Jazda na rowerze może być czasem bardzo kreatywnym, najprzyjemniejszą formą kontaktu ze światem i sobą

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Na wiosnę na drogach pojawiają się rowerzyści. Wyciągają swoje dwa kółka i pokonują przestrzeń. Jak kto potrafi.

Pedałują wzdłuż Wisły wytrwale początkujący i zaawansowani. Matki z dziećmi usadowionymi w koszyku. Przyjacielskie grupy, przemieszczające się całymi peletonami. Narzeczeństwa młode stażem - on jest tym, który narzuca tempo, a ona w szpilkach na miejskim rowerze, próbuje go dogonić.

Małżeństwa dojrzałe pokonują przestrzeń dostojnie. Ona w obuwiu sportowym, rowerowym dresie, upiętym w kok włosami i przepaską na głowie, jedzie tuż za nim. A on rozgląda się dokoła czy przypadkiem nie nadjeżdża jakiś wariat. Bo wariaci to jedna z najbardziej nie znośnych kategorii. Pozują na wyczynowców. Opięci trykotem, w ciemnych okularach i kasku, pedałują na złamanie karku. Cudem udaje się im wyminąć wbiegające nagle na rowerową ścieżkę dzieci, krzyczących rodziców, zagapionych staruszków i zakochane pary, co  nie zdążyły zejść z linii rażenia wyczynowca.

Rowerowi szaleńcy pojawiają się i znikają. Agresja, z jaką mijają wolniejszych i słabszych bije z daleka. Nie ostrzegają nikogo sygnałem dzwonka. Pędzą na oślep i złamanie karku. Rowerową ścieżkę wzdłuż Wisły, często najeżoną garbami, zaasfaltowanymi konarami drzew, nierównościami i wybrzuszeniami zmieniają w kolarski tor. Z kim się tak ścigają i komu chcą coś udowodnić, nie wiadomo. Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, gdy tylko cudem nie dochodziło do tragicznych w skutkach zderzeń. Uważajmy więc na rowerowych wariatów. Są wrogo usposobieniu nie tylko do otoczenia, ale i samych siebie. Być może wierzą, że mają status nadludzki, ciało ze stali a kości z kamienia. I tego nie wykluczam. Sama nie raz z trudem uniknęłam zderzenia z nimi. Pełna złości, z trudem powstrzymywałam się od powiedzenia tego, co o nich sądzę. Nauczona jednak jestem, że są impregnowani na otoczenie. Głusi i ślepi. Widzą tylko siebie. Lepiej ich po prostu omijać. Niech pędzą na zatratę.

Nie warto psuć sobie przyjemności przejażdżki. Pokonywanie przestrzeni przy pomocy pedałowania może być czasem bardzo kreatywnym. Przed laty, kiedy jeszcze lewy brzeg Wisły był pusty i szary, a ja szybko jadąc, wzbudzałam uwagę rzadkich spacerowiczów, na rowerze układałam treść wielu artykułów, tekstów, wierszy, rozdziałów pracy doktorskiej. Odbywałam w myślach trudne rozmowy. Jadąc można przypominać sobie wiele zdarzeń. Poddawać je analizie i szukać wyjścia z - czasem zdawałoby się - beznadziejnych sytuacji.

Jazda rowerem może być najprzyjemniejszą formą kontaktu ze światem i sobą. Za chwilę, gdy skończę pisanie, wsiądę na niezawodnego „Superiora”, na uszy założę słuchawki, z ulubioną muzyką  i nic więcej nie będzie mi potrzebne do szczęścia … Moja trasa to Bemowo- Kasprowicza- Lasek Bielański – ścieżka wzdłuż UKSW i seminarium - ścieżka wzdłuż Wisły – pomnik Syreny - most Świętokrzyski … i z powrotem. Kiedyś zahaczałam jeszcze o Młociny…

Dr Hanna Karp

Artykuł opublikowany w miesięczniku „Moja Rodzina” nr 5 (2014)

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych