Z dzieckiem na koniec świata

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. arch. pryw. Łukasz Majewski, Igor Zalewski, Dorota Łosiewicz
fot. arch. pryw. Łukasz Majewski, Igor Zalewski, Dorota Łosiewicz

Choć za oknami już jesień powspominajmy jeszcze przez chwilę minione lato...

Nie ma rzeczy niemożliwych. Z dzieckiem można jechać choćby na koniec świata. Trzeba tylko chcieć się tam dostać. Bohaterów tego tekstu łączy jedno: kochają podróże. Z dziećmi.

Łukasz Majewski z żoną Magdą i synami: Julkiem i Jaśkiem przejechali camperem już pół Europy. Camperowa przygoda zaczęła się gdy młodszy, Julek, miał trzy i pół miesiąca, a Starszy - Jasiek miał 2,5 roku. Wówczas Magda zrzekła się na rzecz męża dwóch tygodni urlopu macierzyńskiego. Łukasz wziął do tego zwykły urlop i okazało się, że mają cały miesiąc na podróżowanie. I tak świeżo kupionym na aukcji osiemnastoletnim camperem objechali dookoła Francję. Wspólnie z maluchami przejechali wówczas 7 tysięcy kilometrów. W tym momencie niejeden czytelnik stuka się w głowę: „Z takimi małymi dziećmi?”

Dzieci w podróży najgorzej znoszą nowe miejsca, a szczególnie zmianę miejsca, w którym śpią. Szczególnie niemowlaki są bardzo przywiązane do swoich łóżeczek. A camper daje stabilizację – dzieci zawsze śpią w tym samym łóżku. Jednocześnie można spokojnie się przemieszczać. To świetne rozwiązanie – tłumaczy Magda.

Z pomocy lekarza skorzystali tylko raz. Gdy Julek miał pleśniawki. Rok później przejechali z chłopakami Korsykę. Wówczas Łukasz z 3,5 rocznym Jaśkiem chodził po wysokich górach.

Ale nigdy jednorazowo nie chodziliśmy po górach dłużej niż 5 godzin - z uśmiechem wspomina Łukasz. I zaraz dodaje: - Jak Jasiek miał 7 miesięcy, poszliśmy na 14 godzinną wycieczkę. Jasiek był zachwycony, a ja do tej pory pamiętam ten koszmarny ból pleców.

Później była jeszcze Chorwacja, Włochy i inne wypady, których nie sposób opisać.

Za to znany publicysta Igor Zalewski uwielbia Azję. Dlatego dwukrotnie z żoną Anką i synem Tymkiem (podczas pierwszego wypadu dwuletnim) włóczyli się po Azji Środkowo-Wschodniej. Ostatnio raptem miesiąc. Zalewski tłumaczy powody tych eskapad:

Tymon został poczęty w Singapurze, więc chcieliśmy żeby poznał swoją drugą ojczyznę. Poza tym polska zima trwa niesamowicie długo i z dzieckiem najzwyczajniej nie ma co robić. A tam plaże, ciepłe morza, dziwne zwierzęta. Moc atrakcji i zero nudy.

I w tym miejscu pewnie ponownie czytelniku stukasz się w głowę. Z dwulatkiem, pchają się w jakąś malarię. Chyba coś z tymi ludźmi jest nie w porządku. Może należałoby im odebrać prawa rodzicielskie. Martwili się i znajomi Igora, co nawet opisywał w jednym ze swoich felietonów: Znajomi z pewnym niepokojem dopytują się o losy naszego małego, niekiedy dając do zrozumienia, że jesteśmy nieodpowiedzialnymi rodzicami. Denga, żółtaczka, krokodyle i ostre curry to zestaw, który może wykończyć najbardziej krzepkiego nawet malucha (a nasz ma zadatki na następcę Pudzianowskiego)." Gdy więc pytam czy podczas tamtej podróży zdrowe zmysły ich nie opuściły Igor tłumaczy:

Tymon podróżował od małego i bardzo dobrze znosił podróże. Na przykład uwielbia lotniska. Gdyby cierpiał, to byśmy go przecież na siłę nie ciągali.

Powiedzmy sobie jednak szczerze: wypad z jednym dzieckiem, to żadna sztuka. Nawet do Azji. Wypad z piątką, to już wyższa szkoła jazdy. A takie podróże to dla Dagmary Kamińskiej i jej męża chleb powszedni. W tym roku zaliczyli na przykład wypad z piątką młodszych dzieci (z posiadanej dziewiątki) do Włoch nad jezioro Garda. Dagmara ma sposób na udany wypoczynek:

Zabieramy wszystko. Nawet ogromny zapas leków (na alergie, na problemy żołądkowe, nawet antybiotyki). Ja wyznaję zasadę, że co dobrze sprawdzone i znane, to najlepsze, więc mój wypchany po dach samochód wiezie z Polski wszystko co może się przydać dzieciom choćby jeden raz. Robię wszystko, żeby dzieciaki były zadowolone, a my z mężem wypoczęci.

Co jednak zrobić, żeby to „wszystko” zabrać i o tym nie zapomnieć? Magda robi listę. Kiedyś zapomnieli zabrać leku, wydawanego wyłącznie na receptę, który Jaś musiał przyjmować co dzień. Musieli wracać.

Teraz szykowanie, to już rutyna. Camper jest jak mały dom, ubrania od razu układa się w szafie, jedzenie na półkach, wszystko jest pod ręką. Raczej już niczego nie zapominamy – opowiada Magda. I dodaje: - Wyjazd z dzieckiem jest zawsze bardziej skomplikowany logistycznie i wymaga od rodziców więcej czasu i zaangażowania.

Sposób na choć minimalne ograniczenie własnego zaangażowania ma Dagmara:

Dzieciaki same pakują sobie plecaki z rzeczami z których będą korzystać w czasie podróży tj. grami, książkami, zabawkami – mówi.

Spakowanie się i rozpakowanie to zdaniem Magdy największy problem. Sama podróż, to sama przyjemność.

Odkąd jeździmy camperem nie musimy nic planować, nie musimy rezerwować, jedziemy tam gdzie chcemy, nie podoba się nam, to się przenosimy. Jakieś cele oczywiście są, ale nic cię nie ogranicza.

Za to Dagmara lubi planować:

Wynajmuję dom (już w marcu), najlepiej otoczony ogrodem z którego można bez problemów korzystać i nie przeszkadzać innym. Lubimy mieszkać sami lub w pewnej odległości od innych turystów – relacjonuje Dagmara.

Z tak liczną rodzinką. Nic dziwnego.

Igor Zalewski też woli mieszkać stacjonarnie, a zwiedzać wypadowo.

Jak już jedziemy daleko, to lepiej na miejscu nie podróżować za dużo, bo ma się górę bambetli. Najlepiej wybrać jakąś bazę z udogodnieniami dla dzieci (dobry hotel z basenami i placem zabaw) i robić wypady. Azja jest bardzo przyjazna dla dzieci, a Tajlandia (z wyjątkiem Bangkoku) to już w ogóle raj na ziemi i dla rodziców, i dla dzieci. W takich miastach jak Sajgon czy Phnom Penh są w centrum place zabaw i wesołe miasteczka na znacznie wyższym poziomie niż w Warszawie. W Singapurze jest moc atrakcji w stylu oceanarium, muzeum nauki z ruszającymi się dinozaurami, najlepsze na świecie zoo. Singapur i turystyczne miejsca Tajlandii są też wolne o malarii i bardzo bezpieczne pod każdym względem – relacjonuje publicysta.

Jednak myślę, że w kategorii „ilość bambetli”, Igor nie miałby szans pobić Dagmary, która zwiedzanie odkłada na razie na później:

Wiemy już, że każda próba zwiedzenia w upale czegokolwiek w towarzystwie potomstwa kończy się fiaskiem – mówi Dagmara.

