Ten tekst ukazał się w tygodniku „Polska Niepodległa”, ale może posłużyć również jako odpowiedź na „polemikę” Dawida Wildsteina pt. „Rosja a Polska. Wielkość Lecha Kaczyńskiego. Polemika z Jerzym Wasiukiewiczem”, która ukazała się na portalu wPolityce.pl i odnosiła się do mojego tekstu „Zadowoleni? Przecież chcieliście tej rewolucji, wspieraliście ją, to skąd nagle zdziwienie, że osłabione rewolucją państwo nie jest w stanie się bronić przed agresją z zewnątrz?”.
Piszę umyślnie w cudzysłowie „polemika” ponieważ to co napisał młody Wildstein to jest po prostu paszkwil. Przykład? Proszę bardzo:
Jednocześnie Jerzy Wasiukiewicz szczególną pogardą pała do tych moich wypowiedzi, które są… odwołaniem się do koncepcji geopolitycznych Lecha Kaczyńskiego. Zdziwiło mnie, że Wasiukiewicz tak bardzo nie lubi zmarłego prezydenta.
Dawid Wildstein manipuluje czytelnikiem ponieważ to co napisał jest zwyczajnie nieprawdą. Nie polemizowałem z żadnymi wypowiedziami Wildsteina na temat jakichś koncepcji geopolitycznych. Pisałem tylko o jego bezmyślnym, bezrefleksyjnym zachwycie nad rewolucją na Majdanie. Jeżeli zachwyt rewolucją, uliczną nawalanką jest koncepcją geopolityczną Lecha Kaczyńskiego, to dzięki Dawidowi Wildsteinowi dowiaduję się czegoś nowego. Cóż, człowiek jak widać uczy się całe życie. A jeśli chodzi o zdziwienie Wildsteina, że niby nie lubię zmarłego prezydenta, to ja nawet tym co Wildstein napisał nawet się nie zdziwiłem. I specjalnie manipulacje młodego Wildsteina nie robią już na mnie wrażenia i zresztą o tym poniekąd traktuje poniższy tekst. Lewactwo przejęło „Frondę”?
Wiara w darwinowską ewolucję, zachwyt nad rewolucją i wulgarny język to coś czym postanowił zaskoczyć czytelnika kwartalnik Fronda (nr 70). Aby nie było żadnych wątpliwości jak ważny jest taki kurs dla „pisma poświęconego” to właśnie te wszystkie elementy (ewolucja, rewolucja i wulgaryzmy) raczą czytelnika już od pierwszych stron kwartalnika w tekście autorstwa Dawida Wildsteina „Dzienniki placowe”.
Wulgarny język
Morda zniszczona i zasuszona, łapy obwieszone złotem. Atłasowy garniak, taki błyszczący jak psu jajca (panie przepraszam)
nagle bierze mnie ochota (…) by podejść do tego typa i wybić mu te jego zęby
Boże, takiego fanatyzmu, bólu d…y i idiotyzmu nie da się strolować. I jak to cuchnie ledwie ukrywanym antysemityzmem
<<Tropiciel antysemityzmu>> to straszny dupek
są do tego frajerami, gnojkami i idiotami
Wk…wia was ta część homoseksualistów, którą można nazwać przegiętymi ciotami? Wk…wiają was ci, którzy z piórkami w tyłkach biegają po paradach? (…) Wkurza was typ, który ze swojego życia zrobił jeden wielki spektakl pt. Jak zajebiście być gejem i się ru…ać?
Słowa wulgarne nie są w oryginalnym tekście wykropkowane. Jak widać redakcja doszła do wniosku, że zapiski Dawida Wildsteina, które publikował wcześniej m.in. na Facebooku, są tak ważne lub mają jakiś szczególny walor literacki, że redakcja nie czuła się kompetentna w ingerowanie w oryginalny zapis.
Ewolucjonista
Autor zresztą nie tylko postanowił pochwalić się znajomością „łaciny”. „Dzienniki placowe” rozpoczynają się bowiem od popularno-naukowego opisu ewolucji „płaza Crassigyrinusa”, który: „uznał, że zostanie z powrotem rybą. Nie było to łatwe, miliony lat trwały przygotowania, a o wyrzeczeniach lepiej nie mówić. Ale udało się. Skrócił swoją czaszkę tak, by jej proporcje względem reszty ciała były podobne do rybich. Jego kończyny przednie uległy niemalże zanikowi i wyrastały w miejscu, gdzie kończył się jego łeb. Przypominały par ę płetw. Tylne kończyny także się zmniejszyły, zaś ogon wydłużył, stając się rodzajem muskularnej płetwy… I powrócił Crassugyrinus do wody. (…) Aż w końcu mu się wymarło. (…) Płazy nie posłuchały jego słów. Ruszyły dalej. Wyewoluowały we wredne gady, a potem w parszywe ssaki. A te co zrobiły – to już dobrze wiemy. Zbudowały bombę atomową oraz wymyśliły totalitaryzmy i gender”
Zarówno teoria Charlesa Lyella jak i teoria Charlesa Darwina narobiły i robią po dziś dzień sporo zamieszania w nauce. Te dwie uzupełniające się w jakiś sposób teorie nadal pozostają teoriami. Co nie przeszkadza nawet dziś naukowcom o skręcie lewicowym twierdzić butnie, że nie potrzeba żadnych dowodów na potwierdzenie teorii ewolucji ponieważ „ewolucja jest faktem”. Jeżeli czyta się nawet współczesne prace na temat ewolucji można stwierdzić, że w zasadzie w sposobie przedstawiania nie różnią się one niczym od swojego pierwowzoru, czyli od słynnego dzieła Darwina „O powstawaniu gatunków”. Nie ma nigdzie żadnego przekonującego opisu (pisząc przekonujący, mam na myśli oparty o naukowe badania i dowody) jak krok po kroku wyglądała ewolucja danego gatunku. Nie ma też żadnego dowodu na to, że nagle nastąpił jakiś skok ewolucyjny i płazy wyewoluowały w gady, a gady wyewoluowały w ssaki (pojęcie skoku ewolucyjnego to też taka próba ratowania darwinowskiej teorii przez samych ewolucjonistów, którzy nie wiedzą jak wyjaśnić takie przejścia). Nie ma też żadnego dowodu na ewolucję ssaka, który na końcu swej ewolucyjnej ścieżki zbudował bombę atomową. Coś co mogło fascynować ludzi w XIX wieku nie znajduje potwierdzenia w wieku XXI. Z takim prostym sposobem przekazywania „wiedzy” o ewolucji, kiedy to opisuje się nam np. jak to jedno zwierzątko dostawało skrzydełek i zmieniało się w ptaka, bardzo ładnie rozprawił się biochemik Michael Behe w „Czarnej skrzynce Darwina”, który przeciwko teorii Darwina wytoczył argument nieredukowalnej złożoności.
Chociaż może jednak najlepiej z tą teorią rozprawił się, wcale nie mając takiego zamiaru, ojciec genetyki, zakonnik Grzegorz Mendel, który czyniąc podobne do Darwina obserwacje doszedł do wniosku, że zmianami w obrębie gatunku rządzą określone prawa, które nijak się mają do „praw” ewolucji. I to on pchnął naukę do przodu. Jeżeli już zaś przypisać jakieś ojcostwo Darwinowi to co najwyżej można przypisać mu ojcostwo eugeniki czy rasizmu, bo przecież w tym kierunku już na przełomie XIX i XX wieku podążyła nauka idąc tropem ewolucji. I dziś ciągle ewolucjoniści tkwią w ślepym zaułku, ciągle szukając i nie mogąc znaleźć choćby jednego ogniwa pośredniego. Brak tego ogniwa pośredniego, których powinno być tysiące w kolejnych warstwach geologicznych, stawia pod znakiem zapytania również kierunek w jakim nauka próbuje podążać za teorią Charlesa Lyella. To w końcu na jej podstawie określany jest czas geologiczny (miliony i miliardy lat), a wbrew tej naukowej politycznej poprawności coraz częściej słychać głosy, że te wszystkie warstwy i skamieliny w nich odnajdywane to jest to efekt globalnej powodzi, czyli jednego konkretnego wydarzenia, a nie sumy jakichś drobnych zdarzeń na przestrzeni setek milionów lat.
Dziś teoria ewolucji wydaje się niezbędna jedynie do ideologicznej indoktrynacji. To uzurpacji przypisywania ewolucji jedynej odpowiedzi na to jak powstało życie na ziemi, w kontrze, w zaprzeczeniu do zapisu biblijnego.
Rewolucjonista
„Dzienniki placowe” to jednak przede wszystkim opis rewolucji. Tej rewolucji, którą Dawid Wildstein widział na własne oczy, której poczuł smak i zapach. Widać po zapiskach Wildsteina, że tam gdzie rozpoczęła się u niego fascynacja tym co się dzieje na Majdanie, tam kończy się u niego dziennikarstwo. Nie są już ważne prawdziwe przyczyny wybuchu rewolty w Kijowie, nie są ważne zagrożenia jakie płyną z tej rewolty, Wildstein przedstawia czytelnikowi obraz czarno-biały. Zły Janukowycz, Berkut, tituszki i światli rycerze Majdanu. Całym opisem rządzą nie fakty, a emocje. Emocje związane z takim szczególnym momentem jakim jest znalezienie się w centrum wydarzeń, które wpiszą się na karty historii. Nie tylko Ukrainy, nie tylko Europy, ale świata.
Kiedy czyta się „Dzienniki” odnosi się wrażenie, że Dawid Wildstein całkowicie zatracił również odróżnianie dobra i zła. Wildstein nie dostrzega tego, a raczej nie chce tego widzieć, że od początku ci którzy kierowali wydarzeniami na Majdanie dążyli do konfrontacji, do rozwiązania siłowego i nie było tam miejsca na żadne negocjacje, a ofiary były wpisane we wcześniej zaplanowany scenariusz rozgrywki politycznej. Scenariusz, który kreślił już w roku 2012 obecny premier Ukrainy Jaceniuk. Tego Wildstein nie chce widzieć, tak daleko jego dziennikarski nos nie sięga. Opisując więc jedną ze scenek na Majdanie Dawid Wildstein pisze: „Babcia z niesamowitą zawziętości ą uderzała w kawałek blachy, jakieś 150 metrów od linii frontu. Pytam się jej, czemu to robi. A ona szczerzy do mnie swoje piękne złote zęby i odpowiada – nie pozwolili mi rzucać koktajlami w Berkut, to chociaż tak się przydam. I jak tu nie wierzyć, że rewolucja zwycięży”
To nie jest dziennikarski opis, nie jest to relacja bezstronnego świadka. To jest właśnie opis człowieka zafascynowanego rewolucją. Człowieka, który kiedy w polskich mediach pojawia się informacja o tym, że rzecznik „Prawego sektora” mówi o tym, że sprawiedliwość nakazywałaby, aby Przemyśl i kilka innych powiatów wróciły do Ukrainy”, nagle się obrusza i pisze, że gdyby nie był na Majdanie to dałby się być może nabrać na tę „antymajdanową propagandę”. Jest to prostacka forma dyskredytacji. Ten sam poziom, kiedy epitetem „ruski agent” środowisko „Gazety Polskiej” obrzuca, każdego kto nie stoi w jednym szeregu z tymi, którzy koniecznie chcą iść na wojnę z Putinem, mając na uzbrojeniu gazrurkę i finkę.
Dlatego z „Dzienników placowych” nie dowiemy się o kto tak naprawdę strzelał do majdanowców, bo jeżeli ktoś mógł do nich strzelać to wiadomo, że tylko strona przeciwna, czytelnik uzyskuje tylko jeden przekaz: dobry Majdan, zły Janukowycz i Berkut. Dlatego palenie Ukraińców z Berkutu jest dobre, strzelanie do podpalających ich Ukraińców z Majdanu jest złe. Widstein nie pisze również skąd Majdan ma pieniądze na tę rewolucję? Kto chociażby sfinansował ogromną scenę i nagłośnienie, które tyle miesięcy stały na Majdanie. Z „Dzienników placowych” nie dowie się czytelnik czy prawdą jest, że część majdanowców otrzymywała wynagrodzenie za organizację bojówek, które m.in. wyprawiały się na miasto na polowania na tituszki. Ale dowie się, że „tituszki to cywile zatrudnieni przez służby Janukowycza do demolowania Kijowa i terroryzowania jego mieszkańców”. Czyli to nie Majdan demolował, podpalał Kijów, ale tituszki. A skoro to tituszki są złe to „W odpowiedzi na te prowokacje ochrona Majdanu powołała swoje brygady lotne”. Polujący więc bojówkarze są przedstawieni przez Wildsteina wręcz jak strażnicy prawa, stąd polowanie na tituszki nie budzi w Wildsteinie żadnego wewnętrznego sprzeciwu.
Lewak
Logo koncernu popierającego małżeństwa homoseksualne jest na Facebooku znaczkiem rozpoznawczym „Hipster prawicy” na Facebooku. O tym bowiem, że Starbucks popiera takie związki rok temu pisał nawet jako jeden z pierwszych portal Fronda.pl. „Czy wiesz gdzie pijesz kawę? Starbucks popiera gejowskie małżeństwa” takim tytułem uczulał swojego czytelnika portal, a w artykule wyjaśniał, że „Dyrektor generalny firmy Starbucks Howard Schultz oświadczył, że władze firmy nie wycofają swojego poparcia dla małżeństw homoseksualnych. Zasugerował jednocześnie, iż akcjonariusze, którym nie podoba się taki stan rzeczy, powinni sprzedać swoje udziały w Starbucksie.” Niecałe 3 miesiące później media obiegła informacja, że „Hipster prawica przejmuje Frondę”. Na Frondzie pojawiła się informacja „Hipster Prawica i jej przyjaciele od teraz prowadzą najpoczytniejszy kwartalnik w Polsce. Mateusz Matyszkowicz zastąpił Tomasza Terlikowskiego na stanowisku redaktora naczelnego kwartalnika Fronda. Z Matyszkowiczem do redakcji Frondy wchodzi grupa intelektualistów i dziennikarzy konserwatywnych urodzonych po 1980 roku.” Jeden z moich znajomych zwrócił uwagę Samuelowi Pereirze (który jak Dawid Wildstein też został wymieniony na liście owych „dziennikarzy konserwatywnych” przejmujących „Frondę”), że chyba coś jest nie tak z tym, aby logo Sturbucksa było znakiem rozpoznawczym „Hipster prawicy” właśnie w związku z tym, że koncern popiera homoseksualne małżeństwa. Według relacji znajomego Samuel Pereira skonsultował się z Dawidem Wildsteinem (pomysłodawcą stworzenia tej nieformalnej grupy) a ten postanowił, że logo Sturbucksa zostaje.
Hipster prawica to oksymoron. Do pewnego momentu można było uznać to za pewnego rodzaju żart z jednej strony, a z drugiej jako jakąś próbę dotarcia z poważniejszym przekazem do młodszego pokolenia. Z tym, że jak widać na przykładzie „Dzienników placowych” ten poważniejszy przekaz nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem. Nazywanie tego przekazu prawicowym jest nadużyciem, a raczej jeszcze większym mąceniem ludziom w głowach. Cóż jest fajnego z posługiwaniu się logiem koncernu popierającego „małżeństwa” sodomitów? Co z konserwatyzmem ma wspólnego rewolucja? Co wspólnego ma z nim teoria ewolucji, która od dawna jest jedynie narzędziem ideologicznym przyczyniającym się do burzenia tradycyjnego porządku?
Pomysł na „Hipster prawicę” jest więc intelektualnym oszustwem. Nie przeczę, że w gronie osób, które tworzą to środowisko są i takie, które rzeczywiście mają poglądy prawicowe, konserwatywne. Ale sam nieformalny lider tego intelektualnego grona wyraża czysto lewicowe poglądy, jest czystej wody lewakiem. To widać, słychać i czuć.
Wildstein odcina się w sposób zdecydowany od „Marszu Niepodległości”. W roku 2011 przed Marszem Niepodległości podpisał się pod oświadczeniem które zostało opublikowane na Forum Żydów Polskich i które uderzało w Marsz, a w którym znalazły się m.in. takie stwierdzenia: „(..) nie oznacza, że możemy bezkrytycznie patrzeć na organizacje po drugiej stronie politycznego spektrum, które będą obecne w Marszu Niepodległości, bo wśród ich członków w dalszym ciągu obserwujemy przejawy agresywnego nacjonalizmu, ksenofobii, rasizmu i antysemityzmu. Jesteśmy przeciwnikami tych, których sprowadzi na ulice chęć protestu przeciwko „drugiej stronie”. Pojawią się tam wyłącznie po to, aby zademonstrować swoją obecnością przeciwko obecności ideowych oponentów. Święto 11 listopada stanowi dla nich wyłącznie pretekst. Mamy świadomość, że dla wielu uliczne demonstracje i kontrdemonstracje mają smak przygody i sportu. Jest to bardzo niebezpieczny sport, bo zdominowany przez ekstremistów. A ekstremiści - paradoksalne - pracują na korzyść swoich przeciwników. Zwiększają ich liczbę. Nakręcają swoimi działaniami spiralę konfliktu. Jest to spirala nienawiści. (…)”
Wildstein odcinający się w roku 2011 od „Marszu Niepodległości” już nie był tak radykalny w swoich poglądach w roku 2014, kiedy wylądował na Majdanie.
Ukraińscy ekstremiści z koktajlami Mołotowa nie nakręcali nagle spirali konfliktu. Wildstein nie potępił na Forum Żydów Polskich neobanderowców, nagle z dużą nie tylko wyrozumiałością, ale wręcz z poparciem podszedł do rewolty ulicznej jaka miała miejsce w Kijowie, a w której prym wiedli ci dla których idolem jest Stepan Bandera.
Konserwatyzm na Zachodzie, ten biorący aktywny udział w życiu politycznym, już dawno nie ma nic wspólnego z ochroną zastałego porządku, z ochroną wartości. Konserwatyści akceptują aborcję, akceptują „małżeństwa” homoseksualne, idą na kompromisy dostosowując się do powszechnych kierunków zmian, a tak naprawdę są po prostu lewakami. Kierunek w jakim podąża „Hipster prawica”, a ten kierunek kreuje i wyznacza jej nieformalny lider, jest bardzo zbliżony do degeneracji konserwatyzmu zachodniego. Tyle tylko, że tutaj nie mamy degeneracji, ale udawanie prawicy i zwodzenie publiki. Stąd pytanie czy „Lewactwo przejęło Frondę?” może się okazać pytaniem czysto retorycznym, jeżeli ton temu pismu będą nadawały tak otwarcie lewicujące teksty jak „Dzienniki placowe”.
Jerzy Wasiukiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/190046-lewactwo-przejelo-fronde-polemika-z-dawidem-wildsteinem-to-co-napisal-to-po-prostu-paszkwil
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.