Sztuka wyplatania marzeń

Przesyceni markowymi wyrobami "Made in China", wróciliśmy stęsknieni do przestrzeni "hand made". Na początku nieśmiało. Pogrążeni w kompleksach zaściankowości, wyciągaliśmy z szuflad stare druty i szydełka, a poczciwe "ręczne robótki" nazywaliśmy z angielska. Dziś, po kilku latach, z dumą przyznajemy, że szydełkowanie i dzierganie to pasja, której warto poświęcić czas. Pasja, która jest czymś znacznie więcej, niż tylko sztuką wytwarzania przedmiotów

Na co dzień chodzą w szpilkach i garsonkach, spędzają nadgodziny nad projektami i strategią rozwojową firmy. Po powrocie z pracy wskakują w miękki, wełniany sweter i przenoszą się w twórczy świat kolorowych włóczek. Mówią, że to odskocznia, która przywraca równowagę i daje satysfakcję z tworzenia małych dzieł. Raz w miesiącu spotykają się w kawiarni, by w towarzystwie innych kobiet podziergać przy kawie i porozmawiać o życiu. Miejsc, w których można się spotkać na wspólnych robótkach jest coraz więcej. Dotychczas były to głównie domy kultury czy koła gospodyń wiejskich. Dziś to jeden z najmodniejszych trendów spędzania wolnego czasu w dużych miastach. Kawiarnie zaczęły organizować warsztaty robótkowe dla tych, którzy nie mieli szansy posiąść tej umiejętności wcześniej.

Skąd taka moda? Jak zwykle z Zachodu. Mimo, że Polki zawsze były mistrzyniami wyczarowywania użytecznego piękna z niczego, z niezrozumiałych przyczyn traktowały tę niezwykłą umiejętność jako wstydliwy skutek PRL-owskiego niedostatku. Robienie swetrów, czapek czy rękawiczek kojarzyło nam się przez lata z przykrą koniecznością. Gdy więc sklepy wypełniły się kolorowym towarem zagranicznych marek, nikt nie chciał słyszeć o ściegach, włóczkach, kordonkach czy mulinach. Przez lata ubieraliśmy się w sieciówkach i grubo przepłacaliśmy za zunifikowanie ciuchy przeciętnej jakości. Z niechęci do rękodzieła wybiły nas Amerykanki, które sztukę przeplatania włóczki opanowały dopiero w okolicach II wojny światowej. Kilkanaście lat temu powstał sformalizowany ruch dziergających kobiet. Grupa "Stitch 'n Bitch (w wolnym tłumaczeniu "dziergaj i zrzędź"), szybko zyskała międzynarodową popularność. Jej członkowie, bo zrzesza też mężczyzn, gromadzą się w prawie 700 filiach na terenie USA i w ponad 400 oddziałach na terenie 36 innych krajów świata. Organizacja "Stich 'n Bitch" prowadzi też działalność wydawniczą, a do promocji swoich działań wykorzystuje celebrytów. Za tak prężną działalnością organizacji musi oczywiście stać coś więcej. Jej założycielką jest feministka Debbie Stoller, jedna z realizatorek tzw. feminizmu trzeciej fali, który miał łagodzić zgubne skutki dwóch poprzednich. Wprowadzając pomieszanie postaw konserwatywnych z liberalnymi, upowszechniał ideologię gender. Programowo zacierał też granicę między sztuką a popkulturą, nazywając mianem artyzmu codzienne czynności wykonywane podczas happeningów. Tematami feministycznych instalacji stało się m.in. pielenie ogródka, obieranie ziemniaków i cebuli czy właśnie szydełkowanie. To ostatnie spopularyzowano jako formę "ozdabiania miast", będącą feministyczną odpowiedzią na męskie graffiti. Jedną z najbardziej znanych autorek szydełkowych instalacji jest "Olek" - Agata Oleksiak, pochodząca z Rudy Śląskiej mieszkanka Nowego Yorku. Od kilku lat pokrywa włóczką wszystko, co napotka – od przedmiotów codziennego użytku, warzyw w supermarkecie, mostów, ulic, aż po symbol Wall Street. Statuę Szarżującego Byka przyodziała w wydzierganą na szydełku nową, jaskraworóżową skórę. Tym zasłynęła. I choć feministyczna antysztuka zatrzyma przy sobie stosunkowo niewielką liczbę wielbicieli, działania streetartowe pokazały, że nie ma rzeczy, której nie można by zaszydełkować. Oczywiście prawdziwe dzieło sztuki, wymaga finezji, precyzji, warsztatu i staranności. Niedbale wydziergany wielki pokrowiec może zszokować, wywołać uśmiech, podziw pomysłowości, ale długo nie przetrwa.

Polska ma własne, przebogate tradycje ręcznych robótek. Może właśnie dlatego nie ma u nas jeszcze żadnej oficjalnej filii Stitch 'n Bitch. W pokoleniu naszych babć trudno było znaleźć kobietę, która nie posiadałaby tej niezwykłej umiejętności wyplatania małego dzieła sztuki z kłębka sznurka, włóczki czy kordonka. Do niedawna, kiedy jeszcze programy edukacyjne zainteresowane były pełnym rozwojem uczniów, zajęcia manualne były na lekcjach ZPT podstawowym obowiązkiem. W szanujących się domach, córki uczone były cerowania, haftu i innych robótek od najmłodszych lat. Przy tej okazji przekazywano kolejnym pokoleniom całe bogactwo tradycji regionu. Choć na kilka lat zainteresowanie tradycją zmalało, chęć powrotu do korzeni wraca. W niektórych regionach Polski, odchodzące pokolenia dokładają wszelkich starań, by kilkusetletnia tradycja nie została przerwana. Z niezwykłą dbałością podchodzą do niej m. in. mistrzynie szydełka z Koniakowa, jedne z najsłynniejszych koronczarek świata.

Szydełko i kłębek sznurka to klucze do świata nieskończonej wyobraźni. Można z nich zrobić wszystko - od biżuterii, zabawek, ozdób choinkowych, serwet, firan, obrusów, ubrań, butów, po meble. To pasja, której zgłębianie nie ma końca. Wzorów i kombinacji jest wystarczająco dużo, żeby nie zdołać rozpoznać wszystkich. Wyczarować można rzeczy niepowtarzalne. Dowodem na to są tysiące blogów i forów internetowych poświęconych dzierganiu. Wystarczy kilka kliknięć, by dać się zarazić bakcylem rękodzieła. Nie potrzeba nawet umiejętności. Bezlik filmików edukacyjnych w zupełności wystarczy, by zdobyć wiedzę od podstaw. Okazuje się, że kobiety pochłonięte pasją szydełkowania, nie tylko z dumą prezentują swoje dzieła, ale chętnie dzielą się radą. Fora internetowe są rozgrzane do czerwoności i stanowią inspirację nawet dla najbardziej zapracowanych. Jedna z internautek zapytana o to, kiedy - przy dwójce dzieci i pracy zawodowej - znajduje czas na robótki, mówi że na miłość czas znajdzie się zawsze. Na przykład w chwili, gdy towarzyszy dzieciom podczas wieczornej kąpieli.

Wymiana doświadczeń w Internecie jest bezcenna, ale budzi apetyt na spotkania w realu. Kobiety z tych samych miast umawiają się więc przez Internet na wspólne szydełkowanie w kawiarniach czy własnych mieszkaniach. Z przepastnych toreb wyciągają rozpoczęte robótki - szaliki, czapki, niemowlęce kaftaniki, rękawy swetrów. Nie bez powodu pokolenia naszych babek spotykały się na wspólnym haftowaniu, tkaniu czy darciu pierza. Takie spotkania mają terapeutyczną moc. Pozwalają poczuć międzypokoleniową siłę tradycji, przynależność do grupy wychowanej w kręgu tych samych wartości, ale i poczuć wsparcie innych kobiet, przeżywających podobne problemy.

Wielu kobietom udało się połączyć pasję z zarobkowaniem. Chętnych na zakup rękodzieła wciąż przybywa i można sądzić, że przybywać będzie. Plecionki, koronki i ażury przeżywają prawdziwy rozkwit. Najnowszy trend we wzornictwie 2013 to sploty dzianin. Motyw robótek ręcznych obecny jest na naczyniach topowych marek. Ceramiczne kubki ze splotami warkoczy, wyglądające jak ubrane w sweter, czy misy na owoce wyplecione z bawełnianego sznurka, podbijają rynek. Niezwykle atrakcyjnie wyglądają lampy z abażurami z włóczki i choć kosztują ponad 400 zł, znajdują nabywców. Modne są też serwety, koronkowe poszewki na poduszki i wydziergane na szydełku kolorowe rozety, umieszczone na ścianie jak obraz. Łatwo się przekonać, że zdobycie umiejętności operowania szydełkiem, pozwoli nam sporo zaoszczędzić i cieszyć się z atrakcyjnym, autorskim designem własnego mieszkania. Stare doniczki, wazony czy pojemniki na długopisy, nadadzą wnętrzu zupełnie nowy wymiar, jeśli ubierzemy je w wydziergane przez siebie wdzianko. Nowe oblicze zyska też stara kanapa otulona wykonanym własnoręcznie pledem lub ciasnym "sweterkiem" zrobionym na wymiar. Prawdziwym hitem są miękkie, duże pufy, które bez trudu można zrobić samodzielnie przy pomocy grubego szydełka i bawełnianego sznurka lub wełny. Zaoszczędzimy w ten sposób nawet kilkaset złotych. Boomu na produkcji z włóczki można się było spodziewać. Zainteresowanie rosło od lat. W ostatnich latach tylko w Wielkiej Brytanii sprzedaż wełny wzrosła o 30 proc. Firma Hobbycraft podaje, że sprzedaje rocznie ponad milion kłębków włóczki, a w ubiegłym roku otworzyła 20 kolejnych sklepów. Kierunek ten przewidziała również założycielka Stitch 'n Bitch, która uruchomiła własną linię przędzy, produkującą włóczkę eksportowaną do niemal wszystkich zakątków świata. Niestety polska potęga dziewiarstwa została zniszczona do tego stopnia, że większość towarów w naszych pasmanteriach pochodzi z importu.

Zalety szydełkowej przygody można wymieniać bez końca. Relaksuje, uspokaja, koncentruje i wciąga tak skutecznie, że powinna być zalecana palaczom podczas terapii odwykowej czy łasuchom na diecie. To także przestrzeń tworzenia małych dzieł sztuki, które upiększą rzeczywistość, ocieplą wnętrze i będą bezcennymi prezentami dla najbliższych. Choć ceny włóczek nie są najniższe, warto poszukać kolorowych motków w sklepach z używaną odzieżą. W ostateczności, zawsze można spruć stary sweter i wyczarować z nich coś zupełnie nowego. W sztuce wyplatania marzeń nie ma przecież granic.

Marzena Nykiel

Tekst ukazał się w tygodniku "Sieci"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych