Trzecia część Diablo jest zdecydowanie jedną z najbardziej kontrowersyjnych gamingowych produkcji ostatnich lat. To wymowne. Gdy premierę miało Diablo II, gracze także prowadzili spór. Wtedy, z tego co pamiętam, zarzuty kierowano pod adresem grafiki – zdaniem wielu zbyt archaicznej, rezygnującej z dostępnych ówcześnie fajerwerków. Nie zgadzałem się z tamtymi zarzutami, a same kontrowersje zniknęły szybko jak nożem uciął.
Jednak premiera Diablo III przyniosła prawdziwą burzę kontrowersji. Trwają one do dziś. Zapowiedź dodatku Reaper of Souls przed kilkoma tygodniami jest chyba dobrą okazją do tego, by znowu porozmawiać o Diablo. Przygotujcie więc klawiatury i układajcie bluzgi, albowiem opowiem Wam, dlaczego ja akurat za Diablo III, delikatnie mówiąc, nie przepadam.
Czy Diablo III jest grą złą? W tym sęk, że nie – to gra bardzo dobra, bardzo grywana. Graficznie prezentuje się wybornie, a masowe miażdżenie tysięcy potworów sprawia ogromną satysfakcję. Czemu więc nie jestem fanem Diablo III? Pominę kwestie multiplayerowe – nie gram w D III w sieci i grać nie zamierzam, tym bardziej nie korzystam z domu aukcyjnego (którego zamknięcie już Blizzard zapowiedziało, co jest bodaj największą porażką twórców gry). Wobec D III moje zarzuty są zgoła inne. Otóż według mnie gra nie jest żadną kontynuacją poprzednich części!
Co ujmowało mnie w „jedynce” i „dwójce”? Atmosfera tajemnicy i grozy wokół naszych poczynań, sprowadzonych przecież do prostego siekania potworów, wybudowano wielki świat, którego większości nie widzieliśmy. Poznawaliśmy go dzięki zastosowanym technikom narracyjnym, znakomicie wkomponowanym w to medium, jakim jest gra – porozrzucanym tu i tam księgom, plotkom postaci, z którymi stykaliśmy się na naszej drodze, a nawet detalami otoczenia, które dawały pewien obraz sposobu życia mieszkańców tego świata. Naprawdę – czasami wystarczał jeden drobny szczegół, a nasz umysł sam dopowiadał do całości historię, napełniając grę głębią. Pradawne zło, przebudzone w maleńkiej wiosce, miało charakter wpisujący się w europejski, chrześcijański krąg kulturowy – Diablo był dla mnie po prostu diabłem, zaś pokonanie go w grze – spełnieniem marzeń dzieciaka o walce ze złem z mieczem w dłoni. W części drugiej widzieliśmy tego świata już więcej, stawka także została podniesiona – tutaj naszym oponentem był bohater części pierwszej, opanowany przez arcywroga wszelkiego stworzenia. Widzieliśmy, iż walcząc z potworami można stać się jednym z nich – nader filozoficzne to, jak na prostą grę, prawda?
Co z tego zostało w Diablo III? Nic. Stawka została podniesiona tak wysoko, że nawet jak na warunki fantastyczne było to zgoła śmieszne, sam Diablo został przywrócony jakąś pic-metodą, a całość ledwie-ledwie nadążała z fajerwerkami graficznymi i fabularnymi. Zniknęła ta „cisza” poprzednich części. Zamiast dyskretnego zaglądania za kurtynę mamy trzy, cztery orkiestry grające na zbyt małej scenie na raz, co przeradza się w hałaśliwą, chaotyczną kakofonię. Postacie utraciły wielowymiarowy rys stając się po prostu zbiorem zdań do wyrzucenia w twarz bohaterowi, a fabuła… no cóż…
Wielkiego zakrętu fabularnego (Leah zostaje nowym nosicielem dla Diablo w wyniku intrygi wiedźmy Adrii) domyśliłem się już przy pierwszym teaserze w 2008 roku. Wtedy pomyślałem sobie – „nie, na pewno wymyślą coś ciekawego, nie tak banalnego jak moje pierwsze skojarzenie”. Szczególnie, że ujęcia z teasera i trailera zapowiadały elementy ostatecznie w grze nieobecne, tak jakby fabuła miała wyglądać zgoła inaczej, lecz w wyniku pogoni produkcyjnej skrócono ją do żenującego minimum, obcinając rzeczy wcześniej fanom podszeptywane. Zniknęła atmosfera tajemnicy i grozy, pozostały fanfary i bębny.
Czasami zestawiam ze sobą Diablo III oraz Fallouta 3 z Bethesdy. Obie gry są wyczekiwanymi, trzecimi częściami wielkich gier i obie cierpią na tę samą chorobę – są dobrymi grami jako takie, ale na pewno nie sposób nazwać ich kanonicznymi, pełnoprawnymi kontynuacjami. W trzecim Falloucie problemem było to, że twórcy, dysponując elementami pozostawionymi po pierwszej i drugiej części, nie złożyli ich we właściwą całość, przez co gra była bardzo dobra, jednak nie miała „ducha” poprzednich Falloutów. Tę pustkę wypełnił dopiero Fallout: New Vegas – dla mnie i dla większości graczy prawdziwy Fallout 3. Z Diablo III jest podobnie – to gra dobra, nawet świat w niej zaprezentowany mi się podoba i mnie wciąga. Jednak nie jest to kontynuacja „jedynki” i „dwójki” – raczej nie-kanoniczny eksperyment. Porównałbym to do zestawu Lego. Mając klocki, opakowanie i instrukcję możemy złożyć piękny zestaw. Potem jednak dajemy komuś same klocki – bez opakowania i instrukcji, opisując tylko w przybliżeniu, jak efekt finalny ma wyglądać. Co otrzymamy? Być może faktycznie ładną konstrukcję. Ale czy będzie to dokładnie to co powinno? Mało prawdopodobne.
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/74921-dlaczego-nie-lubie-diablo-iii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.