7 grzechów głównych "Gry o Tron"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Gra o tron
Fot. Gra o tron

Być może jestem głosem wołającym na puszczy, ale nie – nie podoba mi się serialowa „Gra o Tron”. Serial jest po pierwsze – dość kiepski, a po drugie – jest zawodem.

Wielkim, bo na ów serial bardzo czekałem. Martina czytałem na długo zanim było to modne, godziny spędziłem ze znajomymi grając w karcianą i planszową „A Game of Thrones” i wyczekiwałem każdego niusa, zdjęcia czy plotki dotyczącej obsady.

Potem zasiadłem do oglądania. Moją reakcją był jęk zawodu. Serial dla mnie jest klapą. Dlatego zamiast opisywać me żale, zbieram je po prostu pod symbolicznym hasłem 7 grzechów głównych serialu. Głównych, bo pobocznych jest o wiele więcej.

Grzech 1 i najważniejszy – nuda!!!

Nuda, Panie, aż wieje z ekranu. Pierwszy i drugi sezon „Gry o Tron” to tak naprawdę tylko siedzenie lub (rzadziej) chodzenie i gadanie. Gadanie, gadanie, gadanie. To nie są żadne „pojedynki aktorskie” jak chce Piotr Gociek, tylko sceny po prostu nudne jak flaki z olejem i przegadane. Pojedynki aktorskie to były w „Breaking Bad”. Fani, otwórzcie oczy – oglądacie najbardziej przegadany serial w dziejach. Twórcy w ramach zasady „show and tell” skupiają się tylko i wyłącznie na „tell” – mamy więc długie opowieści o dzieciństwie, życiu prywatnym, historii świata… to wszystko, co u Martina zawarte było w tle narracji, tutaj jest na pierwszym planie, w dialogach.

Naprawdę nie dało się tego zrobić inaczej? Nie, widać nie dało. Tym samym otrzymujemy bohaterów non stop kłapiących gębami. Już w trzecim odcinku pierwszego sezonu miałem dość. W trzecim sezonie było z tym lepiej, ale i tak pod sam koniec uderzającą scenę „Krwawych Godów” zakończyło w następnym odcinku, tak jest – gadanie. Gadanie dwóch bohaterów o tym dlaczego właśnie zrobili to, co zrobili.

Bo gówniarz nigdy mnie nie słuchał –

mówi Roose Bolton.

Nie dziwię się. Ja już też zakrywam uszy.

Grzech 2 – wabienie cycem

Coś za co chyba kochają ten serial najtwardsi nerdzi – cycki. Cycki wszędzie! Gołe tyłki i cycki wabią nas od pierwszego odcinka (redaktorowi Adamskiemu serial się więc chyba podoba?). I błagam – nie zasłaniajcie się powieściowym pierwowzorem! Bo w powieściach seks miał bardzo utylitarną funkcję w tekście, scena erotyczna zdradzała nam niejednokrotnie istotne informacje o bohaterach. W serialu informacje o bohaterach dostajemy w kilometrowych (mierząc długość spiętych ze sobą kartek scenariusza) dialogach, więc cycki służą nam do tego, by choć na chwilę zapomnieć jak bardzo właśnie się wynudziliśmy. Chyba do tego służą, bo wsadzanie nagich kobiet do wielu scen niemal na siłę nie wiem czemu innemu miałoby służyć. Chyba ewentualnie do tego by ktoś mógł popatrzeć na nagą kobietę bezkarnie i potem nie usuwać historii przeglądania, bo jeszcze mama by złapała.

Grzech 3 – lekceważenie pierwowzoru literackiego

Dobra, nie jest to grzech najcięższy, ale jednak. Ja rozumiem, że inne prawa władają światem serialu i światem literatury, ale w „Grze o Tron” niejednokrotnie twórcy nawet się nie starają zajrzeć do pierwowzoru. Widać to szczególnie w doborze aktorów do ról. Jedne są dobrane znakomicie (Khal Drogo, Daenerys Targaryen, cała rodzina Lannisterów, Eddard Stark, Theon Greyjoy, Hodor) z drugiej mamy role dobrane po prostu fatalnie, tragicznie (Viserys Targaryen, Asha Greyjoy – nie wiedzieć czemu jeszcze przemianowana na Yarę… a wiedzieć – twórcy uznali widzów za debili i zmienili jej imię, by nie myliła się z dzikuską Oshą, Toros z Myru, wreszcie najbardziej tragicznie dobrany – Daario Naharis).

Widać po tych rolach, że twórcom nawet nie chciało dobierać się aktorów i charakteryzować ich tak, by mieli cokolwiek wspólnego z powieściowymi pierwowzorami. Bo umówmy się – pofarbowanie aktorowi włosów na inny kolor (Daario) nie jest chyba aż tak kosztownym procesem. Podobnie wygląda sprawa z rolami nawet nieźle dobranymi, jeśli chodzi o fizjonomię i warunki aktora (Viserys) ale po prostu źle napisanymi jednoznacznymi. No a jednoznaczność to nie jest coś, co pojawia się u Martina. Chyba, że jednak to pofarbowanie włosów i Daario jest problemem nie do przeskoczenia ze względów produkcyjnych? Tutaj więc dochodzimy do grzechu kolejnego, którym jest:

Grzech 4 – bieda

Budżet „Gry o Tron” wynosi według różnych szacunków 60 milionów dolarów dla pierwszego sezonu i o 15 proc. więcej dla drugiego. Trzeci sezon miał mieć już budżet na poziomie 100 milionów dolarów, ale plotki nie potwierdziły się i twórcy sami przyznali, że musieli robić cięcia. To widać na ekranie – z każdego niemal ujęcia wieje bieda. I nie chodzi tu o wyciągnięte nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co rekwizyty, jak słynne samurajskie zbroje Lannisterów, ale po prostu o normalną, filmową biedę.

Śmialiśmy się z kostiumów w polskim „Wiedźminie”, a jakoś ślepi jesteśmy na to, że w „Grze o Tron” wcale nie jest lepiej. Same lokacje to też niejednokrotnie śmiech na sali – mury królewskiej przystani wyglądają po prostu sztucznie, a te, które są prawdziwe trącą złym ujęciem. Tak się składa, że byłem na Malcie w miejscach, w których tydzień wcześniej zakończyły się zdjęcia do „Gry o Tron”. Efekt? Bezbłędnie poznałem te same miejsca podczas oglądania serialu. To błąd, bo serial fantastyczny powinien być nakręcony tak, by mnie skutecznie oszukać, a nie tak, by desperacko kręcić to samo miejsce na sto sposobów, byleby tylko udawało miejsce inne. To się nie udaje.

Nieco lepiej ma się sytuacja z ujęciami mającymi przedstawiać daleką północ – tutaj dzięki zastosowaniu filtrów i efektów pogodowych iluzja jest perfekcyjna. Ale reszta ujęć ma jakość „Klanu”, a „Klan” przynajmniej nie udaje, że jest kręcony w dwóch pokojach na krzyż. Podobnie ma się sytuacja ze scenami batalistycznymi (ale o nich więcej za chwilę) czy wspomnianymi już kostiumami.

Tak, wiem, też widziałem materiał o wysokim poziomie szczegółowości na sukniach noszonych przez serialowe damy, ale szczegół w kinie ma właśnie być widoczny od razu, a nie wyszukiwany po internetowych fotosach. O takich kwestiach jak turniej rycerski z pierwszego sezonu mający zebrać najlepszych rycerzy z całego królestwa a zrobiony tak realnie może na pięć osób już nawet nie wypada mówić. Ale może tamto było celowe i miało obrazować finansowe tarapaty w jakich znajdował się kraj za rządów króla Roberta? Nie wiem.

Grzech 5 – walki

Zanim pójdziemy dalej proszę zerknąć na poniższy film:

To filmik nakręcony przed czterema już laty, przez grupę pasjonatów praktycznie za darmo. A jak wyglądają walki w „Grze o Tron”? Jak dialogi – są nudne. Czy to kwestia budżetu? Chyba nie – pokazałem już, że można ciekawe walki nakręcić bardzo małym kosztem. To może powieściowego pierwowzoru? Tu już jesteśmy bliżej – umówmy się, nie jest Martin mistrzem opisowego fechtunku. Ale serial, zwłaszcza taki jak „Gra o Tron” ma nad takimi rzeczami sprawnie przechodzić! Przecież po to oglądamy filmy historyczne, kostiumowe, po to minutami wpatrujemy się w lśniącą stal oręża by wreszcie zobaczyć ten oręż w ruchu! Tymczasem otrzymujemy jakieś toporne walki, albo nudne, albo śmiesznie wręcz brutalne, ocierające się o groteskę (bitwa z końca drugiego sezonu), wreszcie zawsze kończone poderżnięciem komuś gardła. Tak – w serialu ciągle podrzynają sobie gardła, zauważyliście? Zapewne dlatego, że nie mieli dość budżetu na to by zrealizować inne rany. Tym samym po gołych cyckach znów zasypiamy, bo akurat bohaterowie sięgnęli po broń.

Grzech 6 – fabularne cięcia

Przewiduję – serial „Gra o Tron” nie doczeka się finału z prawdziwego zdarzenia, albo będzie miał jakiś rwany finał i anulowanie produkcji. Dlaczego? Tutaj to akurat wina samego Martina, który cykl pisze w swoim tempie i ani myśli przyspieszać, na co twórcy zareagowali w jedyny sposób w jaki mogli – rozciągnęli niemożebnie sezony. Tylko, że już w trzecim sezonie pojawiają się wątki z piątego tomu a co będzie dalej – nie wiadomo. Przy tym wątki te są znowu nakręcone w jakiś totalnie śmieszny sposób, ale do tego przejdziemy w następnym punkcie. Co z takimi bohaterami jak Theon albo Daenerys w dalszym, powiedzmy – 5 sezonie? Jeśli Martin nie zakończy pisania ostatniego tomu do tego czasu to mogą zniknąć na cały sezon. Albo twórcy sami dopiszą jakiś ciąg dalszy. Wtedy, jeśli Martin im w tym pomoże będzie to wielki spoiler dla czytelników cyklu. A jeśli im nie pomoże będziemy mieli skondensowane poprzednie grzechy w stopniu aż przerażającym. Jest to sytuacja w której każde wyjście jest złe.

Grzech 7 i ostatni – niezamierzony śmiech

Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się bym śmiał się niezamierzenie tak często jak podczas oglądania „Gry o Tron”. Śmiałem się gdy na siłę zrobiono z pary bohaterów homoseksualistów, śmiałem się podczas turnieju w Królewskiej Przystani, śmiałem się gdy Ogar wypruł plastikowe flaki facetowi na oczach Sansy Stark w drugim sezonie, śmiałem się podczas bitwy w bocznej alejce pod koniec wspomnianego drugiego sezonu, śmiałem się gdy zobaczyłem miasto Astapor – perłę wschodu, w serialu mające dwie ulice i największy targ niewolników mniejszy niż mój przedpokój, śmiałem się gdy Jamie Lannister wydał z siebie krzyk jak Homer Simpson gdy najemnicy, o sorry – ludzie Boltona obcięli mu dłoń, śmiałem się podczas tortur wykonanych na Theonie Greyjoyu – tortur, których w powieści w ogóle nie było widać, co wzmacniało tylko ich obraz i efekt na czytelniku, śmiałem się wreszcie podczas „Krwawych Godów” gdy wszyscy wszystkim podrzynali gardła. Potem zasnąłem, bo zaczęli gadać. Jest więc dla mnie „Gra o Tron” serialem niezamierzenie śmiesznym, bo fatalnie i wbrew powieściom rozkładającym akcenty, wreszcie śmiesznym ze względu na wymienione powyżej grzechy i wiele niewymienionych. Po prostu po trzech sezonach nie umiem zachować powagi, a trailer sezonu 4 z dramatyczną muzyką i rwanymi ujęciami już wywołał na moich ustach uśmieszek. Szczerego rozbawienia.

Tak, jest dla mnie „Gra o Tron” potężnym zawodem a grzechy przeze mnie wymienione – wydają się ewidentne. Rozumiem jednak desperacką niejednokrotnie obronę serialu przez innych czytelników sagi. Działa tu mechanizm wyparcia – wszyscy tak długo czekaliśmy na tę ekranizację i ten serial, wszyscy tak długo wizję Martina nosiliśmy w umysłach i sercach, tak długo poszukiwaliśmy każdego skrawka nawet ujęcia, że gdy otrzymaliśmy finalny produkt – serial, wielu z nas po prostu nie było w stanie przyznać, że jesteśmy zawiedzeni. Może po prostu powinniśmy przyjąć do wiadomości, że nie wszystko powinno być i da się zekranizować? I nie – nie przekonuje mnie argument, że serial to przecież światowy hit, który zarobił miliony i że „większości się podoba”. Na Hitlera też głosowała większość i jak to się skończyło?

Arkady Saulski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych