Powiało Bareją: Piąty beatles Donald, czyli jak wcisnąć Polakom kit

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Po co powstał spot promujący dziesięciolecie obecności Polski w UE? Oczywiście także po to, żeby ktoś zarobił dużą część z 7 mln zł, jakie minutowy filmik kosztował (wraz z opłaceniem czasu antenowego). Skądinąd za 7 mln zł można nakręcić pełnometrażowy film fabularny. Ale nie o koszty tu przede wszystkim chodzi, czyli - jak głosi uniwersalna zasada, znana z „Misia” Stanisława Barei - o „prawdziwe pieniądze zarabiane na drogich, słomianych inwestycjach”. Chodzi o to, by wcisnąć Polakom kit, że Donalda Tuska, jego rząd i „osiągnięcia” tej ekipy popiera sam Paul McCartney.

Użyta w promocyjnym spocie piosenka „Hey Jude” nijak się nie kojarzy z 10-leciem Polski w UE. Ale przecież nie o to chodzi. Istotne jest to, że w filmiku pojawia się legenda muzyki rozrywkowej, człowiek bardzo znany, bogaty (posiada majątek wart około miliarda dolarów), szanowany i obdarowany przez królową Elżbietę II tytułem szlacheckim. I ta jego obecność ma uszlachetniać PO oraz osiągnięcia jej rządu. To dość prymitywna sztuczka, ale na wielu może działać. Zastosowana niedługo przed wyborami, ma podkreślać europejskość, a nawet światowość rządzącej partii i zrównywać ją z idolem kultury masowej, znanym na całym świecie ex-beatlesem.

Chodzi o utrwalenie przekonania: „dla nas śpiewa Paul McCartney”. Sam sir Paul oczywiście nawet nie wie, że istnieje jakaś PO i że jej szefem jest Donald Tusk. I wiedzieć nie musi, bo prawa autorskie do utworów kupuje się poprzez agentów. Zapłacono ponad 300 tys. zł za te prawa, żeby skojarzyć z PO i Tuskiem przebój znany na całym świecie i artystę o globalnym zasięgu. Dlatego żaden krajowy utwór i artysta nie wchodzili w grę. Bo wtedy spot byłby kompletnie bezużyteczny w kontekście kampanii wyborczej do europarlamentu. Tylko ktoś bardzo naiwny może bowiem sądzić, iż emisja spotu oraz termin wyborów przypadkowo się zbiegły, czyli że ktoś „przechodził z tragarzami”.

Treść samego spotu jest bez znaczenia, dlatego nie dziwi nawiązanie do socrealistycznej poetyki. Przecież to w czasach socrealizmu pokazywano, jak siermiężnie było w przeszłości (w międzywojniu) i jak wspaniale wszystko rozkwitło w „nowym wspaniałym świecie”, czyli w czasach komuny. I w spocie o unii jest podobnie. Dlatego scenariusz tego filmiku spokojnie mogli napisać występujący w „Misiu” ubecy (jednego z nich gra Wojciech Pokora), którzy snuli wizje wspaniałych, nowych inwestycji w Warszawie. Te wizje zamknęli potem w podniosłym utworze-koszmarze, śpiewanym przez artystę Smyntera.

Hej młody Junaku! Smutek zwalcz i strach. Przecież na tym piachu za trzydzieści lat, przebiegnie z pewnością jasna, długa, prosta, szeroka jak morze Trasa Łazienkowska. I z brzegiem zepnie drugi brzeg, na którym twój ojciec biegł! La, la, la, laaa, la, la, la …

— śpiewał artysta Smynter. A ubeccy autorzy go chwalili: „No, brawo! Pięknie nam pan to wyśpiewał, panie Smynter”. Na co rozanielony śpiewak odrzekł: „Ja wam zawsze wszystko wyśpiewam”.

Paul McCartney i „Hey Jude” zostali użyci w spocie na dziesięciolecie Polski w UE po to, żeby „wszystko wyśpiewać”. Wszystko, co da się zdyskontować do pokazania premiera Tuska i rządzącej PO jako tych, którym historia powierzyła zadanie prowadzenia Polaków do wspaniałej przyszłości w Unii Europejskiej. Tusk prowadzi Polskę ramię w ramię z takim gigantem jak Paul McCartney (wraz ze stojącą za nim legendą The Beatles). Tak jakby Donald Tusk był piątym beatlesem. Dlatego sam premier zanucił „Hey Jude” zza biurka w swoim gabinecie, telewizje to pokazały, a odpowiedni filmik znalazł się w Internecie.

Stanisław Janecki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych