Czytanie między wierszami to dla obserwatora polityki umiejętność podstawowa. Bywa, że dzięki niej wypatrzy wydarzenia przyszłe, bywa, że odnajdzie ślady wydarzeń minionych. Ale rzadko zdarza się, by wytrawny polityk z długoletnim doświadczeniem zdradzał między wierszami więcej niż w samych „wierszach”.
Taki przypadek obserwujemy w dzisiejszych wypowiedziach szefa Platformy, Grzegorza Schetyny, dotyczących konwencji programowej jego partii, zaplanowanej na 2 października.
Towarem, którym władze PO (te polskie, nie zagraniczne) próbują wzbudzić zainteresowanie opinii publicznej, jest tzw. gabinet cieni lub – jak kto woli – cień gabinetu.
Jakby mało było partii Schetyny afer, które cieniem właśnie kładą się na okresie jej rządów. Jakby sama partia nie była dziś cieniem samej siebie z lat świetności, zwanych przez jej dawnych tuzów „ch…, d… i kamieni(c) kupą”. No, nic, dość uszczypliwości, czas na lekturę międzywierszową.
Najpierw cytat z szefa PO:
Nie chciałbym, żeby ktoś, kto był już ministrem np. infrastruktury, w ‘gabinecie cieni’ odpowiadał za infrastrukturę. Może być innym ministrem, ale nie powinien wchodzić w te same buty”.
Cóż mówi nam, między wierszami, Schetyna? Że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkim obciążeniem dla PO jest już dziś, po ośmiu latach kiepskiej władzy, sam szyld PO.
Jeśli nie ma tam ani jednego ministra, o którym społeczeństwo powiedziałoby: „O, ten był dobry i dobrze, jak wróci na swoje stanowisko”, to jak świadczy to o jakości rządów Platformy? Powtórzmy: Schetyna nie chce, by ministrowie z PO wrócili do swoich ministerialnych obowiązków. Mogą być w przyszłym rządzie, ale za tematy, którymi się zajmowali, lepiej niech już się nie biorą.
Drugi wniosek, jaki płynie z wypowiedzi Schetyny, dotyczy już nie ogółu dokonań, ale konkretnej osoby – Ewy Kopacz. Otóż była premier ma się teraz zajmować polityką senioralną. Przypomnijmy zatem raz jeszcze słowa przewodniczącego partii:
Nie chciałbym, żeby ktoś, kto był już ministrem np. infrastruktury, w ‘gabinecie cieni’ odpowiadał za infrastrukturę. Może być innym ministrem, ale nie powinien wchodzić w te same buty.
Jeśli założenia są takie, że ktoś, kto zajmował się daną tematyką, ma się teraz od niej, za przeproszeniem, odpiórkować – stanowi to dowód ostateczny, że Ewa Kopacz (była minister zdrowia!) dotychczas polityką senioralną się nie zajmowała. To znaczy – nie tak, jakby chciała się nią dziś zająć Platforma.
Partia, która ustami senatora Libickiego chełpiła się, iż jest na tyle twarda, że zdecydowała się olać emerytów i nie przyznawać im prawa do darmowych leków! PiS to niedawno naprawił, a Libicki chyba jakoś to przeżył. Fakt pozostaje faktem – Kopacz zostaje rzucona na tereny zupełnie dla niej dziewicze.
Przy swoim w PO obstają zatem już tylko były szef MON, Tomasz Siemoniak i były minister sprawiedliwości, Borys Budka. Obaj mają brylować podczas konwencyjnych paneli dyskusyjnych dotyczących tematów, którymi – jednak – zajmowali się jako szefowie resortów. Wygląda na to, że rysuje się ważna cecha wspólna Schetyny i Tuska – słabych odsyła się do szorowania garów, silnych stawia tuż obok siebie. Łatwiej ich wtedy podtruwać.
Ale o tym to akurat Grzegorz Schetyna wie najlepiej. Sam ledwo uszedł z życiem po ataku Tuskowej bliskości i jego wewnątrzpartyjnej „polityki miłości”. Z tej perspektywy pozbycie się Kamińskiego i Niesiołowskiego dowodzi, że po pierwsze - są to politycy, nawet zdaniem Schetyny, bardzo słabi. Po drugie - szef PO naprawdę ma zamiar skręcić w prawo i wie, że obaj dla centroprawicowego elektoratu, ba, dla każdego elektoratu w Polsce, są nie do przyjęcia.
Buńczuczno-histeryczne wypowiedzi Niesiołowskiego dopełniają jedynie obrazu jego politycznej klęski. Jedyne, co mu dziś zostało, to zmienić się w KOD-owskiego lewaka, a i tak pewnie nikt tego nie zauważy. Tak kończą ludzie, którzy zachłysnęli się własną nienawiścią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/309458-czas-apokalipsy-w-platformie-schetyna-przyznaje-ze-dorobek-jej-ministrow-nie-dzwignie-juz-slupkow-ani-o-milimetr