Bolesne skutki leczenia „na własną rękę”

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

12-latka z Florydy otrzymała doskonałą lekcję, że nie warto bawić się w znachora. Lekarze zdiagnozowali u niej ostre zapalenie trzustki. Enzymy trzustkowe zaczęły trawić nie tylko treść pokarmową, ale również sam organ.

Najprawdopodobniej przyczyną cierpienia nastolatki było zażywanie 80 suplementów diety, które matka przywiozła ze sobą do szpitala w torbie na zakupy. Kobieta podawała dziewczynce leki bez konsultacji z lekarzem od czterech lat.

Stowarzyszenie Chorób Zakaźnych w Ameryce przekonuje, że przypadek 12-latki nie jest odosobniony. Jego przedstawiciele podkreślają, że rodzice "rutynowo" przyprowadzają swoje pociechy do szpitali z powodu zażywania przez nie różnych „alternatywnych” środków i mają nadzieję, że pielęgniarki dalej będą podawać je dzieciom, tyle, że w odpowiedniej dawce.

Według badań około 50% Amerykanów korzysta z medycyny alternatywnej, a 10% podaje takie środki swoim dzieciom.

Krytycy „leczenia alternatywnego” podkreślają, że największym problemem jest brak regulacji dotyczących tego prężnego przemysłu. A oferta jest niezwykle bogata... Obejmuje bowiem wszystko, od ziołowych suplementów do akupunktury.

Nic więc dziwnego, że branża „medycyny alternatywnej” notuje zyski w wysokości 34 miliardów dolarów każdego roku, a kluczowi gracze na rynku są mistrzami w wygrywaniu procesów sądowych i lobbingu na rzecz korzystnego prawodawstwa.

To nie jest tylko niewinna sprzedaż ziół na targowisku -

mówi Josephine Briggs, dyrektor Narodowego Centrum ds. Medycyny Komplementarnej i Alternatywnej.

AM/USA Today

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych