To zadziwiające, że największa polska literatura powstawała w najcięższych warunkach. Tak było w czasach zaborów z romantyczną zwłaszcza poezją, tak było w czasie II wojny pod okupacją niemiecką, gdy powstał fenomen poezji pokolenia nazywanego wojennym. Niebezpieczeństwa zagrożenia trwania całej wspólnoty wywoływały i taką reakcję, wydawałoby się irracjonalną w sytuacji zaborczej czy wojennej, odpowiedź jakby nieadekwatną do potrzeb chwili, walki o przetrwanie, zachowanie życia. A jednak konspiracja, ta walka podziemna, łączyła się z potrzebą myśli i słowa, komunikacji za wszelką cenę, łączności z tym co już było, poświadczenia wspólnoty. Mało tego, powstawały w tamtych sytuacjach dzieła wielkie, niezwykle, które nie powstałyby w innych warunkach. Do tego coś więcej, poeci pokolenia wojennego łączyli swą twórczość z konspiracją, poświadczali swą poezję życiem, słowo czynem. W chwili wybuchu Powstania dokonali ostatecznego wyboru…
„Słowa małe… jak krzyż lub wieniec”
A więc ci najważniejsi Baczyński, Gajcy, Trzebiński, Krahelska, Bojarski, Stroiński. Zostawili dzieło niezwykłe i zarazem legendę, która ich wszystkich połączyła. Najwybitniejsze utwory, choć przeniknięte grozą wojny, były od niej na swój sposób niezależne, stanowiły literacką całość, miały własną formę. Był w tym swoisty heroizm myśli i słowa, także niezgoda na zwątpienie i rezygnację. W beznadziejnej często sytuacji słowa tych utworów przechowywały i przekazywały nadzieję i sens w formie działającej też po tym czasie. Wiersze tych poetów stały się poniekąd ponadczasowe, dają się czytać i przeżywać także poza tamtym światem, wyrażają i przekazują doświadczenie całego pokolenia Polaków czasów wojny.
Kilka fraz, tych mniej znanych, przekazujących nie tylko grozę, ale też piękno i nagłe wzruszenia: wiersz Baczyńskiego poświęcony matce, w którym żegnał się z dzieciństwem i wchodził szybko w wojenną dojrzałość: „Sny dziecinne pachniały wanilią./ Jak oderwać to życie od trwogi? (…) Takie to dzieje, matko./ Boli wiatru kolec/ wbity w dwudziestą jesień, kiedy umiem już najtrudniejsze słowa. Na pękniętym stole/ umierają kwiaty – suche deski trumien./ Dusi las zdarzeń przyrosłych. Nic więcej”.
Z poematu „Do potomnego” Tadeusza Gajcego, napisanego w lipcu 44: „Piszę – jak grabarz dół wybiera/ na ciała bezruch dłoni rozpacz/ i słowo małe staje nieraz/ jak krzyż lub wieniec. Jeśli zostać/ dane mu będzie – ręka twoja/ otworzy je i sercem spełni,/ a czas, co młodość ku jesieni/ przechyla twardo – twarz wywoła/ kamienną już i nocną wiecznie./ (…) Niewiele wiem, jak ty zapewne:/ idziemy razem patrząc czujnie:/ ty – na gwiaździstym, prostym niebie/ szukasz płomienia i mnie w łunie, / ja – odwrócony – serce pełne/ miłości smutnej niosę jak/ żołnierz mogiłę pod swym hełmem/ niesie przez czas”.
I jeszcze ostatni fragment, Józefa Szczepańskiego ‘Ziutka’, autora ‘Parasola’: „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola…”, który zginał we wrześniu 44: „Czekamy na ciebie czerwona zarazo/ Byś wybawiła nas od czarnej śmierci…”.
Fragmenty te wyjąłem z wydanej właśnie przez Instytut Pamięci Narodowej książki Macieja Urbanowskiego pt. Poezja pokolenia wojennego. Esej monograficzny. Książka wydana w cennej serii „Literatura i pamięć” (w niej już książki o twórczości od Mickiewicza do Mackiewicza) zawiera obszerne opracowanie twórczości „pokolenia wojennego” z uwzględnieniem mniej znanych autorów, część złożoną z biogramów, a także dużą antologię tej twórczości, wierszy, fragmentów poematów, a nawet wypowiedzi publicystycznych, a więc dokumentów życia kulturalnego pod okupacją. Opracowanie prof. Urbanowskiego zawiera ściślejsze rozważania o zasadności używania takich umownych określeń jak ‘pokolenie wojenne’ czy ‘poeci powstania’, bo przecież Krystyna Krahelska była dużo starsza od Baczyńskiego i Gajcego; nie wszyscy brali udział w powstaniu warszawskim, Trzebiński i Bojarski zginęli wcześniej, Borowski trafił do Auschwitz. Do tego pokolenia można zaliczyć Różewicza czy Szymborską, którzy zaistnieli jednak jako poeci dużo później i w innych warunkach.
Tragizm Powstania i nierozstrzygalne spory
Osobną rzeczą jest sprawa Powstania i udział w nim żołnierzy poetów, co przy okazji takiej książki można jeszcze raz poruszyć, choć nie kończące się spory i dyskusje i tak pozostaną nierozstrzygnięte. Powstanie było wydarzeniem tragicznym, czyli nie mającym dobrego wyjścia ówczesnej sytuacji wojennej, a jednocześnie wydarzeniem nieuniknionym, bo tego chcieli sami mieszkańcy sterroryzowani przez cztery lata ludobójczej okupacji niemieckiej, którzy poszliby do walki, co do dziś podkreślają, bez względu na rozkazy. A wśród nich młodzi poeci, którzy byli w konspiracji od początku wojny i przygotowywali się walki jako żołnierze. Cała sytuacja była tragiczna, Polska znów między wrogimi siłami, jak na początku wojny sprzymierzonymi w pakcie Hitler-Stalin, tak przy jej końcu, mimo że dawni sojusznicy byli teraz wrogami, znów sprzymierzeni w sprawie Polski, jej zniszczenia i przejęcia. Czy w takiej sytuacji dało się uniknąć wyboru walki przeciw podwójnemu złu?
„Z głową na karabinie”
Stawiano później także pytanie, czy poeci powinni w ogóle walczyć. Podpowiadał je już w czasie okupacji Miłosz, który toczył spory ze środowiskiem „Sztuki i Narodu” Trzebińskiego, Gajcego, Bojarskiego, a później widział w nich nadaremne ofiary. Poeci nie powinni iść do Powstania tak jak nie poszli do Powstania Listopadowego Mickiewicz, Słowacki, Krasiński. Ale w Warszawie można było zginąć w każdej chwili, w egzekucji ulicznej, jak Trzebiński, wpaść w kotle lub łapance i trafić do obozu jak Borowski. Dowództwo wojskowe odradzało nawet Baczyńskiemu udział w Powstaniu, on jednak zdecydował, że nie może zdezerterować. Tak to właśnie oni odczuwali…
Sprawa pamięci i legendy pokolenia wojennego w ogóle, skupiona w wydarzeniu Powstania, a później w echach po nim i dalszej karygodnej strategii wokół niego w PRL, bo przecież już pod zwycięską nad nazizmem dyskretną okupacją sowiecką. Nie trzeba przypominać, że zaraz po wojnie wszyscy żołnierze AK byli piętnowani przez propagandę PRL jako faszyści i bandyci.
Rozrachunki pamięci
Ale jeszcze o poetach. Wisława Szymborska też biograficznie należąca do tego pokolenia napisała kiedyś wiersz, w którym zastanawiała się, co robiliby ci powstańczy poeci, gdyby przeżyli wojnę. Kuszący pomysł. Czy wyobrazimy sobie Baczyńskiego w zarękawkach jako jakiegoś urzędnika, Gajcego pracującego na poczcie? Tak sugerowała. Ale to zwodnicza perspektywa. Nie trzeba sobie nic wyobrażać, wiadomo co mogło być z tymi co przeżyli. Akurat o Baczyńskim wiadomo to, że do jego matki jeszcze kilka lat po wojnie przychodzili funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, wypytując o syna, bo uważali, że nie zginął, że się ukrywa. A po wojnie mógłby przecież zginąć w jakimś śledztwie jak ci jego koledzy, którzy przeżyli okupację niemiecką, a nie przeżyli sowieckiej albo przeżyli na różny sposób okaleczeni. Ale to też próżne rozważania. Wiadomo jak było, Szymborska przystąpiła do reżimowego socrealizmu i zachwalała komunizm z twarzą Stalina, Miłosz dekował się tym razem w dyplomacji PRL na Zachodzie, a przypadek Borowskiego był już tragiczny: ocalały z Auschwitz kilka lat po wojnie stał się jednym z głównych heroldów sowieckiego komunizmu w Polsce. Nie wytrzymał jednak w końcu tego fałszu, który narzucił nie tylko sobie, ale i kolegom po piórze, nie licząc zastępów nowego socjalistycznego pokolenia. W 1951 roku popełnił samobójstwo (w omawianej książce Maciej Urbanowski pisze dość oględnie o śmierci Borowskiego w jego biogramie), w tym samym roku Miłosz zdecydował się na zerwanie z systemem służby PRL i pozostał na Zachodzie. Ale rzeczywiście, nieco młodsi z tego pokolenia byli skazani na przypadkową pracę w PRL, Herbert był najpierw urzędnikiem w jakiejś spółdzielni, Białoszewski pracował jakiś czas na poczcie. Do socrealizmu jednak jak Szymborska nie przystąpili. A czy można w ogóle wyobrazić sobie, że Baczyński, Gajcy, Trzebiński i ich koledzy poszliby na taką służbę, pisaliby socrealistyczne wiersze pochwalne o „czerwonej zarazie”, która ocaliła ich od „czarnej śmierci”?
Pamięć Powstania i wszystkich ofiar z trudem przebijała się przez czasy PRL. Już po 1989 roku, przez całe lata 90. blokowano powstanie muzeum Powstania w Warszawie, wynajdując niezliczone przeszkody. Dopiero prezydent Lech Kaczyński doprowadził do jego powstania na początku nowego wieku. A i tak na początku były jeszcze spory, ówczesna prezydent Warszawy zarzekała się, że noga jej tam nie postanie. Po latach dzięki sukcesowi także u publiczności tego muzeum - pamięć Powstania została utrwalona i uwieczniona. Pamięć o ofiarach jest prawem każdego narodu. Czy ktoś będzie kwestionował pamięć ofiar Powstania w Getcie czy Holocaustu?
Maciej Urbanowski, Poezja pokolenia wojennego. Esej monograficzny, seria ‘Literatura i Pamięć’, Instytut Pamięci Narodowej, Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, Warszawa 2025
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/736652-ex-libris-poeci-powstania
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.