Czas cudowronek: o szczęśliwej Julii z penisem, jej klienteli i głosicielach tolerancji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Facebook/Julia Prillwitz
Fot. Facebook/Julia Prillwitz

Nazywa się Julia Prillwitz. Urodziła się, a właściwie urodził się w Brazylii, do szkoły chodził w Portugalii, mieszka w Niemczech, ale gdyby ktoś zwrócił się do niego per „Herr”, pewnie zareagowałby jak nasza „drag queen”, „blogerka z penisem”- Rafalala na Artura Zawiszę w programie „Tak czy nie” zagubionej Agnieszki Gozdyry.

Prillwitz ma 42 lata i żyje, jak mówi, „Pomiędzy płciami”, o czym wydał/a książkę pod takim właśnie tytułem. Nie da się ukryć, lekko nie ma…, nie raz już przeklął/ła swój los i cały świat, a dziś świat przeklina jego/ją, a przynajmniej świat bawarskiego establishmentu.

Będą jeszcze chłopcem Julia zauważyła, że rosną jej piersi.

Zrozumiałam, że jestem cudowronką (przypisek mój: „rajskim ptakiem”). Oni też to wiedzieli, kpili ze mnie, poniżali, opluwali, obrzucali błotem i bili

— wspomina szkolne czasy.

Dopiero po latach zaakceptowała sama siebie i, jak twierdzi, teraz jest „szczęśliwa z tym, czym jest”. Nie wiem, czy Prillwitz świadomie użyła sformułowania „czym”, a nie kim jest, w każdym razie znalazła w Niemczech partnera, którego kocha i nie wstydzi się już samej siebie. Książkę napisała po to, aby dać nadzieję, dodać odwagi i pomóc „transseksualistom urodzonym w fałszywym ciele” w akceptacji swej odmienności. W kwestii formalnej, Prillwitz nie uważa się za transseksualistkę, lecz za „kobietę z penisem”.

Z jej książkowych zwierzeń można dowiedzieć się wiele, o przykrym dzieciństwie, o ojcu, który nie chciał dziecka i matce, która go nie kochała, o jej prześladowaniu w domu i poza nim, o dorastaniu, oraz pierwszych i ostatnich doświadczeniach seksualnych. A było ich wiele. Stąd też wyłania się druga strona medalu, druga twarz „szczęśliwej Julii”, która dokładnie rok temu wstrząsnęła monachijska śmietanka towarzyską.

Na jesieni ubiegłego roku bawarski dziennik „Abendzeitung”, a po nim niemal wszystkie media w całych Niemczech rozpisały się mianowicie o „grasującym w Monachium, tajemniczym Ladyboy’u”, który fotografował i filmował swych prominentnych kochanków, a potem wyłudzał od nich pieniądze za dyskrecję. Jak się okazało, tym osobnikiem płci obojga był/a… Prillwitz. Owszem, Julia przyznaje w książce, że miała wielu nałożników, znanych biznesmenów czy polityków, którzy zdradzali z nią swe żony, że robiła im zdjęcia, ale „tylko za ich zgodą” i nigdy nikogo nie szantażowała. Potwierdza też, że owszem, dostawała prezenty, lecz stanowczo protestuje przeciw nazywaniu jej prostytutką. W książce można znaleźć pikantne detale o łóżkowych zabawach i seksualnych skłonnościach jej partnerów, jest też w niej sporo nazwisk, jednak – co autorka zastrzegła na wstępie – „zmienionych, aby nie zostali zidentyfikowani”.

Z współczucia dla Ladyboy’a-Julii z powodu przykrych przeżyć w wieku dorastania zostały nici. Przy okazji wyszło na jaw zakłamanie „promis”, korzystających z jego/jej usług cielesnych. Nie wiadomo, czy to akurat skłoniło Prillwitz do wydawniczej spowiedzi, czy też raczej jego/jej książka jest formą ostrzeżenia pod ich adresem, aby przypadkiem nie próbowali spowiadać się przed prokuratorem ze swych grzechów. Jak do tej pory, nikt jemu/jej procesu nie wytoczył.

Kwestia społecznej akceptacji dla „cudowronek” i innych, trudnych do określenia pod względem płciowym zeszła na dalszy plan. Na pierwszym jest sensacja, jak w publikacji bulwarowego „Bilda”, który swój tekst o książce „ponętnej Julii” zatytułował chwytliwym cytatem z jego/jej wypowiedzi: „W bikini wciskałam mojego penisa do tyłu”…

Lektura godna polecenia wszystkim rzecznikom „rajskich ptaków” i tęczowej kultury, wszystkim tym, którzy nie czytali „Króla Edypa”-Sofoklesa, zwolennikom homo-małżeństw i adopcji dzieci przez kochających inaczej, zachłystującym się ich pożyciem i miłością kazirodczą, wszystkim głosicielom tolerancji rozdymanej poza granice absurdu, dla których związek kobiety i mężczyzny to wsteczne pojęcie „tradycyjnej rodziny”, wymagające zastąpienia terminem na miarę naszych czasów: szczęśliwszej „rodziny z wyboru”… W każdym razie, promująca książkę „Między płciami” po 16,99 euro od egzemplarza, „atrakcyjna blondynka z dużym biustem” Julia Prillwitz na okładce, ma się dobrze.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych