
Ale wiadomo co ma wisieć nie utonie. Więc nie grymaśmy. Startujmy lub przynajmniej głosujmy w wyborach. Będzie w czym wybierać. W czasie unijnoparlamentarnych, potem lokalnych, wreszcie centralnych. Kupa narodu się załapie. To dobrze. Ważne by kraj rósł w siłę, a ludzie żyli dostatnio. No, przynajmniej d o s t a t n i e j! To już mówiono. I teraz właśnie będzie dotrzymane. Na mur! (oby nie berliński), lepiej niech się premier całuje z kanclerzem, niż sekretarz z sekretarzem.
A reszta, „paszli won rabotać”, gdzie się jeszcze da.
Stefan Truszczyński
Artykuł ukazał się na portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/193262-niewdzieczna-polska-biedny-pan-ciosek-ilez-to-musial-wypic-wodki-z-rosjanami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.