Egzaltacja redaktorów "Wyborczej" urzeka. Bo cykl "Posmoleńskie dzieci" raczej śmieszy niż wywołuje "wściekłość"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Spisek, podłość, biegunka. „Posmoleńskie dzieci” wściekłe na „Wyborczą” za cykl o >>niepokornych<<” - tak „Gazeta Wyborcza” relacjonuje reakcje niezależnych mediów na jej „demaskatorski” cykl poświęcony m. in. naszym mediom, a więc „wSieci” i wPolityce.pl (opisano także inne środowiska, m. in. Radio Maryja, „Nasz Dziennik” i „Gazetę Polską”).

Egzaltacja redaktorów „Wyborczej” urzeka. Bo cykl raczej śmieszy niż wywołuje „wściekłość”.

Choćby dlatego, że liczba błędów rzeczowych idzie w dziesiątki. Od manipulacyjnego skracania cytatów aż po błędne przypisanie dziennikarzy poszczególnym tytułom. Źródła animozji zidentyfikowano błędnie, a te, które wskazano, rozdęto ponad wszelką miarę (ludzie na prawicy generalnie lubią i cenią siebie nawzajem). Dodajmy do tego nie mającą wiele wspólnego z prawdą mapę „sympatii i antypatii” naszego obozu, i mamy obraz gimnazjalnej rozprawki a nie „śledztwa”.

Zresztą, co to za „śledztwo”, skoro cała zdobyta wiedza dziennikarzy ogranicza się do białego wywiadu, i to bardzo nieporadnego. Nie wiedzą właściwie nic, czego nie wiedziałby uważnie śledzący wydarzenia „cywil”. Nie doszli do żadnych, nawet drobnych tajemnic środowiskowych. Nie zdobyli krztyny wewnętrznej wiedzy (czyli nikt z nimi nie współpracował). Banał goni banał. W sumie, przednia lektura satyryczna.

Ten brak wiedzy „Wyborczej” stanowi zresztą źródło optymizmu; nasze środowisko jest wobec siebie lojalne, i wie już, że z „GW” nie ma co pomagać w jej niemile pachnącej robocie.

Oczywiście, można założyć, że „Wyborcza” szukała przede wszystkim kolejnej okazji, by obrzucić błotem przeciwników. Teza artykułu jest bowiem jasna: piszą o Smoleńsku, bo na tym zarabiają. Chodzi o to, by czytelnicy „GW” nie wnikali w meritum sprawy smoleńskiej, ale by przyjęli proste jak cep wyjaśnienie, że wszystko na tym świecie jest cynizmem. Jak jednak słusznie zwraca uwagę prof. Zybertowicz (cytowany przez „GW”):

Można powiedzieć, że gdyby ludzie z drugiego obiegu nie zbudowali przyczółków świadomości patriotycznej, które nie będzie łatwo zniszczyć, „Wyborcza” nie musiałaby pisać takich artykułów. W pewnym sensie jej działalność stanowi hymn pochwalny na rzecz ludzi, którzy w obliczu poważnego uderzenia w autorytet Polski wzięli się do roboty i odnieśli wielki sukces - mówi profesor.

Zapewniamy jednocześnie „Wyborczą”, że gdy my postanowimy zajrzeć za jej kulisy, ujawnimy znacznie, znacznie więcej niż ona w naszym przypadku (decyzja dojrzewa).

Poniżej moja wypowiedź dla „Wirtualnym Mediów”, podsumowująca nasze stanowisko w sprawie agorowej agitki:

Zarzut czerpania profitów z katastrofy smoleńskiej „Gazeta Wyborcza” podnosi co jakiś czas, zresztą nie tylko ona. Jest on nieprawdziwy, bo każdy kto opowie się po stronie szukających prawdy o katastrofie smoleńskiej więcej ryzykuje niż zyskuje. My oczywiście budujemy media, które muszą mieć solidną podstawę ekonomiczną, ale gdyby ważne dla nas były kwestie materialne to, tak jak wielu kolegów dziennikarzy, i nie tylko dziennikarzy, wybralibyśmy służenie obecnej władzy. My wybraliśmy inaczej i tylko osoba o wyjątkowo złej woli w tym wyborze widzieć może motywację finansową.

Gdybym chciał zarabiać pieniądze spokojnie mógłbym pozostać w Telewizji Polskiej. Były takie sugestie w 2010 roku, gdy nas wyrzucano. Oczywiście, mógłbym pozostać w zamian za wyrzeczenie się pewnych spraw i rezygnację z zabiegania o prawdę smoleńską. Ja i wielu innych mogło zachować posady w instytucjach publicznych, gdyby tylko zechciało służyć temu systemowi władzy medialno-politycznej, który kontroluje nasz kraj. Ten obóz wielu osobom przedstawił ofertę: zegnij kark, bądź grzeczny, a będziesz spokojnie i dostatnio żył. Propozycja fatalna, bo przecież nie ma nic gorszego niż życie wbrew sobie.

Publikacja jest oczywiście nieprzypadkowa. „Gazeta Wyborcza” poprzez swój bardzo wyraźny, moim zdaniem, gen totalizmu próbuje zepchnąć na margines ludzi myślących inaczej, odmawiając im prawa do funkcjonowania w sferze publicznej. To jest próba odebrania godności, poniżenia. Oczywiście także próba wytłumaczenia czytelnikom „GW”, że ludzie stawiający sprawę Smoleńska jasno to ludzie rzekomo cyniczni. Żeby już nie wnikali w istotę sprawy.

W tej sprawie najbardziej śmieszy fakt, że „Wyborcza” wpisuje w przymiotnik „smoleński” także ludzi, którzy z całych sił próbują ucieć z obozu pamięci. To tylko dowodzi cynizmu tego cyklu - ma on uderzać w przeciwników, a nie opisywać rzeczywistość.

Czy skierujemy sprawę do sądu? W mojej opinii, za sądokracja w Polsce i tak zaszła za daleko, także w relacjach między dziennikarzami. Uważam, że ludzie zbyt łatwo idą do sądu. Jestem zwolennikiem pluralizmu i wolności opinii, a oddawanie swoich krzywd w ręce wymiaru sprawiedliwości ma tę wadę, że oznacza zgodę na władzę sędziów w sferze wolności słowa, co nie może się skończyć dobrze. Także dziwię się porywczym publicystom. Zawsze przecież można odpowiedzieć piórem.

Jacek Karnowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych