Magierowski o Unii

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.okładka książki
Fot.okładka książki

To jest książka o pięknej wizji, która zagubiła się gdzieś pomiędzy dobrymi chęciami politycznej poprawności a gnuśnością ducha. Piękna wizja zjednoczonej Europy, bo o nią tu chodzi, zdaje się oddalać.

Owszem, ciągle są politycy, którzy kreślą projekty ucieczki do przodu, takiego wzmocnienia instytucji, które pozwoli znowu myśleć o Unii jako o obietnicy lepszej przyszłości dla Europejczyków. Ale rzeczywistość skrzeczy. Może nie tak bardzo, jak to odmalowuje Marek Magierowski, lecz skrzeczy z pewnością.

Książka zaczyna się od wyliczenia całej serii wpadek instytucji unijnych w rodzaju słynnej i słusznie wyszydzonej, dyrektywy o normie krzywizny bananów. Chodzi o takie kwiatki, jak nacisk UE na rząd Andory, aby usunąć z monet euro w tym miniaturowym państwie wizerunku Pantokratora, aby

nie naruszać unijnej zasady neutralności w kwestiach religijnych.

Albo jak okólnik szwedzkiego ministerstwa edukacji do dyrektorów szkół, mocą którego dzieci mogą być w okresie Adwentu zabierane do kościoła, pod warunkiem, że nie usłyszą tam „imienia Jezus”. Albo jak informacja o bezsilności francuskiej policji wobec permanentnego demolowania katolickiej księgarni w Bordeaux. Są to jakieś curiosa, tyle że dzieją się naprawdę.

Książka z kolei kończy się political fiction, w której arcybiskup Brukseli w roku 2033 pada ofiarą zamachu antykatolickich aktywistów, ale uczciwie osądzenie tej zbrodni nie jest możliwe w danych (w roku 2033 w Belgii) uwarunkowaniach, czytaj wobec powszechnego nacisku na sąd w kierunku wymierzenia kary pobłażliwej.

Nie jestem eurosceptykiem jak Marek Magierowski, ale muszę uczciwie przyznać, że w kontekście procesów kulturowego wyjaławiania zachodzących w Europie Zachodniej, taka wizja nie wydaje się całkiem niemożliwa. Innymi słowy, nie do końca zgadzając się z nastawieniem Autora do samej wizji Unii jako organizmu zwartego, politycznie zjednoczonego, które to nastawienie jest w najlepszym razie sceptyczne, żeby nie powiedzieć, że wrogie wobec tej wizji, muszę mu przyznać rację w tym, że – najogólniej mówiąc – Unia traci ducha.

Traci go, gdy prowadzi gospodarkę ciągle na kredyt, tak jak to zrobiła Hiszpania, po czym padła raniona odłamkiem rozpryskującej się bańki budowlanej w 2008 r., po krachu Lehman Brothers. Bo taka polityka gospodarcza jest chowaniem głowy w piasek, próbą niezauważenia, że godzina ekonomicznej prawdy, prędzej czy później, nadejdzie. I traci go, gdy odwraca oczy od tej oczywistości, że polityka multikulturalizmu poniosła klęskę – co pokazują przykłady wszystkich bez wyjątku krajów UE, w których występują większe skupiska imigrantów pochodzących z innych, pozaeuropejskich cywilizacji. To nie ulega wątpliwości. I tu pełna zgoda.

Nie ma zgody tu, gdzie Autor dostrzega prostą, zbyt prostą w moim przekonaniu, terapię na kryzys tożsamości w powrocie do chrześcijańskich źródeł Europy. Dlaczego to jest terapia zbyt prosta, to temat na inny, większy tekst.

Roman Graczyk

Marek Magierowski, Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2013.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych