Od kilku lat Ministerstwo Edukacji Narodowej zwykło wybierać nazwę dla zaczynającego się roku szkolnego informując w ten sposób zainteresowanych, jaką politykę oświatową zamierza realizować.
I tak na przykład w 2008/2009 szumnie ogłoszono „Rok przedszkolaka”, co było dość żenujące w czasie, kiedy przedszkola publiczne raczej znikały z map Polski, niż się na niej pojawiały. W dobie reformowania systemu pojawił się też „Rok odkrywania talentów”, który jednak nie przyniósł indywidualizacji nauczania i wychowania dzieci, a był jednym z wielu lat w szkolnictwie, kiedy system sukcesywnie gubił utalentowanych uczniów.
Następny był „Rok szkoły z pasją”, który skończył się z podobnie, jak „szukanie” talentów. Potem ministra Szumilas ambitnie postawiła na „Rok bezpiecznej szkoły”, w którym łaskawe ministerstwo zapewniło każdej placówce kilka złotych na walkę z przemocą i agresją. A po nim nastał w 2013/2014 „Rok szkoły w ruchu”, który mnie osobiście bardziej przypominał „dzień pieszego pasażera”. Jednocześnie był to też rok wzmożonej aktywności akcji obywatelskich, które działały prężniej niż samo ministerstwo. Pewnie dlatego, że obywatele mieli na uwadze dobro dzieci, a ministerstwo dobry PR.
Teraz resort edukacji pod wodzą ministrzycy (jak prosiła by ją nazywać) Joanny Kluzik-Rostkowskiej poczyniło plany na zbliżający się rok szkolny 2014/2015 i ogłosiło, że po wakacjach rusza „Rok szkoły zawodowców”. Szefowa resortu obwieściła, że jej priorytetem będzie szkolnictwo zawodowe. Obok głównego hasła znalazły się też inne pomniejsze kierunki, które MEN zamierza realizować od września.
Przychylność pani ministry skupi się m.in. na sześciolatkach, dla których zaplanowała wsparcie na pierwszym i kolejnych etapach edukacyjnych w związku z obniżeniem wieku obowiązku szkolnego. Chciałoby się powiedzieć - nareszcie! Wydaje się jednak, że mimo „szczerych” chęci ministerstwo troszkę za późno wystartowało z taką pomocą dla najmłodszych uczniów. Zamiast ruszyć wcześniej z podobnym programem wspomagającym dzieci i nauczycieli, przetestować i przeprowadzić solidną analizę, resort pokpił sprawę i przygotował go dopiero pod naciskiem krytyki opinii publicznej.
Niestety, nie zawsze sprawdza się dewiza, że lepiej późno niż wcale, a w każdym razie nie wtedy, gdy sprawa dotyczy dzieci i ich edukacji.
Od września ministerstwo zajmie się też podniesieniem jakości kształcenia ponadgimnazjalnego w zakresie umiejętności określonych w podstawie programowej. I tutaj brawa dla resortu, bo reakcja jest natychmiastowa. Biorąc pod uwagę chronologię dat, ten kierunek celów do zrealizowania w roku szkolnym 2014/2015 powstał po upublicznieniu tegorocznych wyników matur. Świadczy o tym też fakt, że szczególną uwagę resort zamierza poświęcić królowej nauk - matematyce. Jak wiadomo, to właśnie matematyka była przyczyną niepowodzeń abiturientów, którzy zawiedli ministerstwo czekające ze schłodzonym szampanem na ogłoszenie sukcesów polskiej młodzieży. Sami maturzyści nie omieszkali wytknąć resortowi faktycznych powodów swoich niepowodzeń na egzaminie dojrzałości. Uznali, że winny jest system nauki „pod testy”, ograniczający umiejętność samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków. Mam zatem nadzieję, że pod efektownym ministerialnym hasłem kryje się niespodzianka i wreszcie polska szkoła publiczna, niczym ta prywatna, do której ministrzyca Kluzik-Rostkowska prowadza własne dzieci, postawi na kreatywność i zacznie oceniać za myślenie, a nie „wstrzelenie się” w klucz do testów.
Wśród wymienionych przez ministerstwo kierunków na 2014/2015 można też znaleźć profilaktykę agresji i przemocy w szkołach. W tej materii ministerstwo miało okazję już się sprawdzić, gdy trwał „Rok bezpiecznej szkoły” i pierwszy etap resortowego programu „Szkoła przyjazna i bezpieczna”, który to zasilono środkami finansowymi na zminimalizowanie przemocy w placówkach edukacyjnych i zabezpieczenie dobra uczniów. Niestety, program nie przyniósł zamierzonych efektów, a według ostatnich badań ORE prawie pół miliona uczniów podstawówek na korytarzu szkolnym doświadcza przemocy i agresji ze strony rówieśników. Być może zawiodły priorytety, którymi kierowała się odpowiedzialna za ten program ministra Krystyna Szumilas, dla której bezpieczeństwo dzieci było mało palącym problemem. Starczy wspomnieć, jak wykorzystała pieniądze przeznaczone w 2012 roku na ową inicjatywę resortu z puli na „Szkołę przyjazną i bezpieczną”. Jak informowała „RZ”, z 6 mln. zł była minister edukacji aż 4,5 mln. zł przeznaczyła na kampanię informacyjną dotyczącą sześciolatków w szkole, w tym na kolorowe spoty w mainstreamowych mediach, reklamy i ulotki rozdawane w środkach komunikacji miejskiej. Gdyby w zamian zainwestowała w monitoring, to może kilka szkół wyglądałoby jak te ze spotów. A tak pozostał tylko niesmak po sprzedawanej społeczeństwu propagandzie i manipulacji.
Następne 1,25 mln. poszło na promowanie zdrowej żywności. Tutaj również została zaliczona wtopa, a świadczą o niej upublicznione przez rodziców informacje o rozdawanej dzieciom w szkołach zgniłej marchewce i kwaśnym mleku czy jadłospisy ze szkolnych stołówek. No a pozostałą kwotę, jedyne 250 tys. zł, pani ministra zainwestował w bezpieczeństwo polskich uczniów. Łatwo przeliczyć, jaki to „ogrom kasy” kiedy wiemy, że w Polsce jest ponad 13 tys. samych szkół podstawowych.
Zatem wyraźnie widać, z jakim skutkiem realizowana jest „hasłowa” polityka Ministerstwa Edukacji. Zmieniają się ministrowie, zmienia się kierunek, cele polityki oświatowej, natomiast sama realizacja tychże haseł pozostaje w tym samym martwym punkcie, czyli na papierze.
Nasze hasło to: Rok szkoły zawodowców
— oznajmiła Kluzik-Rostkowska cytowana w komunikacje resortu MEN.
Aż chciałoby się zapytać, czy to oznacza nabór urzędników, którzy są zawodowcami w dziedzinie edukacji?
W sumie równie dobrze pod taką egidą ministerstwo mogłoby ogłosić „Rok kosmonautyki”. Obiecać dzieciom loty w kosmos, na Wenus czy podbój nieodkrytych dotąd planet. A analizując dokonania ministerstwa na przełomie ostatnich lat, w dobie reformowania systemu, można powiedzieć, że tyle samo polska szkoła ma wspólnego z lotami w kosmos, co urzędnicy MEN-u z zawodowstwem.
Wychodzi na to, że jedynym realnym uwieńczeniem „Roku zawodowców” musiałyby być jednak dymisje niewiarygodnych ministrów i zatrudnienie prawdziwych zawodowców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/204109-men-oglasza-rok-zawodowcow-jesli-tak-to-kluzik-rostkowska-powinna-podac-sie-do-dymisji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.