Od uwielbienia do nękania

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Lidia Piechota (fot. YouTube)
Lidia Piechota (fot. YouTube)

Zaczyna się niewinnie – wyrazy sympatii, komplementy, uprzejmość... Czasem jednak „miły nieznajomy” może okazać się zawziętym psychopatą.

Przez lata pojęcie stalkingu nie było znane przez polskie prawo. Dopiero 25 lutego 2011 roku Sejm przegłosował nowelizację Kodeksu karnego. W świetle nowej regulacji za uporczywe, złośliwe nękanie mogące wywołać poczucie zagrożenia grozi kara do 3 lat więzienia. W sytuacji, gdy ofiara targnie się na swoje życie, kara wzrasta do 10 lat więzienia.

Wcześniej ofiary psychopatycznych wielbicieli, nękających je tysiącami telefonów, sms-ów i listów były skazane na pogardliwe uśmieszki ze strony stróżów prawa. Bo przecież kto bałby się werterycznie zakochanego nieszczęśnika, który „przecież nie robi żadnej krzywdy”. Mniej do śmiechu miały ofiary, które nie mogły cieszyć się spokojem, żyjąc w ciągłym napięciu.

Podobną traumę przeżyła kilka lat temu dziennikarka TVP Lidia Piechota. Jak relacjonuje portal teleshow.pl, pogodynka olsztańskiego oddziału Telewizji Polskiej pewnego dnia otrzymała list od – jak sama mówi - "miłego widza, który mnie lubi".

Problem zaczął się wtedy, gdy listów było coraz więcej, a „cichy wielbiciel” nalegał na spotkanie i nie przyjmował do wiadomości odmowy. Po próbach komunikacji „na odległość” przyszła kolej na telefony, sms-y czy wreszcie nachodzenie dziennikarki w domu i redakcji. Wszystkiemu towarzyszyło śledzenie każdego kroku dziennikarki, również w cyberprzestrzeni, na popularnych portalach społecznościowych.

Sprawa trafiła do sądu, lecz została umorzona. Ten krok nie przestraszył jednak dręczyciela, ale jeszcze bardziej go rozochocił. Piotr S. skutecznie zatruwał życie kobiety i jej bliskich przez 7 lat. Niedawno sąd wydał kolejne orzeczenie w tej sprawie, które daje kobiecie nadzieję na życie bez niechcianego wielbiciela -

informuje teleshow.pl.

24 czerwca br. Sąd Rejonowy w Olsztynie umorzył postępowanie w sprawie stalkingu z powodu niepoczytalności oskarżonego, ale nakazał umieścić Piotra S. w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.

Nie wszyscy jednak mogą liczyć na podobne szczęście w nieszczęściu. Nękający są dobrze maskującymi się kameleonami dla których zmiana numeru telefonu czy zacieranie śladów nie stanowi większego problemu. Niekiedy stanowi sens całego życia.

Niektóre z ich działań stanowią niewiadomą również dla samych ofiar, wykraczając poza ich kontrolę. Znam przypadek innego „Wertera”, który w przerwie między nękaniem obiektu swoich westchnień, wrzucał zdjęcia dziewczyny na swojego Facebooka (oczywiście bez wiedzy i zgody samej zainteresowanej, a raczej niezainteresowanej), przedstawiając ją znajomym jako „swoją przyszłą żonę”. Dziewczyna, która chciała mieć z natarczywym delikwentem jak najmniej wspólnego, nie zdawała sobie sprawy, że zupełnie obce jej osoby dobrze znają jej twarz, jako facjatę ukochanej kumpla.... Oczywiście sam winowajca nie widział w swoim zachowaniu niczego niestosownego.

Ten sam mechanizm działa również w innych przypadkach. Napastliwy zalotnik uważa się za nieszczęśnika, który w porywie serce walczy o uczucie ukochanej. Ewentualne zgłoszenie przez ofiarę sprawy, uznaje jako kolejny przejaw bezduszności swojej – niczego nie świadomej – wybranki. Tak było również w przypadku Adama (imię zmienione - przyp. red.), który nawet po otrzymaniu pisma z sądu, nie przestał wysyłać wiadomości do obiektu swoich westchnień. W każdym kolejnym elektronicznym liściku, jeszcze bardziej podkreślał jej podłość i perfidię... Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką sytuacją. Tylko dlatego, że nie było to uregulowane prawnie. Wydzwanianie, wysyłanie maili i sms-ów do dziewczyn, które wpadły mu w oko przez lata było dla niego chlebem powszednim i sposobem na tłumienie własnej samotności.

Być może kiedyś ostatecznie pokona ją za kratkami...

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych