Od spacerków do wielkich zlotów. Czyli o buldogach francuskich i ich miłośnikach

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Andżelika Brzozowska-Przybek
fot. Andżelika Brzozowska-Przybek

Chrapią, chrumkają i bąki puszczają. Na świat spoglądają, zadzierając wysoko kanciasty łepek. I strzygą wielkimi uszami, przywodząc na myśl nietoperza w przestrachu. Buldogi francuskie. Z uroczym uśmiechem na pysku kolejny raz podbiły stolicę, a dokładnie Forty Bema. Zjechały się z całej Polski wraz z ich właścicielami, niczym jedna wielka rodzina, którą łączy miłość do psów, fascynacja rasą i wieloletnie przyjaźnie związane nie tylko z buldożkowym tematem.

To psy mojego dzieciństwa. Gdy miałam 15 lat, bujałam się na huśtawce, a buldog francuski podgryzał moje stopy. Sentyment i życiowa przygoda, którą dziś definiują trzy buldogi w naszym domu. To bardzo spokojne psy, idealne dla rodzin z dziećmi. Oczywiście nie są i nie będą maskotkami a doskonałymi towarzyszami zabaw i wypoczynku. To psy, nad którymi trzeba pracować. Niestety dokuczają im problemy z oczami, trzecia powieka, kręgosłup, alergie. Upały też dają się im we znaki. Latem miska z wodą stanowi podstawowy spacerowy ekwiwalent. Oczywiście chrapią, bekają i pierdzą, ale to tylko dodaje im uroku. Ślinią się i serdecznie obskakują człowieka, czego regularnie doświadczają nasi goście

— opowiadali mi uczestnicy zlotu, właściciele trójki buldożków.

Pies łączy ludzi. Dosłownie. Wspólne spacerki przeradzają się w wielkie przyjaźnie. Czas spędzany razem, bez względu na pogodę, tworzy niepowtarzalną więź. Wszystko za sprawą czterech łap, które śmiało krocząc przez świat, podbijają kolejne ludzkie serca.

Buldogami zaraziła nas koleżanka. Wcześniej mieliśmy amstafa i chcieliśmy, by kolejny psiak był choć trochę podobny do poprzedniego, a jednak inny. I tak maluszek trafił pod nasz dach. Dziś ma już cztery miesiące. Urzekła nas jego maść, kremowo-biszkoptowa. Jeszcze nie pierdzi — śmiech — ale podobno można to zniwelować, podając karmę przygotowaną specjalnie dla buldogów. To nasz pierwszy zlot i jak widać jest super

— komentowali kolejni uczestnicy.

Psiaki turlały się w trawie, zaczepnie obwąchiwały i biegały wokół rozłożonych piknikowych kocyków i przechadzających się gości. Słodkie chrapanie towarzyszyło na każdym kroku. Nierzadko, zaintrygowany psi obywatel zawadiacko zaglądał człowiekowi w oczy, wysoko zadzierając nos. Nie żeby się wywyższać a przyjrzeć, co z poziomu człowieczych łydek bywa nie lada wyzwaniem. Z uroczą cierpliwością dopraszały się chwili uwagi i drapańców za uchem. Krótkimi łapkami dreptały wokół smakowicie pachnących Food Tracków, co jakiś czas zanurzając pysk w trawie. Zapewne w nadziei znalezienia wybornego, mięsnego kąska. A panujący wokół gwar tworzył osobliwy, przyjazny klimat. O napięciach wśród tak licznej gromady czworonogów nie było mowy.

Dziś zaliczamy 4 zlot z Tobiaszem, ale jak widać w sumie mamy trzy „bulwy”. Bo w grupie raźniej. Fascynacja rasą zaczęła się od rozhasanej grupki buldogów, które spotkałam przed laty w lesie na Bemowie. Zaraziłam się — śmiech — rodzinnie jesteśmy absolutnie zakochani w rasie, choć wcześniej mieliśmy boksera. Spotykamy i umawiamy się regularnie z innymi właścicielami poprzez forum społecznościowe Spacery buldogów

— komentowała wydarzenie właścicielka buldożkowej trójki.

Bo od spacerów się zaczęło. Wspólne przebywanie w towarzystwie chrumkających psiaków zaowocowało nie lada pomysłem, który po latach okazał się strzałem w dziesiątkę. Dziś nieco większy spacerek wymaga sporo pracy organizacyjnej, ale i daje poczucie spełnienia, wszystkim zaangażowanym.

Pomysł na zloty zaczął się od wspólnych wypadów z psami. Spotykaliśmy się za pomocą jednego z forów internetowych. Aż padło kiedyś hasło „zorganizujmy zlot”. Na pierwszym była nas zaledwie piątka, a my mieliśmy marzenie, by zjechała się nas setka. Wówczas wydawało się to nierzeczywiste, irracjonalne i niemożliwe. Mimo to organizowaliśmy zjazdy w kolejnych latach. Powoli zaczęli pojawiać się sponsorzy i zainteresowane tematem media. I w pewnym momencie okazało się, że jest nas wielu, nie sto, a 500 osób, i z roku na rok to grono się powiększa. A to daje nam motywacje do dalszego, jeszcze lepszego działania w sprawie buldogów. Sama buldogi mam od 2002 roku. Matylda była pierwsza. Jeździliśmy na wystawy i wciągnął nas ten buldogowy klimat oraz ludzie z nim związani

— opowiadała mi Anna Kiljańczyk, organizatorka zlotów, miłośniczka buldogów.

Idea zlotów pojawiła się 2003 roku. Grupa osób piszących na jednym z forów internetowych zasugerowała spotkanie. Wspólna miłość do rasy, związane z tym sukcesy, podobne problemy oraz wymiana doświadczeń, zapoczątkowały nowy etap życiowej podróży.

Choć początki łatwe nie były, ludzie trzymali się razem i wspólnie dążyli do wyznaczonego celu. Zloty miały bowiem stanowić o sile i jakości rasy oraz jedności ludzi za tym stojących. Każde wspólne spotkanie porusza istotne kwestie związane z rozmnażaniem, wychowaniem, opieką i potrzebami rasy. To również sposób, by uświadamiać, na przyszłość, zwłaszcza ludzi poszukujących podobnego psa.

Obecnie zloty odbywają się na Fortach Bema. Od 2008 roku fascynaci rasą spotykają się regularnie, raz w roku. I tak, wśród przyjaźnie zakręconych tematem ludzi, hodowców, weterynarzy, treserów, behawiorystów, czy zoopsychologów każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Być może nawet czworonożnego przyjaciela.

To inteligentna, choć uparta rasa. Wykorzystuje ludzkie słabości i z premedytacją przejmuje kontrolę nad naszym życiem i domem. A wtedy mogą się pojawić problemy. Jeśli potrafimy mądrze wychować psa, będzie on doskonałym przyjacielem domu. Buldog tak naprawdę potrzebuje bliskości właściciela i nie ma znaczenia, czy zamieszka w domu, czy mieszkaniu. On będzie szczęśliwy, jeśli tylko poświęcimy mu czas. Ten wspólnie spędzony okaże się tym najlepszym, bez względu na upały, mrozy czy podróże. Wiem to, bo buldogi towarzyszą mi od 13 lat, zawsze

— spuentowała wypowiedź Anna Kiljańczyk.

Buldogi francuskie wg Evy-Marii Kramer swoje istnienie zawdzięczają pewnemu koronkarzowi angielskiemu z końca XIX wieku, który przeniósł się do Normandii wraz z dwoma buldogami miniaturowymi. Szybko zyskały uznanie, zwłaszcza wśród paryskiej ubogiej ludności. Jego krzyżówki z terierami i gryfonami dały początek pieska w typie molosa. Charakterystyczne wielkie uszy, wystająca szczęka i masywna budowa ciała podbijały kolejne ludzkie serca. Na salony trafił za sprawą angielskiego króla Edwarda VII.

Mimo iż są dość trudne w hodowli, nieustannie zdobywają nowych zwolenników. Te miłe, spokojne i delikatne psy obdarzone są niezwykła empatią, gotowe zawsze dzielić szczęście i łzy ze swoim właścicielem. Kramer jednocześnie zaznacza, iż buldogi francuskie sprawdzają się jako czworonożni towarzysze osób starszych. Obce im bowiem nagminne szczekanie, a podczas spacerów preferują spokój i bez trudu odnajdą się miejskim zgiełku.

Zwieńczeniem buldogowego szaleństwa było wspólne zdjęcie uczestników zjazdu, wypełnione po brzegi szczęściem na czterech łapkach u boku człowieka.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych