Rodziców kampania wrześniowa

Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com
Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com

Ostatnio jesteśmy świadkami wielu wydarzeń o znaczeniu historycznym. Dzieją się bardzo poważne sprawy, które mogą budzić przerażenie i do żywego rozpalać wyobraźnie zwykłych obywateli.

W ich cieniu toczy się jednak inna, coroczna batalia. Kampania, którą toczą polscy rodzice. Początek roku szkolnego. I nie chodzi tu tylko o datę 1.09, ale o nerwową końcówkę sierpnia i takiż początek września.

W tym roku szaleństwo jest jeszcze większe z powodu wielu nowości wprowadzonych przez odpowiedzialne ministerstwo.

5-latki na traktory, to jest przepraszam, do szkoły. Następnie wspaniałe obietnice o „darmowym podręczniku”, który darmowy nie jest, bo opłacili go solidarnie wszyscy rodzice. Niektórzy nawet przepłacili, bo podręczniki do starszych klas podrożały. A żeby szaleństwo osiągnęło szczyty to ten darmowy podręcznik na wszelki wypadek w niektórych szkołach został zaaresztowany. Daje to gwarancję, że nie zostanie zniszczony. Uwalnianiem go zajęła się Pani Minister, ale czy to coś zmieni? Jeśli coś się przydarzy podręcznikowi, to rodzic po raz kolejny za niego zapłaci. Cyrk na kółkach - zwłaszcza, że nie wiadomo według jakich kryteriów będzie oceniane czy podręcznik ma ślady użytkowania, czy też już jest zniszczony?

Trochę lepiej jest z programem rządowej pomocy „Szkolna Wyprawka”. Chociaż szkoda, że przez wiele lat informacja o możliwości pomocy nie docierała do zainteresowanych. O Zgrozo! Środki przeznaczone na tę pomoc wracały do budżetu! Dopiero akcje informacyjne m.in. Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców pozwoliły na przetarcie szlaków i docieranie z pomocą tam gdzie była ona konieczna.

Co prawda na jakiej zasadzie pomoc jest udzielana rodzicom np. maturzystów, a pierwszoklasistom z liceum już nie pozostaje tajemnicą. Widocznie najmłodsi licealiści mają książki bezpłatne. Zastrzeżenia budzi również forma pomocy. Trzeba przedstawić faktury - czyli wydać pieniądze, żeby po miesiącu albo później otrzymać zwrot.

Przez ten czas, jak oznajmiła jedna z odpowiedzialnych urzędniczek znajomej mamie

można żyć za pożyczone.

Rachunki mogą dotyczyć nie tylko książek szkolnych, ale i wyposażenia. Tak więc spodnie, plecak czy buty musi w nazwie mieć słowo „szkolne”. Znajdźcie mi proszę buty dla licealisty, gimnazjalisty czy spodnie (dotyczy to również młodszych dzieci), które będą się nazywały „szkolne”!

Pojawiły się również naciski, prawnie usankcjonowane, by rodzice do szkoły zaczęli dostarczać coraz młodsze dzieci. Sami mają pozostać na pozycji tych, którzy za ten eksperyment „naukowy” mają zapłacić. Nie mogą ani zadecydować ani nawet współdecydować o rozwoju i potrzebach własnego potomka. Lista rodzicielskich bitew jest długa, od najbardziej prozaicznej, finansowej począwszy, po kuriozalne wymagania niektórych nauczycieli czy równie straszne dodatkowe kursy o tajemniczych nazwach, za którymi nie wiadomo co się kryje.

Finansowe zmagania większości polskich rodziców bez trudu spostrzegli specjaliści od marketingu i kuszą obywateli kredytami na początek roku szkolnego. Wracamy do dawnych czasów, kiedy na wykształcenie potomka szło kilka wsi. Dziś potrzebny jest kredyt, oby taki, który kończy się przed kolejnym rokiem szkolnym.

Jako rodzice już siódemki uczniów i studentów jesteśmy, wydawałoby się, doświadczonymi wrześniowymi bojownikami. Co roku jednak i nas szkoła chwyta w jakąś zasadzkę. Ten wrzesień postawił nam jedno, dodatkowe i bardzo trudne wyzwanie. Nasz 5-letni Józio, urodzony w listopadzie 2009 roku dołączył do zerówki. Dzięki „wspaniałomyślności” ustawodawcy razem z nim są dzieci czasem ponad rok od niego starsze. I pomimo, że jest utalentowany, świetnie rozwinięty i oczywiście nadzdolny - to tę różnicę wieku i dojrzałości wyraźnie widać.

Pod koniec pierwszego szkolnego tygodnia na jednym z zebrań spotkałam dobrą znajomą, mamę dwójki dzieci. I to spotkanie uratowało mnie od pogrążenia się w odmętach samokrytyki i poczucia klęski. Znajoma spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem i oznajmiła:

Ja już nie mam siły, a jeszcze nie mam wszystkich książek…

Bohaterscy, polscy rodzice…

Justyna Walczak

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.