Zachowanie na punkty, czyli szkoła uczy, jak kombinować

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Dzieci spędzają w szkole wiele godzin. Nauczyciele i dyrektorzy często podkreślają, że to drugi dom. Tymczasem coraz częściej szkoła zamiast wychowywać uczy kombinować.

Na każdym spotkaniu rodzicielskim opowiadają, jak wielki nacisk kładą na wychowanie społeczne i przekazywanie właściwych wzorców. Mówią też o tym, jak ważna jest współpraca między rodzicami a gronem pedagogicznym, czyli sławny „wspólny front” , który pozytywnie motywuje uczniów do działania. Uspokojeni postawą pracowników szkolnych rodzice wychodzą z zebrania zadowoleni, że oddali dzieci w dobre ręce. Tymczasem prawda jest niestety zgoła inna. Coraz częściej szkoła zamiast wychowywać uczy kombinować. Wiele do życzenia pozostawia sam system nauki, czyli uczenie pod klucz do testów, procentowe ocenianie wiadomości ucznia czy wypełnianie ćwiczeniówek, w których w gotowych tekstach i tabelkach niewiele miejsca pozostaje na logiczne myślenie. Cały obecny system sprowadza się do punktów i procentów. Oczywiście ta metoda oceniania jest ogromnym ułatwieniem dla nauczycieli, jednak uczniowie nie mają możliwości, by się czymś wykazać.

Kiedy reformowano system oceniania i w miejsce czterostopniowego wprowadzono oceny od 1 do 6, szóstka miała być oceną dla uczniów ponadprzeciętnych, za osiągnięcia wykraczające poza program danego etapu edukacyjnego. Dzisiaj na szóstkę wystarczy odrobić zadanie domowe lub na 90 procent trafić w odpowiedzi na teście. Taki system jest niezwykle krzywdzący dla zdolnych uczniów, a przy okazji uczy wszystkich, że nie o myślenie w szkole chodzi, a o w miarę przyzwoite odbębnienie obowiązków. Na tym jednak nie koniec. Powszechna w wielu szkołach stała się nowa lekcja… z hipokryzji.

Zakończyła się era ocen z zachowania, na które składała się koleżeńskość, życzliwość, obowiązkowość, uprzejmość czy zwyczajnie grzeczność, a rozpoczęło się „zachowanie na punkty”. Niestety to oznacza, że każda placówka przygotowuje sztywny regulamin, bez uelastycznień i indywidualizacji, składający się z wyraźnych instrukcji - za co ile punktów. Całą odpowiedzialność za zachowanie scedowano na cyferki, które się na końcu zsumuje i dokładnie wyliczy, na ile punktów się uczeń zachowywał. To dość absurdalna metoda, która nie pozostawia marginesu na rozmówki wychowawcze, na tłumaczenia dobra i zła. Nie zakłada również możliwości naprawy popełnionego błędu, gdyż nie można anulować ujemnych punktów z zachowania, można je tylko uzupełnić dodatnimi. A za cóż nauczyciel postawi te dodatnie? Między innymi za wolontariat, który jest bardzo wysoko punktowany, tyle że nie wszystkie dzieci mają czas i możliwość po szkole pomagać na przykład w schronisku dla zwierząt. Tutaj istnieje jednak małe ustępstwo, bo wolontariat można zastąpić wzięciem udziału w charytatywnej zbiórce karmy dla schroniska lub maskotek dla domów dziecka. Przedsięwzięcie chlubne, natomiast wykonawstwo niekoniecznie, ponieważ finał jest taki, że czym rodzic bogatszy, tym szybciej rosną punkty. Zatem oceniany jest paragon, a nie człowiek.

Dodatnie punkty można uzyskać również za stuprocentową frekwencję na lekcjach i nieobowiązkowych zajęciach pozalekcyjnych. I tutaj z kolei znowu tracą zdolni uczniowie, szczególnie jeśli są mało odporni i zaliczają jesienne przeziębienia. Niestety, sztywny regulamin nie przewiduje ustępstw - nie ma obecności, nie ma dodatnich punktów z zachowania. W dobrej sytuacji natomiast są dzieci wybrane do samorządów. To świetnie punktowane stanowisko, niestety szczęśliwców może być tylko trzech na klasę. Można by tak wymieniać absurdy zawarte w regulaminie bez końca. Jednak najważniejsze jest to, do czego one doprowadzają. W dobie punktowania zachowania nie liczy się, że ktoś w imię koleżeńskości podrzucił choremu koledze zeszyty. Tudzież nie liczy się, że uczeń stara się nie przeszkadzać na lekcji, być uczynnym czy też sumiennie przygotowywać się do zajęć. Trzeba za to niezmordowanie wypełniać punkty z „regulaminu zachowania”, cokolwiek dana placówka w nim nie umieści. Nic na własną rękę, nic indywidualnego, tylko według szablonu. Każdy ma robić to samo, za tyle samo, w myśl dziwnie pojętej szkolnej sprawiedliwości.

Regulamin, według którego uczeń otrzymuje punkty z zachowania to nic innego, jak kolejne narzędzie, które ogranicza nie tylko dzieci ale i nauczycieli. Nie wymaga on od nich minimalnego nawet zaangażowania, a jedynie suchego punktowania według wytycznych. Dziś nie trzeba obserwować, jakim człowiekiem jest dziecko, tylko wyliczyć, na ile punktów się zachował - wychowanie w szkole przebiera cechy tresury. Jakimi ludźmi będą ci uczniowie w przyszłości? Konsumpcyjnymi kombinatorami, którzy zamiast wysiłku, będą szukać łatwej drogi na skróty, bo tego uczy ich „zachowanie na punkty”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.