Co, znowu filozofia? Tak i znowu o Piotrze Nowaku, filozofie, czy ściślej profesorze filozofii, choć to też niejasne, jeśli w takim wypadku przychodzą na myśl filozofki (i filozofowie) jak Magdalena Środa (UW) i Jan Hartman (podobno po KUL), też mianowani profesorowie, a zachowujący się raczej jak, powiedzmy, aktywiści filozoficzni.
Profesor Piotr Nowak jest osobą poważną, co udowadniają jego książki, poprzednia o filozofach z czasów PRL, i ostatnia, już szersza, jakby autor nie mieścił się w samej, ściślejszej problematyce filozoficznej, bo to książka o kulturze, akurat polskiej, jak pokazuje tytuł „Akcent typowo polski. Szkice o kulturze Polaków”. W tej książce (o dość zagadkowym tytule i podobnej okładce) są jednak pewne nawiązania do poprzedniej, którą teraz można zrozumieć jako rozrachunek z tym najcięższym i decydującym kresem początków PRL, z brutalnym wejściem systemu sowieckiego i agenturalną władzą z Moskwy.
Wokół niej zaczęły niestety powstawać kręgi poparcia, zwłaszcza nowa samozwańcza elita ideologiczna też w dużej części przybyła ze Wschodu. Przykrym desantem ideowym i naukowym były marksistowskim grupy nowej inteligencji, często z politycznego awansu, które stały się częścią zakładanego w Polsce sowieckiego systemu komunistycznego i to one miały kształtować nowe pokolenia Polaków.
W poprzedniej książce autor rozliczył i zlustrował te początki, opisując grupę młodych hunwejbinów filozoficznych, z inspiracji przybyłego ze Wschodu prof. (późniejszego) Schaffa i przybyłego z Zachodu, ale „nastajaszczego” komunisty Krońskiego (także nauczyciela czy mentora Miłosza). Grupa Hollanda, Kołakowskiego, Baczki, Baumana, Brusa usunęła całą dawniejszą kadrę filozoficzną, które jeszcze przeżyła wojnę, wyrugowała ją brutalnie z unowocześnianych po marksistowsku, stalinowskich, trzeba by powiedzieć, uniwersytetów. Po latach, gdy zorientowała się, w czym uczestniczyła (ówczesny ‘woke’), opierała się władzom systemu, który powstawał także dzięki niej, ale teraz doznała zemsty już nie całkiem filozoficznej. Po roku 1868 funkcjonowała jako grupa „historyków idei”, ale właściwie była to już postmarksistowska grupa historyków ideologii, którzy w większości wyjechali na Zachód, robiąc tam nieraz kariery jako represjonowani teraz opozycjoniści.
Refluks po PRL
W nowej książce autor rozszerza te rozrachunki z najciemniejszymi początkami PRL na szerszą sferę zideologizowanej przez marksizm kultury, ponurego w niej socrealizmu, politycznego przewrotu w kulturze, naukach humanistycznych, literaturze, sztuce (nawet w muzyce).
Wspomina o rządach Adama Schaffa w instytucjach tzw. filozofii, Jana Kotta, jednego z głównych prawodawców socrealizmu w kulturze, Stefana Żółkiewskiego, tworzącego marksistowską szkołę badań literackich IBL, z której wyszli młodzi marksiści, częściej marksistki jak Maria Janion czy Maria Żmigrodzka, przywołuje postać Bohdana Korzeniewskigo związanego z teatrem, który później uchodził za zdecydowanego opozycjonistę, ale w latach 50. wprowadzał właściwie w teatrze program socrealizmu, który miał wyrażać nową socjalistyczną rzeczywistość, a odsuwał polską tradycję, nawet z Mickiewiczem, Słowackim, Norwidem, nie mówiąc już o strasznym Krasińskim, autorze „Nieboskiej komedii”.
Ci najwięksi, co by nie mówić, poeci mogli wejść na deski teatrów dopiero dziesięć lat po wojnie, gdy socrealiści, ówcześni przedstawiciele wiecznej chyba lewicowej obsesji ‘cancel culture’ przebudzili się, czyli doznali swego rodzaju ‘woke’u’ i zaczęli negować ostentacyjnie własne biografie, które to zjawisko jest i dzisiaj bardzo widoczne, bo nie rezygnują przecież z przewodzenia masom. Wynikały z tego nieraz zabawne z dzisiejszego punktu widzenia sytuacje. Bohdan Korzeniewski „przebudził się”, jak podaje autor, dopiero w 1968 roku, gdy zdjęto z afisza „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, który wcześniej produkował socrealistyczne przedstawienia w rodzaju „Brygady szlifierza Karhana”. Obaj stali się więc poniekąd opozycjonistami mimo woli. Tak też stało się z większością ideologów marksistów, narodzili się na nowo przeważnie jako liberałowie (no, może socjalistyczni) i to jest właśnie trzon obecnie panującej ideologii lewicowo-liberalnej.
Polscy marksiści stali się więc poniekąd jej prekursorami z solidnymi doświadczeniami twardego komunizmu sowieckiego. Jedynym sprawiedliwym w tej grupie, jak zauważa autor, był zapomniany raczej, nieprzywoływany później jako przykład Roman Zimand z IBL, który w 1968 roku zadeklarował, że nie zamierza wyjeżdżać na Zachód, robić kariery jak Kott czy Bauman, że chce zostać w kraju i odpokutować za krzywdy wyrządzone kolegom, którym nieraz w zapale działacza ZMP usuwał ze studiów, wyrzucał z pracy, łamał życiorysy.
Autor przypomina sprawy właściwie znane, ale pozostaje problem niezbadany właściwie gruntownie, niezrozumiały i nieprzezwyciężony: co właściwie stało się z polskim społeczeństwem po wojnie i po wprowadzeniu sowieckiego systemu komunistycznego, w jakim stopniu uległo ono temu wpływowi, co się działo zwłaszcza z warstwami nie tyle przywódczymi, co stanowiącymi tzw. nową inteligencję, jak ona się zachowywała, czy dała się zsowietyzować przez te pierwsze lata, zwłaszcza gdy była w części wykonawcą programu politycznego pewnego jednak rewolucyjnego przewrotu, w propagandzie marksizmu, socrealizmu, ogólnego nacisku, zastraszania, ataków środowiskowych, odsunięcia i kompromitacji dotychczasowej tradycji polskości już wtedy. Czym była ta nowa niby inteligencja po wyniszczeniu dawniejszej przez okupantów niemieckiego i sowieckiego.? I czym jest, jeśli jest, z takim rodowodem?
Inteligencja III RP, czyli postkomunizm
Książka Piotra Nowaka staje się przyczynkiem do takich właśnie rozrachunków, przypominając, że są to właśnie sprawy nierozliczone a odrzucone, dlatego powracające, ciągle żywe i niedające spokoju. Tu też autor pośrednio nawiązanie do niedawnych już (stosunkowo) czasów początków III RP i braku dekomunizacji i lustracji jako przyczyny późniejszej niejasności ustroju, który powstawał, konfliktów, podziałów, nieporozumień i wręcz zafałszowań.
Przywołuje tu autor postać Pawła Śpiewaka i jego publikacje na te tematy, przytacza teksty świadczące o charakterystycznym pomieszaniu i zmianach stanowisk w tych kwestiach. Na początku Śpiewak był zwolennikiem surowego rozliczenia z PRL, także grupy postmarksistowskich „historyków idei”, którzy byli jego nauczycielami. Podkreślał ich udział w powstawaniu zbrodniczego systemu, ale i doceniał ich późniejsze zerwanie ze stalinizmem i przejście do opozycji oraz ich dzieła, które uznał za bardzo ważne w polskiej humanistyce. Powstała jednak sytuacja dość charakterystyczna dla dzisiejszych nagłych przemian umysłowych znanych postaci i jednocześnie dość zabawna, gdy autor książki poprosił go o zgodę na druk tego krytycznego tekstu (w formie wywiadu) w zbiorowej książce.
Paweł Śpiewak zamiast zgody nadesłał zupełnie nowy tekst, w którym zamiast poprzedniego krytycznego stanowiska ogłaszał jako wdzięczny uczeń rehabilitację szkoły „historyków idei”, unieważniał poniekąd (cancel philosophy?) ich stalinizm i podnosił ich późniejsze zasługi dla polskiej humanistyki. Tych kilka książek o neoliberalizmie socjalistycznym i postmodernizmie, no i może odwołanie marksizmu w jego „Głównych nurtach…”? Dostaje się przy tym (to dalej Śpiewak) obecnemu polskiemu (słabiutkiemu w porównaniu z resztą) konserwatyzmowi, że nie wniósł niczego nowego (a czy miał wnosić, miał być postępowy?) i nie obronił polskiej prawicy przed ksenofobią i antysemityzmem chyba jeszcze przedwojennym (bo, czy nadal panują?). Tak, ale nie popełnił takich zbrodni, jak radykalny socjalizm, mający nadal pretensje do rządzenia światem. Meandry myśli i krańcowe przemiany umysłowości domagają się nowych „historyków idei”, wszakże będą oni zawsze spóźnieni, bo opamiętanie i „sowa Minerwy wylatuje dopiero o zmierzchu”. Widać dobitnie, jak brak wszelkiego rozrachunku ze złem, politycznego, ale i moralnego, podważa i często niszczy późniejsze pozytywne zmiany, jak to zło nieujawnione do końca, stale fałszowane i zakłamywane (nieraz przedstawiane jako dobro), wraca później w nowych postaciach i w następnych, często nieświadomych rzeczy, pokoleniach.
Zasługą książki Piotra Nowaka jest to, że zwraca uwagę, nawet marginesowo, na tę słabą, pomijaną, a nieraz usuwaną stronę polskiego życia umysłowego.
Klasycyzm polskiej tradycji?
Ale największą jego zasługą tej książki jest co innego, co stanowi jej większą część w porównaniu z tamtymi rozrachunkowymi tematami. To poniekąd całościowe spojrzenie na polską kulturę od I Rzeczpospolitej, poprzez jej upadek, wiek zaborów aż do współczesności III RP.
To jednak nie spojrzenie kolejnych historyków, polonistów, badaczy idei, lecz pogłębione spojrzenie kogoś, kto zna całą myślową tradycję europejską (nie tylko od Oświecenia jak „historycy idei”, którzy poza Oświecenie nie wychodzili), lecz od jej najdawniejszych, greckich początków i chrześcijańskiego wkładu cywilizacyjnego, który ma dziś właściwie zniknąć z horyzontów nowoczesnej, postępowej Europy. Autor dokonuje swego rodzaju rehabilitacji kultury Polaków, jak to widnieje w podtytule, w obliczu nieustającej jej krytyki, kompromitacji, podważania, zawstydzania, rewindykacji dawnych historycznych krzywd w publikacjach w rodzaju „ludowej historii Polski”, co jest zabawnym pokłosiem marksizmu).
Dokonuje tej rehabilitacji, pokazując całą złożoną i bogatą tradycję tej kultury (tak, tak tolerancja, gdy w Europie szalały wojny religijne, żadnej ksenofobii, gdy w Polsce był „paradis Judeorum”) oraz jej dzieła od Kochanowskiego (nawet dwóch Kochanowskich), Janickiego, Szarzyńskiego począwszy. Ktoś powie, że to banalne, później Mickiewicz, Słowacki itd., do tego takie tematy historyczne w książce: Kościuszko, Powstanie Listopadowe, Styczniowe. Ktoś powie, że to zakrawa już na jakiś skandal intelektualny, prowokację gorszą od lewicowych rewelacji, przecież to typowy zaścianek, wstecznictwo, martyrologia, czysta konserwa itp.. A jednak autor nie boi się wyprawiać w te niezbyt już dziś uczęszczane i jednak niebezpieczne z różnych względów rejony wbrew dawniejszym PRL-owskim i dzisiejszym, liberalnym (?) obstrukcjom. Zwłaszcza dotyczy to tej tradycji bliższej, XIX-wiecznej, czasów zaborów, powstań, upartego dążenia do niepodległości, romantyzmu w kulturze i pozytywizmu w polityce; nieustannych polemik między tymi postawami i stanowiska w czasach późniejszych i nawet w dzisiejszej Polsce. Maria Janion, niegdyś marksistka, w końcu feministka, „odwoływała” demiurgicznie romantyzm, który wcześniej badała, w latach 90., uznając, że jest już zbędny, a może i szkodliwy, później jednak głosiła coś równie niejasnego, co wyrażał tytuł (czy nie równie odstraszający?) jednej z jej książek „Do Europy, ale z naszymi umarłymi”. W tej sytuacji autor poczuwa się do obrony tej integralnej części tradycji, choć robi to często w dość aluzyjny sposób.
Piotr Nowak odczytuje te dzieje, wydarzenia i dzieła XIX wieku okiem czytelnika wyposażonego w ściślejsze instrumenty myślenia filozoficznego. Spogląda na nie często krytycznie, z pewnym dystansem i odnosi często do sytuacji dzisiejszej. Wydobywa przy tym ich nieznane strony, zaskakujące momenty i sugeruje inne oceny wydarzeń, postaci i dzieł, które wrosły w zbiorową pamięć, ale są traktowane i używane dość schematycznie, jeśli w ogóle są zauważane. Autor przechodzi od jednej do drugiej postaci i zaskakuje nawiązaniami do współczesności. Oprócz najbardziej znanych, jak Mochnacki, Fredro, Prus, także Mrożek, Konwicki i Rymkiewicz, który w książce Nowaka odgrywa największą może rolę. Często autor podąża tu tropami jego książek i wypowiedzi. Siłą rzeczy współczesność nie jest tak nowoczesna, jak się wydaje, musi odwoływać się do przeszłości i tradycji, inaczej znajdzie się w próżni.
Książka Piotra Nowaka złożona z tak wielu wątków, odniesień kulturowych i nawiązań do wielu czasów tworzy zaskakującą całość. Jest bowiem propozycją pewnego syntetycznego spojrzenia na pół tysiąca lat polskiej tradycji, która stworzyła już to, co nazywamy polskością i narodowym zakorzenieniem w czasie i świecie, i nie da się właściwie odwołać, unicestwić. Więcej nawet, pokazuje swoisty „klasycyzm” tej tradycji, która najpierw odwoływała się do republikańskich wzorców rzymskich, a przez nie i greckich, mieści w sobie nieraz tendencje przeciwne, jak romantyzm i pragmatyzm polityczny, a także w końcu i tendencje modernistyczne w ideach, prądach i dziełach XX wieku. Czy w ten sposób autor tej książki nie wychodzi na jakiegoś jednak mocniejszego konserwatystę, ocena tego będzie już rzeczą czytelnika. W każdym razie jest to ważna książka w rehabilitacji pomiatanej coraz bardziej tradycji (programy szkolne!) w wykonaniu wiarygodnego autora, książki z solidnymi podstawami filozoficznymi, autora należącego do kręgu pisma „Kronos” i Fundacji im. Augusta Cieszkowskiego, zajmującej się polską myślą filozoficzną, głównie XIX wieku.
Piotr Nowak, Akcent typowo polski. Szkice o kulturze Polaków, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2024
CZYTAJ TAKŻE:
— Exlibris filozoficzny. Filozoficzna lektura na lato, podczas wakacji i urlopów? Czemu nie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/719099-exlibris-filozoficzny-20-polacy-wobec-desantu-ideowego