„Ordnung muss sein!”- w Niemczech wszystko musi być uporządkowane. I do wszystkiego musi być dołączona instrukcja obsługi oraz ostrzeżenie. Na przykład, że po wypiciu piwa można się przewrócić. Albo, że można poparzyć się gorącą zupą. Jeśli nie było instrukcji i ostrzeżenia, sprawą musi zająć się adwokat. Pewien alkoholik z Hamm domagał się od browaru 15 tys. euro odszkodowania, bo nie wiedział, że picie piwa może go doprowadzić do nałogu. Inny pijak z Gery, zaskarżył właściciela płotu, o który oparł się podczas siusiania. Płot się zawalił, facet wpadł do rowu i się pokaleczył. Gdy wytrzeźwiał postanowił domagać się odszkodowania. Niestety, sąd orzekł, że „płot nie służy do podtrzymywania ciała podczas oddawania moczu”…
Przy ferowaniu swych wyroków niemieccy sędziowie często nie wiedzą, czy się śmiać, czy płakać. Tak w każdym razie stwierdzi Falk van Helsing, autor książki pt. „Pański krasnal mnie obraża!” Helsing wie, o czym mówi, bo sam jest sędzią, a książka stanowi zbiór kuriozalnych spraw rozpatrywanych w niemieckich sądach. Swego czasu wpłynął pozew powódki, która oskarżyła właściciela restauracji, że nie ostrzegł jej o podaniu gorącej zupy. Pani poparzyła sobie język. Ale odszkodowania nie dostała, bo sędzia uznał, że „temperaturę zupy mogła rozpoznać po unoszącej się parze”... Więcej szczęścia w nieszczęściu miała poszkodowana z Düsseldorfu. Pani uprawiała seks w pozycji „na jeźdźca” tak energicznie, że spadła, uderzyła się o metalową ramę łóżka i dziś jest częściowo sparaliżowana. Sędziowie wykazali zrozumienie i ubezpieczalnia musiała wypłacić jej finansową rekompensatę - uwaga: 396 tys. euro. Teraz towarzystwo asekuracyjne może dochodzić zwrotu tych pieniędzy od producenta łóżka. Nie dostał natomiast ani grosza pewien pobity kochanek, którego mąż zdybał in flagranti z żoną w małżeńskim łożu. Sędzia pozew odrzucił, ponieważ „kochanek musiał mieć świadomość, że stawia się w niebezpiecznej sytuacji” - brzmiało uzasadnienie orzeczenia.
Jedną z bardziej komicznych spraw wytoczyła mieszkanka Hamburga, która stwierdziła, że plastykowy krasnal w ogródku jej sąsiadów ma debilny wygląd, co odebrała to, jako aluzję do siebie. „Pański krasnal mnie obraża!”, huknęła na rozprawie do pozwanego. W sądowej sentencji odnotowano: „Miłośnicy krasnali powinni brać wzgląd na innych”. Rację przyznano także pewnemu Ossi (Niemcowi z dawnej NRD), który poskarżył się na sąsiada, że umieścił w swoim ogrodzie krasnala pokazującego tyłek w stronę jego, tzn. powoda domu.
A, że lato na progu, wkrótce niemieccy adwokaci znów będą mieli pełne ręce roboty. Do sądów napływa bowiem fala pozwów pourlopowych. Ale, co też prawda, w wielu zadania sędziów będą ułatwione, gdyż mogą oprzeć się na precedensowych orzeczeniach w już rozpatrywanych skargach. Np., gdy obywatel RFN podczas pobytu na wczasach zobaczy w swym pokoju trzy karaluchy dziennie, nie powinien zatrudniać adwokatów. To jeszcze nie powód, by żądać zwrotu pieniędzy od biura podróży. Prawa do rekompensaty nabiera, „jeśli w obecności świadka naliczy, że na metr kwadratowy pokoju przypada minimum dziesięć sztuk karaluchów”. Tylko robaki w takim zagęszczeniu dają szansę odzyskania połowy uiszczonej opłaty. O pozostałe 50 proc. można walczyć, gdy występują wszędzie i „w decydującym stopniu obniżają jakość wypoczynku”, orzeczono kilka lat temu. Zdarzają się jednak przypadki, że można coś utargować nawet za jedną sztukę; pewien urlopowicz znalazł karalucha podczas śniadania między plastrami kiełbasy i sędziowie ocenili, że mógł „stracić apetyt”. Biuro turystyczne musiało zwrócić poszkodowanemu 5 proc. ceny wycieczki.
Podobny proces wygrał obywatel, który sypiał z mrówkami spacerującymi po jego łóżku, co też wykazał na fotografiach. Nie wiem ile było mrówek, ale odzyskał 25 proc. zapłaconej sumy. Nie miał natomiast szczęścia powód, który wytoczył sprawę z powodu mrówki w chlebie. Uniewinnienia zapadły też wobec paru gryzoni. Ktoś np. żądał odszkodowania za zabicie przez wczasowicza w stołówce dwóch myszy. Roszczenie oddalono, bo „myszy weszły do jadalni przez otwarte drzwi, za co biuro podróży nie odpowiada”. Nie może też brać odpowiedzialności za zachowania urlopowiczów. Pewien gość poskarżył się na współlokatora, że ten zabawiał się z prostytutką. Najpierw żądał od szefa hotelu wydalenia chutliwego faceta, a potem zwrotu pieniędzy za urlop. Sąd orzekł, że „współżycie płciowe gościa z prostytutką nie było przewinieniem hotelarza”…
Niemcy procesują się niemalże o wszystko, tym bardziej, że sądy są o wiele bardziej sprawne od naszych. Pewna wczasowiczka walczyła o pieniądze za „narażenie na seksualnie molestowanie na plaży”. Ten pozew oddalono, ponieważ „to nie organizatorzy wypoczynku molestowali powódkę na terenach publicznych”, uzasadnił sędzia. Na wokandę trafiły również skargi na potrawy przyprawione curry i szafranem, oraz „brak menu europejskiego”. Po wysłuchaniu biegłych, sąd uznał, że przyprawy te stosują np. Francuzi i Hiszpanie, a więc roszczenie było bezzasadne. Oddalono też takie żądania odszkodowań, jak za „zbyt dużą odległość do sklepu”, „kamieniste plaże”, „wiatr utrudniający grę w badmintona” i „nocne rechotanie żab”. Już słyszę uszami wyobraźni jak wczasowicz woła z okna: „Niech żaby nie rechoczą! Czy żaby mnie słyszą…?!” I słusznie, wszak - wiadomo - Ordnung muss sein…!
Klaser
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/63807-oburzajace-krasnale-i-niemcy?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.