Motywy zwierzęce w modzie to niemal must have każdego sezonu. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż za owym lookiem ciągnie się cała masa cierpienia, akcji protestacyjnych i ciężkich emocji.
Niegdyś naturalne futro, skóra były jedynym odpowiednim okryciem, pozwalającym przetrwać srogą zimę. Dziś dysponujemy całą gamą produktów wysokiej jakości z wielofunkcyjnym zastosowaniem, bez krwawych ofiar na drodze produkcji. Mimo tego motywy zwierzęce pozostają w modzie, co więcej, stają się synonimem luksusu, a nawet hierarchii w społeczeństwie. Jednak, czy moda powinna pozostawiać po sobie krwawe zgliszcza?
Desenie rodem z dżungli w modzie pojawiły się już na początku lat 70. XX wieku. Wprowadził je wraz z rozwojem kariery Roberto Cavalli, stosując zwierzęce motywy w swoich kolekcjach. Jego charakterystyce złoto połączone z paskami i cętkami szybko zdobyły rzesze klientek na całym świecie. Widząc popyt na rynku, kolejni projektanci wprowadzali projekty, stosując nadruki na skórach i zwierzęce ornamenty.
Jednak dla wielu osób przywdziewanie skóry zwierzęcia jest po prostu nieetyczne. Nagłaśniane i udostępniane ogółowi są katastrofalne warunki egzystencji zwierząt żyjących w klatkach, hodowane wyłącznie na potrzeby mody. Namiastka naturalnego życia to ich największe marzenie, jeśli marzyć potrafią.
Te małe liski i jenoty rodzą się i całe życie spędzają w klatce. Ich małe łapki wpadają w otwory w podłodze. Nie mogą wykopać sobie nory, nie mogą turlać się i swobodnie bawić ze swoim rodzeństwem. Ich smutne życie kończy się w tym samym roku, w którym się urodziły…
— czytamy na stronie Otwarte Klatki.
Aby dokładniej zobrazować jak okrutny potrafi być człowiek, warto przytoczyć ostatnią interwencję Otwartych Klatek z fermy norek w Rościnie, gdzie tysiące zwierząt „mieszkało” w klatkach oblepionych pajęczynami, fekaliami, bez pokarmu. Pod nimi góry odchodów i kałuże moczu. Niestety, mimo interwencji działaczy, próby nawiązania kontaktu z właścicielem fermy, zaangażowania odpowiednich służb, człowiek się stał katem.
Znamy już los norek z fermy w Rościnie. Jako „majątek” zadłużonego hodowcy zostały przejęte przez handlujący skórami dom aukcyjny. Zostały wywiezione na ubój. Norki zabijane są przez gazowanie dwutlenkiem węgla w komorach. Widok okrutny, nie tylko w tym miejscu, bo podobnych jest znacznie więcej
— informują na swojej stronie Otwarte Klatki.pl
Także PETA na swoich stronach wyraźnie podkreśla, iż wszelkie metody zabijania, stosowane na fermach, nie dość, że powodują ogromny ból, to jeszcze nie prowadzą do natychmiastowej śmierci.
Istotnym problemem jest również fakt, iż odchody zwierząt będących na fermach futrzarskich, wsiąkają bezpośrednio w glebę i wraz z deszczem przedostają się do rzek, co powoduje znaczne zanieczyszczenie środowiska wodnego, zwłaszcza fosforem i azotem, prowadząc do śmierci ryb. Organizacja zaznacza również, iż do garbowania skór futerkowych powszechnie używa się formaldehydu i chromu, substancji chemicznych, które oddziałują toksycznie na człowieka i uznawane są za rakotwórcze.
Jednocześnie zwolennicy hodowli zwierząt futerkowych odpierają zarzuty, przedstawiając kilka interesujących argumentów. Zaznaczają, iż futra naturalne korzystnie wpływają na zdrowie, ponieważ zawierają one jony ujemne pozytywnie wpływające na ludzki organizm, coś jak kwiaty w mieszkaniu. Co ważne, są biodegradowalne, dzięki temu rozkładają się w ciągu kilku lat i nie zanieczyszczają środowiska. Przyczyniają się do znacznego ograniczenia zabijania zwierząt dzikich. W tym lisa polarnego. Do tego, przypisują sobie ochronę gatunków zagrożonych, podając za przykład polskiego bobra i powstałej w 1958 r. fermie bobrów w Zakładzie Hodowli Doświadczalnej Zwierząt PAN w Popielnie, a jednocześnie jego introdukcji w różnych regionach kraju.
Hodowla zwierząt futerkowych istnieje w Polsce od wielu lat, nie jest to branża bez doświadczenia, Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych ma tradycje już 87 letnią. Ponadto, zrzesza hodowców lisów, norek, jenotów. PZHiPZF wprowadził certyfikację ferm zwierząt futerkowych, która odbywa się na podstawie kontroli zgodnej z protokołem mającym niespełna 100 warunków, które hodowcy muszą spełnić. PZHiPZF dba przede wszystkim o przestrzeganie przepisów utrzymywania zwierząt futerkowych zgodnych z przepisami unijnymi, a także sprawuje nadzór nad przestrzeganiem dobrostanu. Hodowla zwierząt futerkowych, która jest prowadzona w Polsce, jest prowadzona humanitarnie i mam tutaj na myśli fermy zrzeszone w naszej organizacji. Odpady są właściwie utylizowane, gospodarstwa mają podpisane umowy z firmami utylizacyjnymi i zgodnie z przepisami są utylizowane. Zwierzęta mają godziwą śmierć, zgodną z przepisami unijnymi, które obowiązują także w innych krajach. Wszystko sprawdza PZHiPZF i inspekcja weterynaryjna - poinformowała mnie Klaudia Gołąbek dyrektor generalny PZHiPZF.
Jednocześnie Pani dyrektor zaznaczyła, iż PZHiPZF nie sprawuje nadzoru nad fermami typu Rościn. To hodowle prowadzone przez osoby, które są prawdopodobnie zrzeszone w innej organizacji.
Każda ze stron przedstawia swoje racje, jednak wybór zawsze należy do konsumenta, czyli do nas. Zmiana świata zawsze zaczyna się od zmiany samego siebie. Od tych małych, ale jakże wielkich rzeczy — właściwych wyborów ratujących czyjeś życie.
A ponieważ kocham zwierzęta, motyw ten jest mi niezmiernie bliski, w każdym aspekcie życia, tym bardziej w modzie. W ten sposób również epatuję moją pasją. I tu idealnym gadżetem, by wyrazić co czuję, z kim przystaję, jest biżuteria. Co więcej, często nabywając ją, mogę wspierać ciekawe akcje charytatywne na rzecz bezdomnych istot. A motyw zwierząt w biżuterii pojawia się zarówno w produktach sieciowych, w modzie slow, oraz w kolekcjach renomowanych marek, jak i projektantów. Dzięki temu każdy dzień może być wyjątkowy, niebanalny, bez wyrzutów sumienia, krwi na dłoniach oraz obawy, że popełniono modowe faux-pas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/222546-w-futrze-czy-bez