Nazywa się Micaela Schäfer. Przyszła na świat w Lipsku. Do szkoły nie miała głowy więc przerwała naukę w liceum i ukończyła kurs sprzedawczyni. Ale siedzieć przy kasie też jej się nie chciało. Chciało jej się zostać sławną gwiazdą. Co miała do zaoferowania? Przede wszystkim ciało.
Popatrzyła w lustro, poprawiła sobie to i owo, coś wypełniła silikonem, coś botoksem i zgłosiła się na wybory „Miss Tempelohf” w jednej z dzielnic Berlina. Wygrała i się zaczęło… W wyborach na miss stolicy Niemiec było już nieco gorzej, bo zajęła czwarte miejsce, a w wyborach na „Miss Deutschland” w ogóle ją odrzucono, gdyż wcześniej wzięła udział w niegrzecznej sesji fotograficznej…, ale w wyborach na „Miss Venus” już to nikomu nie przeszkadzało – wreszcie zdobyła upragnioną koronę.
Od tej chwili nie mogła opędzić się od różnorakich propozycji i zaproszeń: uczestniczyła w paru telewizyjnych reality shows, w castingu na „Germany’s Next Topmodel”, w eliminacjach „Supertalentu”… - może bez osiągnięć, ale była już w grze. Właściwie można rzec, nie tyle ona, co jej ciało. Dopracowana przez chirurgów plastycznych Micaela zaczęła pojawiać się soute na rozkładówkach tak znanych męskich magazynów jak „Penthouse”, „Playboy”,” Men’s Health”, „Maxim”, „FHM”, czy na kartach erotycznych kalendarzy. Dla ścisłości, nie tylko pokazywała swe walory fizyczne, do powiedzenia też coś miała, np. jakieś zdanko w epizodycznych rólkach filmowych, albo nawet całe kwestie, w roli moderatorki na kilku targach pornograficznych. Krótko mówiąc, jej ciało się opłacało. Dziś to niemieckie wcielenie i rówieśniczka naszej celebrytki Natalii Siwiec znana jest w całych Niemczech i trochę poza granicami.
Wprawdzie cudzoziemcy bardziej obeznani są z krągłościami Micaeli Schäfer niż z jej nazwiskiem, ale nie czepiajmy się - „gwiazdą” jest? Jest. Sławę ma? Ma. I wie, jak ją podtrzymać, mimo, że lata i piersi lecą. Zdaje sobie sprawę, bo przecież głupia nie jest, iż trochę już opatrzyła się w pozach na kanapie, barowych stołkach czy na plażowym piasku, więc wymyśliła, jak znów przykuć do siebie uwagę: właśnie rozebrała się przed… ołtarzem kościoła w dolnofrankońskiej wiosce Rauhenebrach.
Żeby było atrakcyjniej, przy pozowaniu przygrywał jej miejscowy zespół „Die Dorfrocker”, po naszemu - „Wioskowych rockersów”. Wioska może mała, bo liczy słownie stu mieszkańców, ale rozgłos ma wielki - i gmina i Micaela. Dziś jest na ustach milionów Niemców. Tylko przez katolicką Bawarię przetoczył się pomruk dezaprobaty.
To niesmaczne, masywne naruszenie uczuć religijnych-
skomentował rzecznik biskupa Würzburga Bernhard Schwessinger. Diecezja rozważa,
czy nie wkroczyć na drogę prawną.
Oj-tam, oj-tam, nie takie rzeczy Niemcy już widzieli w swych kościołach obu wyznań. I to z aktywnym uczestnictwem duchownych…
Pewien pastor w Norymberdze, Bernd Grasser się nazywa, zauważył nie tak dawno, że znudzeni parafianie tracą ochotę na uczestnictwo w mszalnej celebrze i zapominają o Bogu. Więc postanowił przypominać im systematycznie o Stwórcy i Jego dziele. Jak? Ano z pomocą… erotycznych kalendarzy biblijnych. Wyglądało to następująco. Na stronie tytułowej widniała naga „Ewa” z włosami do pachwin, ale nie z gołymi rękami, lecz z jabłkiem na dłoni, stojąca pośród ław przed ołtarzem kościoła w norymberskiej dzielnicy Katzwang. Na następnych kartkach kalendarza pt. „Akty jak Bóg stworzył - erotyczne obrazy z Biblii” znalazły się różne sceny biblijne, a to chrztu Jezusa, ofiarowania Izaaka przez Abrahama, to znów z Dalilą obcinającą kosmyk włosów Samsonowi, z tańcem Salome, która nakłoniła Heroda do zgładzenia Jana Chrzciciela, ze sceną ukamienowania, sądu ostatecznego i inne ekspozycje treści Księgi Rodzaju. Mało tego, nagimi modelkami i modelami była… młódź parafialna.
Jak opowiadał sam autor tych zdjęć Stefan Wiest, partnerkę dla Adama znalazł na przystanku autobusowym.
Miała tak piękne, długie włosy… Natychmiast spytałem, czy chce być Ewą.
Chciała. Co prawda kalendarzowa Ewa nie była pełnoletnia, lecz rodzice nie mieli nic przeciw temu, by ich córka zrzuciła z siebie bieliznę do fotografii przed ołtarzem… Kalendarze po 12,50 euro za sztukę, plus 3 euro koszt przesyłki, sprzedawały się jak ciepłe bułki. Zamówienia rosły w tysiące. Biblijne akty dostarczano do domów w całych Niemczech po wpłacie pieniędzy na konto parafii.
Zainteresowane przeszło nasze najśmielsze oczekiwania-
chwalił się duchowny. Pomysł Grassera ostro oprotestował Kościół katolicki.
Opuszczanie spodni nie jest właściwą formą zajmowania się Pismem Świętym-
huknął kardynał Friedrich Wetter.
Cóż za wstecznictwo! Przecież kalendarz wywołał
tak pożyteczne ożywienie
ba
dzięki tym zdjęciom młodzi zaczęli wreszcie dyskutować o Biblii… -
odparował ewangelicki sługa Boży. Ożywienie zaiste było. **O biblijnej rozbierance parafian aż roiło się głosów na internetowych stronach. Jeden z oglądaczy napisał:
Jestem wzburzony i przybity tą golizną!,
inny wręcz przeciwnie:
Cóż za wspaniała akcja! Pogratulować! Tylko w ten sposób nowoczesny kościół może znów stać się interesujący dla młodzieży!…
Może może. W każdym razie Grasser i Schäfer maja szczęście, że nie urodzili się w krajach islamskich. Co nowego wymyśli przedsiębiorczy pastor? Na jaki jeszcze pomysł wpadnie Micaela? I on i ona osiągnęli, co chcieli, i rozgłos i pieniądze. „Jeśli Bóg chce kogoś pokarać, odbiera mu rozum”, brzmi ludowe porzekadło. Tylko, co to za kara…?
Klaser
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/191039-niemiecka-celebrytka-rozebrala-sie-przed-oltarzem-nie-ona-pierwsza-i-nie-jedna-felieton-klasera
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.