24. letni Brytyjczyk nie miał szczęścia do ludzi. Przyjechał do Niemiec na słynny, bawarski festyn piwny (Oktoberfest). Piwa, jakże, zasmakował, ale przy okazji stracił… „dziewictwo”. A dokładniej było tak: gdy poszedł w krzaki pozbyć się nadmiaru płynu z organizmu, dopadło go dwóch osiłków kochających inaczej, powaliło i zgwałciło w tychże krzakach. Po wizycie w szpitalu i złożeniu zeznań policjantom zabrał tyłek w garść i wrócił na wyspy. Bawarię będzie pamiętał do końca życia…
Że kpię z jego nieszczęścia? Bo kpię. Przyznam, że chociaż lubię piwo nie jestem zwolennikiem tej imprezy - największego zbiorowego pijaństwa na świecie. Oktoberfest ma bowiem dwa oblicza: obrazków znanych z telewizji, z podchmielonymi i rozśpiewanymi gośćmi w rytualnych, ludowych strojach, oraz te, którymi organizatorzy wolą się nie chwalić. Jak nie patrzeć, zarabiają na nich co roku bez mała miliard euro. A sprawa nie wygląda tak wesoło, jak mogłoby się wydawać.
Pierwsze „piwne zwłoki” (tak nazywają porządkowi pijanych do nieprzytomności), wyniesiono z Łąki Teresy zanim jeszcze pan burmistrz ogłosił początek imprezy. Pierwsza krew trysnęła niedługo po tym, gdy napełniony został pierwszy kufel, po bawarsku - „die Mass” (miarka). Z ich napełnianiem de facto różnie bywa. Szansa na otrzymanie pełnej miarki jest równa trafieniu szóstki w totka. Zazwyczaj podawane są z niedomiarem, co niby kontroluje Stowarzyszenie Przeciw Oszukańczemu Serwowaniu (Verein gegen betrügerisches Einschenken), lecz nawet ten organ dopuszcza 0,1 litrowy niedobór piwa. Tak czy siak, jest czym się upić.
Nie wiem, czy gość z Kanady dostał w łeb na inaugurację pełnym, czy pustym kuflem, w każdym razie był pierwszym pasażerem ambulansu, który odwiózł go do szpitala. W kwestii formalnej, stwierdzono u niego pęknięcie czaszki i wylew krwi do mózgu. W namiotach piwnych trzeba też uważać na latające miarki; według analiz sanitariuszy, rzucanie kuflami jest przyczyną jednej trzeciej wszystkich urazów. A tych jest niemało, tylko dyżurni Bawarskiego Czerwonego Krzyża udzielają pomocy przeciętnie 5 tys. poszkodowanym. Niekiedy ktoś zadławi się na śmierć wymiocinami, jak np. pewien 72. letni Niemiec, ale – co tam…, w końcu mógł się zadławić w domu, a na Łące Teresy pije parę milionów gości…
Gdzie drwa rąbią, wióry lecą! A jeśli wpadniesz między wrony, musisz krakać tak jak one. Kołysanie się na półdupkach, stawanie na ławkach, śpiewanie i wrzaski sa jak najbardziej na miejscu, niech wszyscy widzą i słyszą, że bawisz się szampańsko, znaczy, piwnie. W końcu Oktoberfest nie jest dla abstynentów. I tu parę przydatnych rad: jeśli chcesz uniknąć późniejszych awantur w domu, lepiej nie idź na tę imprezę w towarzystwie swojej partnerki czy partnera, bo zabawa staje się z czasem dość frywolna.
Bywa, że prócz kufli fruwają niekiedy także staniki i majtki, i to nie zawsze z woli ich właścicielek. Jak pisał przy innej okazji Rafał Ziemkiewicz: „No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień…” Nietrzeźwa K. miała szczęście – porządkowi obezwładnili szenastolatka na poboczu, który „zdążył z niej tylko zedrzeć majtki”… Pewna mocno podchmielona osiemnastolatka miała podwójnego pecha: gdy zasnęła na trawie nie tylko została zgwałcona, lecz przy okazji okradziona. Policjanci dopadli sprawcę dopiero wtedy, gdy uciekał z jej portmonetką i telefonem komórkowym. Dziewczę było tak pijane, że nie wiedziało nawet, co się zdarzyło. Inna, upojona zabawą i piwem, młoda mieszkanka Monachium trafiła na trzech, co to nie „rzuciliby kamieniem”… Zaoferowali jej podwiezienie do domu i, owszem, podwieźli, lecz do mieszkania kumpla. Policja odnalazła gwałcicieli dzięki nakręconemu przez nich telefonem seks-filmikowi, wrzuconemu do internetu.
Ale, nie rozdzierajmy szat, na sześć milionów uczestniczek i uczestników piwnego szaleństwa parę gwałtów…, kogo to odstrasza? Na usprawiedliwienie policji można powiedzieć to, że trudno przecież im odróżnić, czy ktoś „to” robi na uboczu z własnej woli, czy jej wbrew. Nic to, na Oktoberfest ciągną tłumy i to różnojęzycznych amatorów nawet z Japonii, Australii czy obu Ameryk. Tym bardziej, że promują go różne „vipy”, celebryci, artyści, biznesmeni, dziennikarze i politycy, więc jak tam nie jechać? Swego czasu festyn odwiedził m.in. Roman Polański, była na nim w bawarskim drindl (strój ludowy) sama hotelowa spadkobierczyni Paris Hilton…
A, że „promis” są najlepszą reklamą i wizytówką tej imprezy, organizatorzy traktują ich ze szczególną troską. Tacy nie muszą np. czekać w tasiemcowych kolejkach do ubikacji, mają je do wyłącznego użytku. Tłuszcza musi trochę poprzedreptywać z nogi na nogę - miliony wypitych litrów piwa robią swoje i ogonki przed ubikacjami dla przeciętnych popijaczy urosły do tego stopnia, że sterowaniem moczopędnym ruchem musieli zająć się policjanci. Należy dodać, bardzo uprzejmi policjanci.
Piwnych namiotów jest wiele i dla różnych gości, którzy wola bawić się w swoim gronie. Własny namiot maja np. kochający inaczej. Geje bawią się pod patronatem browaru Bräurosl. Jesteś hetero, lepiej tam się nie pchaj. Chyba, że masz takiego pecha, jak Brytyjczyk zdybany przez „homosiów” na skraju łąki. Zamiast skórzanych, krótkich spodenek, „mógł ubrać portki z blachy”, pokpiwają imprezowicze, bo jego przypadek stał się głośny we wszystkich namiotach.
Jeśli już dość nawojowałeś się na cześć księcia Ludwika Wittelsbacha, późniejszego króla Bawarii, który zapoczątkował tradycję organizowania monachijskiego festynu piwnego, gdy w 1810r. ufundował ludowi wielkie pijaństwo z okazji swego ślubu z Teresą von Sachsen-Hildburghausen (stąd nazwa Łąki Teresy - Theresienwiese), i wracasz bez uszczerbku na ciele i duszy do domu, również masz swoje prawa. Zgodnie z procesowym orzeczeniem o sygnaturze AZ 271 C 11329/10, np. wiozący cię taksówkarz „jest zobowiązany zatrzymać pojazd, aby pasażer mógł zwymiotować”. Jeśli się nie zatrzyma, „koszt czyszczenia pokrywa kierowca po połowie z wymiotującym - pasażer ponosi całkowite koszty czyszczenia pojazdu tylko wtedy, gdy nie poprosi go o zatrzymanie”. Wiadomo, Ordnung muss sein.
Na półmetku tegorocznego Oktoberfest, który rozpoczął się 20 września i potrwa do 5 października, dokonano pierwszego bilansu, na razie tylko dotyczącego rzeczy znalezionych. Na odbiór czeka ok. 1,5 tys. przedmiotów: m.in. ponad sto okularów, dwa razy tyle portmonetek, cztery razy tyle dokumentów itp. Na dane o interwencji policjantów, sanitariuszy i lekarzy po piwnym tsunami w Bawarii trzeba będzie jeszcze poczekać. Ale, ile by ich nie było, za rok i tak Oktoberfest jak zwykle przyciągnie rzeszę gości. Dla jednych, jak dla kolegi dziennikarza, autora książek i psychologa z wykształcenia Guntrama Goldnera, jest to „odrażająca impreza” - masowe opilstwo i upadek wszelkich zasad etyczno-moralnych. Dla innych, jak ekstenisisty Borysa Beckera, to „fantastyczny festyn” - wyczekiwany, najważniejszy termin w kalendarzu. I ja tam byłem, piwo piłem, „dziewictwa” - na szczęście - nie straciłem, a co widziałem to opisałem…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/216028-monachijski-oktoberfest-jak-szalec-to-szalec-piwne-zwloki-i-portki-z-blachy-felieton-klasera