Ta książka jest opowieścią naocznego świadka systemu Auschwitz. Wilhelm Brasse przeżył obóz Auschwitz jako jego więzień, ale przeżył być może dlatego, że nie był zwykłym więźniem, lecz fotografem z nadania komendy obozu.
Dziadek Brassego był Austriakiem wywodzącym się z Alzacji, który osiedlił się Żywieccyźnie. I tam właśnie ród zakorzenił się na dobre, wrastając w polskość, bo już ojciec Wilhelma poczuł się na tyle Polakiem, że brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Tym bardziej Polakiem czuł się Wilhelm Brasse.
Po zajęciu zachodniej połowy Polski przez Niemcy w 1939 r., Brassemu zaproponowano wybór narodowości niemieckiej - odmówił. Wkrótce potem– jak wielu młodych Polaków – próbuje wiosną 1940 r. ucieczki na Węgry szukając sposobu, by przyłączyć się do armii polskiej sformowanej we Francji. Niestety wpada podczas tej podróży przez góry w ręce Niemców, którzy sprawdziwszy jego austriackie korzenie, proponują mu podpisanie Reichslisty – drugi raz odmawia. Gdyby tak zrobił pozbyłby się kłopotów, a tak ma kłopot - trafia do obozu w Oświęcimiu.
W swoich wspomnieniach, spisanych już u schyłku życia, dużo uwagi poświęca – by tak rzec – technologii przetrwania. Jako młody, wysportowany człowiek, ma w sobie dość determinacji i energii życiowej, by bacznie obserwować mechanizmy życia obozowego. W tym mechanizmy śmierci, choć jako Polak, nie był z góry przeznaczony na śmierć – jak to było w przypadku Żydów. Jednak obóz był wyniszczający – przez zimno, przez głód, przez choroby i przez bardzo ciężką pracę. Brassemu udaje się przez pewien czas przyłączać się do takich komand, których praca jest relatywnie lżejsza, a wyżywienie relatywnie lepsze. Idzie mu to dobrze, ale przecież wielu innych równie młodych i równie silnych umiera.
Jest pełen obaw, kiedy nagle wzywają go i pytają, czy naprawdę jest z zawodu fotografem i co w tym zawodzie umie. A Wilhelm akurat umie dużo. I potrafi dobrze robić dokładnie to, czego oczekują niemieccy nadzorcy. Już przed wojną specjalizował się w fotografii portretowej, teraz zaś jego głównym zadaniem jest robienie zdjęć identyfikacyjnych. Tak stanie się wykonawcą kilkudziesięciu tysięcy fotografii więźniów Auschwitz.
Zarazem stanie się świadkiem pracy tej fabryki śmierci. Można rzec: świadkiem uprzywilejowanym, bo dopuszczanym niekiedy – z aparatem fotograficznym - do miejsc, do których nie mieli dostępu zwykli więźniowie. Jest np. świadkiem eksperymentów medycznych doktora Mengele.
Wilhelm Brasse przeżył prawdopodobnie dzięki temu, że jego zawód okazał się przydatny dla obozowych panów życia i śmierci. Po wojnie usiłował kontynuować pracę w tym zawodzie. Okazało się, że nie potrafi już robić zwykłych zdjęć, bo każde uruchomienie migawki aparatu przypominało mu wykonywanie tej samej czynności za drutami. Porzucił fach, który pozwolił mu przetrwać.
Niezwykłe świadectwo.
Roman Graczyk
Anna Dobrowolska, Fotograf z Auschwitz, Rekontrplan, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2013
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/90419-wilhelm-brasse-o-auschwitz