Plaga wszawicy w polskich szkołach. Sanepid jest bezradny

Kilka lat temu wszawica została wykreślona z lity chorób zakaźnych. Niestety nie oznacza to, że problem został całkowicie wyeliminowany. Wprost przeciwnie - media z różnych rejonów Polski alarmują, że w szkołach i przedszkolach pojawiła się plaga wszy. Potwierdzają to aptekarze, którzy sprzedają coraz więcej preparatów przeciwko tym pasożytom.

Dzwonią do nas dyrektorzy szkół i przedszkoli, którzy stwierdzili w swoich placówkach ten problem. Poza podesłaniem im edukacyjnych ulotek nic więcej nie możemy zrobić. Odkąd wszawicę skreślono z listy chorób zakaźnych, mamy związane ręce

— przyznaje Elżbieta Kuras, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie w rozmowie z „Faktem”.

Problem nasila się po wakacjach, kiedy dzieci wracają z obozów i kolonii oraz w okresie, gdy robi się chłodno, bo wtedy na głowach naszych pociech pojawiają się czapki. Wtedy wszy mają wymarzone warunki do znajdowania nowych żywicieli. Walka z pasożytami nie jest łatwa, ponieważ szkoła do sprawdzenia głów uczniów potrzebuje zgody rodziców. Ci jednak odbierają to jako sugestię, że ich dziecko jest zaniedbane i często odmawiają.

Nie możemy odwszawiać dzieci na siłę, ani zmuszać do tego rodziców. Możemy tylko edukować

— wyjaśnia „Gazecie Wrocławskiej” Grażyna Szczepaniak z wrocławskiego sanepidu.

Najprostszy sposób na uniknięcie wszawicy to regularne kontrolowanie włosów. Nie należy również korzystać ze wspólnych grzebieni, czapek czy ręczników. Częste drapanie się powinno być dla rodziców sygnałem, że u ich dziecka mogły pojawić się wszy. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, należy jak najszybciej podjąć kroki, które zapobiegną rozwojowi wszawicy. Pomogą w tym specjalne preparaty, które w aptece można nabyć bez recepty.

bzm/gazetawroclawska.pl