Kilka dni temu prof. Krzysztof Jabłoński, juror XIX Konkursu Chopinowskiego, udzielił radiowej Dwójce wywiadu, którym wywołał trzęsienie ziemi. Głosom krytycznym nie ma końca, choć najczęściej mają one charakter powierzchowny i manipulacyjny. Skąd ten atak, skoro prof. Jabłoński stanął de facto w obronie fundamentalnych założeń konkursowych? Przecież główną intencją prof. Żurawlewa w 1925 roku było wierne ocalenie istoty muzyki Fryderyka Chopina, ustanowienie kanonu stylowości jego gry. I właśnie o to upomina się prof. Jabłoński. Rzecz jednak w tym, że z jego wypowiedzi płyną wnioski zatrważające. Prof. Dyżewski mówi wprost: „Wybitny polski pianista wskazuje na rażące braki w edukacji. (…) Trzeba przyznać, że diagnoza ta jest miażdżąca”.
„Nie gramy zgodnie z tekstem”
Ocena prof. Krzysztofa Jabłońskiego jest niezwykle gorzka. Uderza przy tym autentyczną troską i rozczarowaniem. Przyznaje on, że do połowy II etapu (wtedy miał miejsce wywiad), nie słyszał prawdziwego poloneza, że pianiści nie trzymają się tekstu napisanego przez kompozytora, nie rozumieją jego istoty i ducha, skupiają się zrobieniu teatralnego show. Podkreśla przy tym, że „Sytuacja pogarsza się z edycji na edycję”. Kilka cytatów z wywiadu:
• Zdarza mi się podczas kursów mistrzowskich czy lekcji zapytać pianistę, czy widział kiedyś jak się tańczy poloneza. Odpowiedź brzmi: „nie”. Czy wie, jaki jest krok poloneza, jaki to jest charakter tańca: „nie”. To wszystko. Nie ma żadnej reakcji. Tak, że jest chyba coraz gorzej z tą edukacją.
• Jednym z wielkich problemów jest to, że nie gramy zgodnie z tekstem, jesteśmy coraz dalej od tekstu. Wszystko jest wrażeniowe, wszystko jest pod publiczność, wszystko jest na wywarcie jak największego wrażenia, na brawa, na zaprezentowanie siebie. Wybuchające ego, które widzimy bardzo często na scenie, brak skromności, brak wiedzy prowadzi do wynaturzeń, do wykrzywień. I często też jest tak, że te produkcje, które są stosunkowo najgorsze, otrzymują największy aplauz publiczności, bo osoba, która nastawiona jest na robienie wrażenia, często robi to wrażenie. Tylko że ten aplauz nie jest wynikiem jakości gry, ale zewnętrznych elementów obecności na scenie. Obserwujemy fruwające nogi, tupanie w pedał, głośne oddechy, śpiewanie, wydziwianie różnych min. To wszystko nie ma żadnego związku z muzyką, jeżeli ktoś naprawdę coś czuje, to jego ciało powie nam o tym. Natomiast wielu pianistów dzisiaj ćwiczy te rzeczy, ćwiczy teatr przy instrumencie. Zamykam oczy, nic nie słyszę. Otwieram oczy, widzę bardzo dużo.
• Nie ma lepszej recepty na wygranie nagrody za mazurki, jak po prostu czytanie uważnie tekstu kompozytora i przede wszystkim granie tego, co jest w nutach napisane. Z tym jest naprawdę najgorzej. To jest to jest przedmiot mojej troski, coś co spędza mi sen z powiek. Ale takie dinozaury jak ja niedługo już nie będą miały nic do powiedzenia. Wszystkie te rzeczy, w które wierzę, których się uczyłem, powoli zanikają i jest to wypierane przez drogę na skróty.
Warto odsłuchać tę rozmowę w całości. Jest wstrząsająca, bo dotyka istoty rzeczy – edukacji muzycznej kolejnych pokoleń. Zdolności młodych pianistów do zachowania kanonu stylowości gry Fryderyka Chopina.
Prof. Dyżewski: Miażdżąca diagnoza
Z tej wypowiedzi wyłania się jeszcze jeden wymiar, którego prof. Jabłoński już nie werbalizuje. Czyni to jednak w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Marek Dyżewski, pianista, komentator Konkursów Chopinowskich, były rektor Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Przypomina słowa Igora Strawińskiego, który twierdził, że błędy w zakresie litery skutkują zafałszowaniem w zakresie ducha dzieła, że tekst jest świętością nienaruszalną. Wskazuje jednocześnie na fundamentalny problem podupadającej edukacji pianistycznej.
Zgadzam się w pełni z Krzysztofem Jabłońskim. Zwróciłbym jednak uwagę na to, co z tej wypowiedzi wynika. Wybitny polski pianista wskazuje na rażące braki w edukacji, których konsekwencją jest niedostatek świadomości tego, jakie jest przesłanie i sens muzyki Chopina, a także - niedbałość w podejściu do nutowego zapisu jego dzieł. Znamienne, że mówi to w trzecim dniu przesłuchań II etapu, ubolewając, że dotąd nie usłyszał właściwie wykonanego walca czy poloneza. Trzeba przyznać, że diagnoza ta jest miażdżąca. Przecież wśród grających byli również wychowankowie jurorów lub osoby przez nich firmowane. Krytyka edukacji dotyczy więc również zasiadających w jury tego konkursu profesorów. Jeśli ich wychowankowie uzyskają wysokie lokaty w konkursie, to ich rodzaj gry, tu premiowanej i przynoszącej sukces, stanie się niestety wzorem dla młodszych pianistów oraz ich pedagogów. Znamienny był wyraz twarzy Krzysztofa Jabłońskiego, który z goryczą zauważa, że w każdej kolejnej edycji tego konkursu z pianistyką chopinowską jest coraz gorzej. Dodam od siebie, że nic nie zdaje się wskazywać, by ten trend w najbliższej przyszłości uległ zmianie
— podkreśla prof. Marek Dyżewski.
Bezstronność jurorów?
To nie koniec trudnych zagadnień. Trzeba dotknąć także tego, co próbuje się uznać za normę Konkursu Chopinowskiego. Spójrzmy na tegoroczną edycję. Ponad 1/3 uczestników to uczniowie jurorów. Zwolennicy tego stanu rzeczy argumentują, że „przecież zawsze tak było”, a jurorzy nie głosują na swoich. To prawda. Nie trzeba chyba jednak wielkiej wyobraźni, by pojąć, jak w inny sposób można zadbać o dobre notowania własnego ucznia. Można punktować wzajemnie, można skutecznie obniżyć punktację zagrażającego konkurenta. Układ ten zawsze będzie rodzić pytania o bezstronność ocen. Zresztą na przestrzeni wieku mieliśmy do czynienia z wielkimi skandalami i jawną niesprawiedliwością. W sporcie taka niezdrowa konkurencja jest niedopuszczalna.
Obecna edycja budzi jednak wątpliwości także z innych powodów. Nie będę odnosić się teraz do różnorakich powiązań jurorów z organizatorem Konkursu – Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina. Postawa przewodniczącego jury, skądinąd wspaniałego pianisty, zwycięzcy 8. edycji konkursu - Garricka Ohlssona – bywa momentami niezwykle zagadkowa. Fakty są takie, że mamy rewolucję dotyczącą składu juroskiego. Po raz pierwszy w historii przewodniczącym nie jest Polak, a Polacy nie stanowią narodowej większości. Jest ich czterech, dokładnie tyle, co Amerykanów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, szokujące słowa Garricka Ohlssona, który przyznał, ze zarówno on, jak i inne osoby w jury są zaskoczeni tym, jak przedstawia się lista osób zakwalifikowanych do drugiego etapu konkursu, zaczyna robić się naprawdę dziwnie. Tym bardziej, że po pierwszym etapie odpadli niezwykle utalentowani pianiści, uznawani przez niektórych ekspertów za zjawiskowych. Inna sprawa to sposób ogłaszania wyników. Po pierwszej selekcji artystów, nie padły żadne konkretne słowa docenienia, domknięcia, zabrakło klasy. Zostało za to wrażenie, że przewodniczący nie panuje nad tym, co się dzieje. Co więcej, że jurorów nie łączy wspólna sprawa znalezienia u pianistów tego, co stanowi istotę Konkursu Chopinowskiego, ale że jest to jakaś gra ścierających się interesów.
Dodajmy do tego wypowiedź innej jurorki, prof. Katarzyny Popowej-Zydroń, która we wrześniowej rozmowie z „Newsweekiem” stwierdziła, że „jest przeciwna dyskusjom”, że woli wyjść na papierosa, niż uczestniczyć w takich rozmowach, bo niektórzy dopuszczają się „agitacji”.
Czego nie wolno jurorowi?
Wśród krytyków prof. Jabłońskiego pojawia się argument, że juror nie powinien wypowiadać się o uczestnikach podczas konkursu. Ale przecież nie padło żadne nazwisko, żaden konkret. Prof. Jabłoński nakreślił ogólny problem, pewne szerokie zjawisko, fundamentalnie ważne, które powinno stanowić główną troskę świata pianistycznego. Moment jego wygłoszenia nie ma najmniejszego znaczenia. Dlaczego jednak głosy oburzenia nie pojawiły się po wywiadzie prof. Popowej-Zydroń, która tuż przed Konkursem – 18 września – porwała się na wskazanie profilu zwycięzcy?
Na jakiego zwycięzcę czekasz w tym roku? Jak go sobie wyobrażasz? — Przypuszczam, że to będzie Azjata, w wieku około 20, najwyżej 22 lat. I myślę, że będzie to ktoś o jeszcze większej sile oddziaływania niż Bruce Liu.
To jak to jest z tymi wypowiedziami jurorów? Jedni mogą krystalizować konkretny typ zwycięzcy na miesiąc przed konkursem, a innym nie wolno podzielić się pełną frasunku obserwacją, wyrażoną z troski o ciągłość światowej chopinistyki? Czy przypadkiem nie dlatego, że ta gorzka konstatacja uderza w ulepioną z pozorów fasadę?
W środowisku wrze od lat
W środowisku wrze od lat. Słychać o układach i zawłaszczeniu inicjatyw chopinowskich. Mówi się też o konieczności odbudowy polskiej szkoły pianistycznej, o konieczności przemyślenia procesu kształcenia i betonie, z którym te inicjatywy się zderzają. Z rozczarowań i niedosytów wyłaniają się często momenty dla kultury przełomowe. Pewnie podobnie było 100 lat temu, w 1925 roku, kiedy prof. Jerzy Żulawlew z prof. Aleksandrem Michałowskim, chcąc ochronić dziedzictwo Chopina przed zapomnieniem i wypaczeniem, wymyślili Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny jego imienia. Trudno więc o bardziej trafiony moment na podjęcie rozmów i działań. Warunkiem jest jednak realna troska o spuściznę największego, polskiego kompozytora. Jeśli górę weźmie interes i chęć zachowania dotychczasowych układów, zostanie zaprzepaszczona kolejna przestrzeń polskiej kultury. I to już całkiem niedługo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/743163-co-naprawde-powiedzial-juror-konkursu-chopinowskiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.