Dlatego poważniejsze zabytki zostawiają sobie na odległe „kiedyś”.

Po co jednak tak się gimnastykować, skoro można posiedzieć z dzieckiem na plaży za rozstawionym parawanem lub patrzeć jak się bawi w ogrodowym baseniku? – myśli niejeden czytelnik.

Chcemy im tyle pokazać i opowiedzieć. W ten sposób można dzieciom zaszczepić pasje, poszerzyć horyzonty. Dzieci dowiadują się, że świat nie jest tylko taki, jak widzą na co dzień, że ludzie są różni, mówią różnymi językami, inaczej się ubierają, inne rzeczy jedzą, itd. Dzieci nie muszą ograniczać naszych pasji. To nie jest ciężar, a wspaniali towarzysze – mówi Magda Majewska.

Choć dziś, gdy są dzieci, wyjeżdżając nieco rzadziej, a za to na dłużej.

Nasz stary dom stale wymaga remontów, bo i schody się sypią i kominek od lat nie jest wykończony. Pieniądze które wydajemy na wakacyjne wojaże załatwiłyby te lub inne potrzeby, ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że inwestycja we wspólne wakacje ma znacznie lepsze następstwa niż pięknie wykończony dom. Dzieci wreszcie widzą nas na luzie, roześmianych, chętnych do pogrania w karty. A zresztą wakacje to świetny rodzinny test, szybko okazuje się kto się do czego nadaje, kto nazbiera jagód, kto zabawi malucha, kto zorganizuje zawody pływackie. A wrażenia zostają na lata i jest co wspominać przy wigilijnym stole – opowiada Dagmara Kamińska.

A co konkretnie zapamiętają?

W ruinach Angkoru bawiliśmy się w chowanego i jeździliśmy na słoniu. Tymon zapamiętał, że zrobił (słoń znaczy się) gigantyczną kupę. Acz jako środek lokomocji preferował tuk-tuka, jazda którym to zaiste prawdziwa frajda – mówi Igor Zalewski.

Dagmara Kamińska wylicza:

Wizytę w Gardalandzie, przejażdżkę na safari (żyrafy stawały nam przed samochodem utrudniając przejazd, a lwy były w odległości trzech, czterech metrów oddzielone od nas rowem z wodą i mam nadzieję, że czymś jeszcze), może brzoskwinie z drzewa, ośmiorniczki, krewetki, i bardzo niesmaczną włoską pizzę.

I tu nastąpi krótki wtręt od autorki. Z podróży do Turcji nasz dwu i pół letni wtedy synek doskonale zapamiętał jak wielbłąd stratował mamie nogę, a najstarsza córka wciąż wspomina skaczące delfiny. Jednak nic nie przebije jej słów wypowiedzianych w tym roku w wąwozie Vintgar na Słowenii, miejscu tak pięknym, że zapiera dech w piersi: -Mamo, szkoda mi siebie samej. – A to dlaczego? – pyta zaskoczona mama, czyli ja. - Że za chwilę już mnie tu nie będzie.

I niech ktoś mi powie, że nie warto podróżować z dziećmi, bo to za dużo zachodu! Igor Zalewski już planuje kolejny wypad.

W przyszłym roku myślimy o powrocie do Kambodży, bo nas oczarowała. Ludzie są niesamowici, chcemy więcej czasu spędzić w Angkorze, którego budowle są fajnym terenem do zabaw w wojnę i chowanego (dla Tymona), a dla nas są po prostu niezwykłe.

Łukasz, Magda, Jasiek i Julek planują zjechać camperem wszystkie państwa europejskie. Półmetek już minęli. A Dagmara, pewnie znów zapakuje rodzinę po dach i ruszą tam, gdzie dzieci nigdy się nie nudzą. Bo nie ma nic gorszego niż nuda.

Dorota Łosiewicz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych