Korsuna 6 groźnych parasoli

Ci co twierdzą, że najgroźniejszą bronią wynalezioną przez człowieka jest bomba atomowa, bardzo się mylą. Spacer lub przejażdżka autobusem w deszczowy dzień pokazuje, że parasole są groźniejsze.

Dzięki "słonecznemu" klimatowi, na parasole jesteśmy narażeni częściej niż na broń masowego rażenia. Poza tym w przeciwieństwie do atomu zrzuconego z kilku kilometrów lub wystrzelonego z innego kontynentu, oprócz niebezpieczeństwa dla celu, parasol może "razić" również właściciela. Oto kilka sposobów użycia parasola jako mimowolnej broni. UWAGA! niebezpieczny content:

na bagietkę - sposób pochodzi ponoć z Francji, ale nie ma co do tego pewności, bowiem najwięcej obrażeń po ataku "bagietki" odnotowuje się w Polsce na przełomie maja i czerwca oraz na jesień. Sposób użycia: zamknięty parasol ze szpicem (koniecznie ostrym) należy z egzaltacją wsunąć pod pachę; w celu zwiększenia precyzji kłucia "broń" najlepiej umieścić pod kątem 45 stopni w górę, a następnie wmieszać się w gęsty tłum i zacząć wykonywać zdecydowane skręty tułowia (np. rozglądając się dookoła za kawiarnią). Pole rażenia: klatka piersiowa przechodniów, przy odpowiednim kącie wsunięcia, broda.

na Nordyka - ta metoda rażenia parasolem jest preferowana przez ludy północy i wszystkie inne lubujące się w sportach narciarskich. Długi różowy parasol (oczywiście szczelnie zamknięty) należy chwycić za rękojeść szpicem do tyłu i niczym kijek narciarski, przy każdym kroku dynamicznie wypychać do tyłu, tak jakby było się jedyną osobą na świecie. Do tego sposobu potrzeba nieco więcej animuszu niż w "bagietce", ale i efekty kłucia są bardziej imponujące. Przede wszystkim rozszerza się zasięg manewrów: w zależności od gęstości tłumu, który chcemy "pozdrowić" parasolem podczas dynamicznego marszu Nowym Światem, Nordyk pozwala nam skutecznie razić uda, jamy brzuszne, klatki piersiowe, a nawet podbródki. Rany zadane tym sposobem są również głębsze i dłużej się goją.

metoda na wieczne koło Zen - przez niektórych określana jako "antybroń" lub "autobroń"; często używana przez spóźnionych do pracy. W założeniach technicznych sposób jest podobny do "Nordyka", ale tu, w celu wykonania prawidłowego ruchu, zamknięty parasol trzeba uchwycić w połowie. Reszta tak samo: z podobną dynamiką wypychać "ambrelę" do tyłu, aż zrobi się nam ciemno przed oczami. Przy odpowiedniej synchronizacji technika umożliwia zamknięcie koła i zapewnia atak na własną potylicę.

na husarza - tu w przeciwieństwie do poprzednich metod, parasol umieszczamy szpikulcem do przodu i tak jak w przypadku "bagietki", także pod pachą. Do przeprowadzenia skutecznego ataku najlepiej jest szybko biec na przystanek, a dla równowagi, obie ręce mieć zajęte torbami. "Husarz" jest bardzo skuteczny podczas wejścia do zatłoczonego środka transportu. Oprócz dania nauczki współpasażerom, metoda może pomóc łatwiej dostać się do miejsca siedzącego. Pole rażenia: klatka piersiowa i ramiona.

na Wołodyjowskiego - inaczej "na Chaplina"; łatwo się domyślić, że w tej metodzie długi wąski (różowy) parasol trzymamy za rękojeść, ale w przeciwieństwie do "Nordyka" wymachujemy nim w przód i na boki; atak pod pretekstem bardzo ciekawej opowieści można przerywać manierycznym zetknięciem szpikulca z podłożem. Pole rażenia: gdzie popadnie.

na czołg - to technika bardzo podobna do tej na "husarza", ale do przeprowadzenia prawidłowego "ataku" konieczne jest użycie odpowiedniego pojazdu, w tym przypadku wózek dziecięcy, ale i sklepowy czterokołowiec bardzo się przyda. Parasol umieszczamy z boku wózka, w takiej pozycji, by ostry szpikulec wystawał co najmniej na kilkanaście centymetrów przed obudowę pojazdu. W celu zwiększenia efektywności konstrukcji parasol można wręczyć swojemu małemu dziecku, siedzącemu w wózeczku. Nasz "wspólnik" już się upewni, żeby kolec trafił w dziesiątkę. "Wroga" atakujemy z tyłu, ale i boczny wariant jest w tej metodzie dostępny, jednak wymaga on umieszczenia parasola "w poprzek" wózka. Dzięki temu rysowana lub taranowana jest większa liczba poczciwych przechodniów. Pole rażenia: uda, przeguby kolanowe, pośladki, a nawet nerki.

Co gorsza niektórzy "parasolerzy" (czyli nosiciele parasoli) stosują sprytną kombinację technik, stanowiąc jeszcze większe zagrożenie dla uczestników ruchu pieszego.

Jedynym sposobem obrony przed tym ubocznym efektem deszczu jest obserwowanie właścicieli parasoli i zapobieganie przykrym incydentom poprzez zwracanie uwagi na bezmyślne trzymanie przeciwdeszczowego przedmiotu.

Niestety w deszczowy dzień trzeba to robić co chwilę; "parasolerzy" to prawdziwa plaga i (para)sól w oku.

Paweł Korsun

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych