Są w kulturze wydarzenia dla Polaków święte. Z tego powodu trudno poddawać je krytyce, nawet gdy sprawa tego wymaga. Należy do nich Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Do Warszawy przyjeżdżają zakochani w Chopinie pianiści i melomani z najdalszych zakątków świata, a Filharmonia Narodowa jest najbardziej oglądaną sceną na globie. To jedyna tak spektakularna okazja do promocji polskości. Problem jednak w tym, że tej polskości jest oraz mniej. Po raz pierwszy w historii przewodniczącym jury jest obcokrajowiec, a Polacy nie stanowią w składzie jurorskim narodowej przewagi. Jawi się irytujące pytanie, dlaczego – skoro jury składa się z laureatów dotychczasowych edycji Konkursu Chopinowskiego – nie ma w nim Krystiana Zimermana, który obchodzi w tym roku 50. rocznicę swego spektakularnego zwycięstwa. W oprawie konkursowej nie ma ani śladu polskich symboli narodowych, okolice Filharmonii Narodowej są rozkopane i brudne, a pomnik Fryderyka Chopina w remoncie. Skoro organizacja Konkursu Chopinowskiego kosztowała 19 milionów zł, należałoby zrobić wszystko, by wykorzystać to wydarzenie do promocji Polski na wszelkich możliwych polach. Dlaczego więc prawa do wydań płytowych laureatów ma niemiecka wytwórnia Deutsche Grammophon? Od pytań aż iskrzy.
Chopin nie był kosmopolitą
Zacznijmy od tego, że Chopin nie był kosmopolitą. Przeciwnie. Podkreślał swoją polskość i stanowczo przypominał o niej innym. Usunięta z map świata Polska, pulsowała w jego sercu i muzyce, choć niektórzy próbowali brać go za Francuza. W liście do Józefa Elsnera z 29 stycznia 1931 roku, jednoznacznie odrzuca konformistyczne podszepty. Odwołując się do wieści o wybuchu Powstania Listopadowego, podkreśla jak bliskie są mu losy ojczyzny:
Od dnia (…), w którym się dowiedziałem o wypadkach 29 listop., aż do tej chwili nie doczekałem się niczego, prócz niepokojącej obawy i tęsknoty; i Malfatti na próżno się stara mnie przekonać, że każdy artysta jest kosmopolitą. Choćby i tak było, to jako artysta jestem jeszcze w kolebce, a jako Polak trzeci krzyżyk zacząłem; mam więc nadzieję, że znając mnie, za złe mi Pan nie weźmiesz, iż dawniejsze uczucia biorą przewagę; żem dotychczas o układzie koncertu nie myślał.
Nie ma na świecie bardziej rozpoznawalnego polskiego artysty niż Fryderyk Chopin. Kochają go melomani na całym globie, a zachwyceni jego muzyką azjatyccy pianiści marzą o wzięciu udziału w Konkursie. Niektórzy regularnie odwiedzają nasz kraj, a nawet uczą się polskiego, by jeszcze lepiej zrozumieć duszę kompozytora. Chopin to nasza marka. Od blisko 100 lat co pół dekady odnawiana niezwykłą kulminacją w postaci Konkursu Chopinowskiego. To powinno być centralne wydarzenie kulturalne. Nie ma przecież równie prestiżowego momentu promocji. Dlaczego więc zostaje powoli oddawane w obce ręce?
Cudzoziemiec na czele jury i garstka Polaków
Idea powstania Konkursu zrodziła się w 1925 roku z inicjatywy prof. Jerzego Żurawlewa, ucznia pianisty Aleksandra Michałowskiego. Celem było odnowienie grona spadkobierców tradycji Fryderyka Chopina, odbudowa grupy znawców i wielbicieli jego muzyki. Pomysł wcielono w życie dwa lata później. Pierwszy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina odbył się w Filharmonii Narodowej w 1927 roku. Na 14 jurorów tylko jeden był cudzoziemcem. W późniejszych edycjach grono jurorskie rosło i składało się z większej liczby obcokrajowców, ale obowiązywała przewaga Polaków. W 2021 na 17, Polaków było 7. W obecnej edycji mamy rewolucję. Polaków w składzie jury jest jedynie 4, tyle samo, co Amerykanów. Przy czym po raz pierwszy w historii przewodniczącym jury nie jest Polak. Funkcję tę pełni Garrick Ohlsson ze Stanów Zjednoczonych. Mamy więc 4 jurorów z Polski (Krzysztof Jabłoński, Piotr Paleczny, Ewa Pobłocka, Wojciech Świtała), 4 z USA (Garrick Ohlsson, Kevin Kenner, Robert McDonald, John Rink), 1 z Rosji (Julianna Awdiejewa), 1 z Chin (Chen Sa), 2 z Japonii (Akiko Ebi, Momo Kodama), 1 z Francji (Michel Béroff) 1 z Argentyny (Nelson Goerner), 1 z Południowej Afryki (John Allison) oraz 1 z Wietnamu/Kanady (Đặng Thái Sơn). Honorowym jurorem jest też Lidia Grychtołówna, ale funkcja ta nie ma waloru decyzyjnego.
Dlaczego nie Krystian Zimerman?
Sytuacja budzi wiele pytań. Podobno kluczem w komponowaniu takiego składu jurorskiego był ich zwycięski udział w poprzednich edycjach Konkursu. Dlaczego więc przewodniczącym jury nie został najsławniejszy współczesny polski chopinista Krystian Zimerman? Tym bardziej, że wybiła właśnie 50. rocznica jego chopinowskiego triumfu. Był trzecim Polakiem w historii, który zdobył ten prestiżowy laur. Jest także jednym z najmłodszych zwycięzców – miał zaledwie 18 lat. W IX edycji poza nagrodą główną, otrzymał również wszystkie nagrody specjalne. Jak to możliwe, że tak zasłużona postać, ceniona dziś na całym świecie, została pominięta?
Uważam, że to koszmarny despekt wobec Krystiana Zimermana i niewykorzystanie szansy. To wielki pianista i ogromny autorytet, a także mistrz sztuki życia i sztuki pracy nad sobą. Obserwowałem jego pracę. Po wygranej powiedział, że Konkurs Chopinowski to dopiero początek, że on dopiero teraz musi się nauczyć pracować nad Chopinem – mówi portalowi wPolityce.pl prof. Marek Dyżewski, pianista, chopinista, komentator konkursów Chopinowskich i były rektor Akademii Muzycznej we Wrocławiu.
Marzę, by ten konkurs firmował ktoś tak wybitny jak Krystian Zimerman. Nie mam nic przeciwko Garrickowi Ohlssonowi. Tylko jest pewna hierarchia pianistów, których konkurs, mając niewiarygodną siłę promocyjną, wyniósł na estrady najwyższego prestiżu
— dodaje prof. Dyżewski. Dlaczego więc Narodowy Instytut Fryderyka Chopina zdecydował się oddać przewodniczenie w ręce Amerykanina? Pytań jest znacznie więcej.
Dlaczego Deutsche Grammophon?
Zaskakująca jest także inna aktywność. Konkurs Chopinowski to nie tylko prestiż. To także konkretna promocja, która przekłada się na określony zysk. Oczywiście sami pianiści walczą o wygraną, która otwiera im drogę do najbardziej prestiżowych scen świata, do współpracy z najlepszymi orkiestrami i najwybitniejszymi dyrygentami. Otrzymują także nagrody pieniężne. I miejsce - 60 tys. euro, II miejsce – 40 tys. euro, III– 35 tys. euro, IV– 30 tys. euro, V– 25 tys. euro, VI miejsce – 20 tys. euro. Są też wyróżnienia i nagrody specjalne. Prestiżowe jest również wydanie płyty. Przy takim zainteresowaniu konkursem, rozchodzi się błyskawicznie. Dlaczego więc prawo do wydawania nagrań zwycięzców konkursu Chopinowskiego ma Deutsche Grammophon? Niemiecka wytwórnia od lat współpracuje z Instytutem Fryderyka Chopina, organizatorem Konkursu, i jest oficjalnym wydawcą nagrań z różnych etapów konkursu, w tym płyty zwycięzców. Można by tu snuć rozważania o polskiej marce, o polskim interesie, o oddawaniu pola. Ale to wymusiłoby pytania kolejne, m.in. o skandaliczną sprzedaż Polskich Nagrań.
Brak polskich symboli
Od pewnego czasu widać konsekwentne odzieranie Konkursu Chopinowskiego z polskości. Próżno szukać polskiej symboliki w oprawie. Nie ma jej także w absolutnie żadnej formie na najbardziej oglądalnej dziś scenie świata! I choć codzienne występy artystów z 20 krajów, śledzą miliony widzów, nie dostrzegą ani polskiej flagi, ani też popiersia Fryderyka Chopina, które swego czasu na scenie obecne było. Co więcej, polska flaga nie jest w żaden sposób wyeksponowana nawet w gmachu filharmonii. Jeśli się dobrze przyjrzeć, można się jej dopatrzyć wśród innych, ale tylko pod warunkiem, że nie zwinie jej wiatr.
Zgrzytem jest także koncert inauguracyjny, na którym nie wybrzmiał polski hymn narodowy. Gdy kilka dni temu zwrócił na to słusznie uwagę Piotr Iwicki, muzyk i były szef Agencji Muzycznej Polskiego Radia, na Facebooku rozległ się niemiły pomruk. A to przecież spostrzeżenie wspólne ogromnej grupy ludzi.
Odbyłem dzisiaj długą rozmowę z kimś (nazwijmy go) Ważnym. I ten ktoś (nazwany na potrzeby tego pisania Ważnym) zauważył, że na tak zacnym konkursie, orkiestra winna rozpoczynać wszystko hymnem. Dla podkreślenia wagi wydarzenia (jak zauważył Ważny). Czy zatem wstydzimy się jednego z dwóch najpiękniejszych hymnów świata? Pytał o to również Ważny. Przytyk drugi: na scenie nie ma żadnego elementu w barwach narodowych (to akurat moje, ale Ważny przychyla się). A przecież może to być motyw graficzny, kwiaty, może być flaga. Nawet dyskretnie, ale przy tak masowej relacji w mediach i multimediach, brak tego elementu to faul. Żółta kartka. (choć Ważny chciał dać czerwoną, ubłagałem). No i wreszcie koncert inauguracyjny. Owszem, polonez na starcie – chopinowski, ale potem, kompletnie program „od czapy”. I znowu (jak zauważył Ważny), wydarzenie śledzą melomani na całym świecie, i z Warszawy pewnie w drodze promocji dostają kompozytorów niemieckich i francuskich.
Pozostaje ponowić pytanie: czy wstydzimy się polskiej flagi i polskiego hymnu? A przecież i on ma warte przypomnienia akcenty chopinowskie. 2 września 1835 r. Fryderyk Chopin zapisał zharmonizowany w tonacji B-dur refren „Mazurka Dąbrowskiego”. Rękopis opatrzył zabawną dedykacją „nieukowi nieuk”, skierowaną prawdopodobnie do Konstantego Młokosiewicza, porucznika huzarów.
Przypomnijmy muzyczną, brawurową obronę polskości na forum ONZ w 1945 roku, której dokonał wybitny polski pianista – Artur Rubinstein. Mimo, że Polska była największą ofiarą niemieckiego ludobójstwa i walczyła na wszystkich frontach, nie dopuszczono nas do udziału w obradach konferencji założycielskiej ONZ. Oburzony tym faktem Artur Rubinstein, przerwał swój koncert i odegrał hymn Polski, wzywając wszystkich do powstania:
Tutaj, w tej sali, chcecie urządzić szczęśliwą przyszłość świata. Brakuje mi chorągwi Polski, za którą walczyliście. Ja tego nie mogę tolerować. Ja wam zagram hymn polski. I proszę wstać!
Dumna historia Filharmonii i bajzel Trzaskowskiego
Konkurs Chopinowski od blisko 100 lat odbywa się w Filharmonii Narodowej. To dla Polaków miejsce szczególne. Wybudowane w 14 miesięcy z woli narodu w Polsce wymazanej z map świata, w kraju rozszarpanym przez zaborców, w Warszawie okupowanej przez Rosję. Uroczysta inauguracja odbyła się 5 listopada 1901. Orkiestrą dyrygował Emil Młynarski, a jako solista wystąpił Ignacy Jan Paderewski, który zagrał własny Koncert fortepianowy z towarzyszeniem orkiestry oraz szereg utworów Fryderyka Chopina. Przyszły premier i ojciec polskiej niepodległości był także jednym z fundatorów gmachu. Nie było wtedy ani państwa polskiego, ani polskiego ministerstwa kultury. A jednak kultura kwitła, wielkie dzieła powstawały, a Polacy nie ustawali w przekazywaniu polskości.
Mając to wszystko w pamięci, aż wstyd patrzeć, jak dziś wyglądają okolice Filharmonii Narodowej. Trwające od lat remonty, których efektów nie widać od miesięcy, sprawiają że melomani z całego świata muszą przeprawiać się przez wielki plac budowy. Warszawa wygląda, jakby wciąż nie zdołała się odbudować po wojnie. Zerwany asfalt, dziurawe jezdnie, porozrzucane barierki, rozkopane ulice i jeden wielki bałagan. Dlaczego władze stolicy nie przygotowały miasta na to prestiżowe wydarzenie międzynarodowe? Do tego wielki remont oczka wodnego w Łazienkach Królewskich i zasłonięcie Pomnika Chopina brezentem. (Po kilku dniach protestów monument odsłonięto, ale i tak otoczony jest ogrodzeniem placu budowy). Jak dyrektor Łazienek, Marianna Otmianowska, mogła dopuścić się tak bezmyślnej decyzji o rozpoczęciu robót właśnie w tym czasie? Przecież to jedno z głównych miejsc, które chcą zobaczyć wielbiciele polskiego kompozytora, oprócz bazyliki św. Krzyża, gdzie złożone jest jego serce i Żelazowej Woli, w której się urodził. Tak ordynarne nieprzygotowanie miasta na chopinowskie święto muzyczne, to nie tylko blamaż. To niedopełnienie obowiązków, które powinno zakończyć się dymisją. Warszawski ratusz jest współorganizatorem Konkursu. Na posprzątanie tego bałaganu Rafał Trzaskowski miał 4 lata. Głosy rozczarowania płyną z różnych stron. Ktoś zaprosił zza granicy gości, ktoś ściągnął rodzinę na pianistyczną ucztę, ktoś inny chciał zobaczyć tę piękną Warszawę, jaką zna ze zdjęć. A może chodziło właśnie o to, by przerwać w świecie opinię Polski przyjaznej, zielonej, czystej, którą ludzie z różnych krajów zachwycają się od lat? Może ten cały rozgardiasz ma wywołać wrażenie, że jesteśmy nieudolni organizacyjnie i trzeba nas w tym bardziej aktywnie wesprzeć. Rafał Trzaskowski sprawę ignoruje i zdaje się nie rozumieć, że jeśli ktoś zderzy się z takim odrażającym bałaganem, nie będzie miał ochoty przyjechać ponownie. Marianna Otmianowska robi wszystko, by nie kojarzono jej z katastrofą w Łazienkach. Nikt nie bierze za nic odpowiedzialności. A odpowiedzialność jest. Skoro organizacja Konkursu Chopinowskiego kosztowała 19 milionów zł, należałoby zrobić wszystko, by wykorzystać to wydarzenie do promocji Polski na wszelkich możliwych polach.
Zbierając to wszystko w całość, nasuwają się naprawdę niewesołe wnioski. Postępująca jawna eliminacja Polaków z grona jurorskiego, całkowite usunięcie polskich symboli narodowych z oprawy konkursowej, oddawanie pola niemieckiej wytwórni fonograficznej i nieprzygotowanie miasta to tylko wierzchołek góry lodowej. Pytań jest znacznie więcej. Niezwykle polskie wydarzenie zaczyna przeradzać się w kosmopolityczną imprezę świata zewnętrznego. Czyżby ktoś próbował nam ukraść Konkurs Chopinowski?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/742552-czy-ktos-probuje-przejac-konkurs-chopinowski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.