Producent filmowy Maciej Strzembosz opublikował na Facebooku mocny i obszerny „artykuł niedrukowalny w wolnej Polsce”, pod tytułem „MKiDN czyli Ministerstwo Katastrof i Dobrowolnych Nieszczęść”. Autor bezlitośnie rozprawia się w nim z aktualnym kierownictwem resortu. Tekst skomentował i polecił były wicepremier i były minister kultury. „Wszystko smutna prawda (no, może poza informacją o moim „nominacie” i o odwołaniu K. Czabańskiego). Tekst potwierdza, to co wiemy od 13.XII: troglodyci!” - stwierdził prof. Piotr Gliński.
Maciej Strzembosz to producent filmowy, a także scenarzysta i reżyser, były szef Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych (KIPA), prywatnie - bratanek Adama Strzembosza, byłego I prezesa Sądu Najwyższego. Na Facebooku opublikował - jak sam to ujął - „artykuł niedrukowalny w wolnej Polsce”.
MKiDN czyli Ministerstwo Katastrof i Dobrowolnych Nieszczęść
— brzmi tytuł tego wpisu-„artykułu”.
Szkolenie antymobbingowe i prawnicy Sienkiewicza
Maciej Strzembosz w swoim „artykule” zauważył, że „minister Bartłomiej Sienkiewicz na początku kadencji, o której wiedział, że będzie krótka, bo tęsknił do pensji w euro, zapowiedział trzy priorytety”. Chodziło o „odzyskanie telewizji, badania nad gwarą oraz politykę antymobbingową” w resorcie oraz podległych mu instytucjach.
Szkolenie antymobbingowe przeszło całe kierownictwo resortu, łącznie z dyrektorami departamentów. Niektórzy jednak najwyraźniej na szkoleniu spali
— dodał.
Minister Bartłomiej Sienkiewicz miał zaufanych prawników, tylko nie znających się na mediach. Więc zamiast zrobić, to co podpowiadali nawet dziennikarze czyli odwołać Krzysztofa Czabańskiego z przewodniczącego Rady Mediów Narodowych i przejąć media publiczne legalnie, minister Sienkiewicz zaufał prawnikom, który z kolei znali się na likwidacji spółek i doradzili przejęcie przez likwidację. Tyle, że spółki medialne, to nie są zwykłe spółki, lecz tak naprawdę państwowe osoby prawne działające na podstawie modyfikacji ich statusu w ustawie medialnej i dla niepoznaki nazywane spółkami. Więc likwidacja TVP i Polskiego Radia okazała się katastrofą pierwszą
— czytamy.
Maciej Strzembosz stwierdził, że wraz z urzędowaniem Sienkiewicza „pojawiła się katastrofa nieoczywista i początkowo mało widoczna czyli skutki ponownego zatrudnienia Macieja Dydo w ministerstwie”.
Dydo wyleciał w czasach PiS nie za politykę, tylko za prowadzenie własnej polityki z Chinami za plecami ministra i inne tym podobne wybryki natury moralno-lojalnościowej
— podał.
A tuż przed powrotem brał udział w wykreślaniu z ustawy o implementacji dyrektywy unijnej tantiem z Internetu dla twórców. To wywołało wojnę rządu z własnym zapleczem, ale o dziwo Dydo żadna krzywda się nie stała, choć najróżniejsi dyrektorzy z Netfliksa na dywanie przed jego gabinetem wydeptali własną ścieżkę. (…) Dyrektorzy i lobbyści Netflixa oraz Googla i innych technologicznych gigantów biegali wtedy po wszystkich instytucjach państwa protestując przeciw przywróconym tantiemom, tylko w MKiDN z dyrektorem departamentu praw autorskich, który za tę nowelizację ustawy odpowiada, o tym nie rozmawiali. Logiczne, prawda? Donald Tusk przysłowiowo się wściekł, minister Sienkiewicz zjadł własne słowa i tantiemy przywrócił, ale Dydo okazał się nienaruszalny
— napisał producent filmowy, serwując kolejne - zakulisowe - zarzuty.
Autor obszernego komentarza dodał, że wspomniany wyżej Dydo przyjął do pracy w resorcie Kamilę Dorbach, „która wcześniej w PISF pracowała w czasach dyrekcji Radosława Śmigulskiego”.
Dziwnym trafem niemal natychmiast po odwołaniu Śmigulskiego, nowym dyrektorem pełniącym obowiązki dyrektora PISF została… Kamila Dorbach. Gdyż jak wiadomo najlepiej sprzątają, ci co sami nabałaganili. A przede wszystkim są kompletnie sterowalni (…)
— czytamy.
Strzembosz stwierdził, że „Maciej Dydo dopiero się rozkręcał”.
Miał bowiem ambicje szerokie i przygotował nowy model wspierania kultury audiowizualnej czyli system ulg podatkowych niezwykle korzystny dla dużych korporacji międzynarodowych czytaj Netflixa i innych streamerów oraz równie niekorzystny dla polskich producentów, zwłaszcza małych i dopiero rozkręcających działalność. Projekt ma ujrzeć oficjalne światło dzienne lada dzień, ale ci, którzy uczestniczyli w nieformalnych konsultacjach, nie kryją przerażenia
— napisał.
Kolejne nazwiska i emerytura artystów
Wśród kolejnych nazwisk, o których w swoim „artykule” wspomina Maciej Strzembosz, jest Hanna Wróblewska, która zastąpiła Sienkiewicza na stanowisku szefa MKiDN, gdy ten objął mandat europosła. Przedstawiając nową minister, Strzembosz nie szczędził gorzkich słów.
(…) przed laty jedna z liderek Obywateli Kultury i dyrektorka Zachęty, co nawet na mnie zrobiło wrażenie, niestety mylne, bo myślałem, że ma przemyślany program reformy funkcjonowania kultury w Polsce, a nie wiedziałem, że idąc do ministerstwa zapowiedziała, że będzie wyrzucać faszystów. Jednym z pierwszych faszystów okazał się dyrektor Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski, ale opór w tej kwestii był na tyle duży, że z decyzji się wycofano. Udało się za to pozbyć z Teatru Narodowego faszystów Torończyka Krzysztofa i Englerta Jana oraz z Muzeum Historii Polski faszysty Roberta Kostro, którego faszyzm polegał głownie na tym, że starał się by historia Polski nie dzieliła nas politycznie, lecz łączyła
— wymieniał.
Gdy już wydawało się, że ministra niczym nie zaskoczy pojawił się triumfalnie zapowiadany projekt ustawy o zdrowotnym i emerytalnym zaopatrzeniu artystów. Jest to jeden ze sztandarowych postulatów dawnego ruchu Obywatele Kultury i można się było spodziewać, że Hanna Wróblewska jako była liderka ruchu skorzysta z jednego z przygotowywanych wcześniej projektów. Ale nie, ustawa jest zupełnie nowa i przygotował ją nasz ulubieniec, alfa i omega ministerialnych korytarzy, dyrektor Maciej Dydo
— dodał.
Zdaniem Strzembosza „ustawa nie załatwia realnie żadnego problemu, za to powołuje Instytut Artysty Zawodowego z monstrualną, 80-cio osobową Radą i 30 kwalifikatorami, którzy będą decydować czy ktoś jest artystą czy nie”.
Przy czym decyzje będą weryfikowane co trzy lata, więc po pierwsze artyści od razu będą grzeczniejsi, a po drugie z każdym rokiem weryfikatorów potrzeba będzie więcej, bo z każdym rocznikiem wchodzi do zawodów artystycznych kolejna partia młodych ludzi. Jest to stara, dobrze sprawdzona w PRL metoda, więc z pewnością zadziała
— skomentował obrazowo.
Równolegle do tej etatowej gigantomanii ministerstwo na nic nie ma pieniędzy, ponieważ jak już pisałem, ministra Wróblewska oddała do budżetu państwa miliard złotych nawet nie poinformowawszy o tym opinii publicznej, już nie mówiąc o jakimś proteście. Zwalnianie faszystów jest najwyraźniej wystarczającą rekompensatą
— dodał dosadnie Strzembosz
Instytut Pileckiego
Dalej zachęcił on czytelników, by przyjrzeć się nominatom obecnego kierownictwa ministerstwa kultury.
Wprawdzie Wojciecha Kozłowskiego p.o. dyrektora Instytutu Pileckiego zrobiła Joanna Scheurig-Wielgus, ale to ministra Wróblewska go tam nadal do niedawna trzymała jako dyrektora, a teraz utrzymała jako wicedyrektora, nawet w momencie mianowania nowego dyrektora. Kozłowski to nominat Piotra Glińskiego w dawnych władzach Instytutu Pileckiego, członek Rady Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej Jana Żaryna, wedle plotek chroniony przez Romana Giertycha jako członek Opus Dei. Kozłowski z kolei na pełnomocnika Instytutu ds. Muzeum Obławy Augustowskiej powołał Kazimierza Przeszowskiego, stałego eksperta Radia Maryja do spraw zagrożenia ideologią gender, założyciela Centrum Życia i Rodziny, które blisko współpracuje z Ordo Iuris. Kto ciekawy jego poglądów – zapraszam do Internetu. Filmiki z Radia Maryja robią głębokie wrażenie, zwłaszcza jeśli chodzi o spójność z deklarowanymi celami koalicji i pani ministry. Ale może też jest tak, że zgodnie z zasadą „bilans musi wyjść na zero” zwolnieniu każdego dyrektora-faszysty towarzyszyć musi zatrudnienie jakiegoś nowego, choćby był z Radia Maryja
— czytamy.
Jest też mowa o nowym dyrektorze Instytutu Pileckiego, którym został prof. Krzysztof Ruchniewicz, „wg biogramu w Wikipedii, członek ponad 20 rad i ciał doradczych niemieckich instytucji i czasopism i – co wiadomo z licznych wypowiedzi i wywiadów - zawzięty przeciwnik reparacji niemieckich”.
Instytut Pileckiego powołał zaś w Berlinie Centrum im. Rafała Lemkina, którego zadaniem jest przypominanie Niemcom, że to nie Polska na nie napadła we wrześniu 1939 r. Teraz zaś nadzorować Centrum Lemkina będzie człowiek, który zdaje się w całości podzielać opinię prof. Jana Grabowskiego, że „Niemcy zbyt dużą część winy biorą na siebie”
— dodał.
Sprawa PISF i Karoliny Rozwód
Producent filmowy sporo uwagi poświęcił Karolinie Rozwód, byłej (?) dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF).
Informator twierdził, że p. Rozwód wystartuje w konkursie i go wygra. Wiadomość była na tyle zaskakująca, że p. Rozwód akurat została szefową Festivalu Malta u Dominiki Kulczyk, więc jako stary wyjadacz zapytałem, czy ma jakiś dowód. Odpowiedź była następująca: sprawdź czy Juliusz Machulski zamierza rozpocząć zdjęcia do filmu Vinci2 bez pełnego budżetu. Sprawdziłem. Zamierzał. A potem rozpoczął. A jeszcze trochę potem nowa dyrektor PISF, wbrew opinii komisji eksperckiej, przyznała całą swoją rezerwę w wysokości 4 mln zł na jeden film i filmem okazał się niespodziewanie Vinci2. Jest to dotacja nie tylko bardzo wysoka, ale też niespotykana zważywszy, że chodzi o film komercyjny. I tak okazało się, że Lublin rozumie więcej niż Warszawa. Przynajmniej w tej sprawie
— napisał.
Strzembosz dodał, że Karolina Rozwód „złożyła dymisję 30 października br. po 4 miesiącach urzędowania i w trakcie zatwierdzania programów operacyjnych instytutu, bez których proces dotowania polskiego kina zostanie wstrzymany, a kilka firm może wręcz zbankrutować”. Jak stwierdził, „dziwaczny był też pośpiech ministerstwa, które 31 października, a więc w czwartek przed Wszystkich Świętych wysłało do Rady PISF pismo z żądaniem zaopiniowania dymisji do dnia 4 listopada czyli poniedziałku, nie dając Radzie nawet jednego dnia roboczego na spotkanie”.
Pismo zaznacza, że „Brak przesłania opinii zostanie uznany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako spełnienie wymogu zaopiniowania zamiaru odwołania Dyrektora PISF”. To oczywiście nowy standard i nowy rekord, jeśli chodzi o traktowanie konsultacji decyzji władzy wykonawczej z ciałem społecznym. Taki – prawdziwie antyfaszystowski, jak nie przymierzając rządy Moniki Strzępki w Teatrze Dramatycznym
— skomentował.
Autor „artykułu” przedstawił dalszą chronologię wydarzeń, włącznie z komunikatem minister Wróblewskiej, która dziękowała dyrektor Rozwód, a także oświadczeniem byłej szefowej PISF.
Karolina Rozwód wydała oświadczenie, że została zmobbingowana przez dyr. Dydo w obecności ministry Wróblewskiej i bezprawnie zmuszona do dymisji groźbami związanymi z prokuraturą i CBA, które to groźby same są karalne. Najwyraźniej dyrektor Dydo i wówczas dyrektorka departamentu instytucji kultury Wróblewska nie uważali na szkoleniu anymobbingowym, albo też uważali, że ich ono nie dotyczy, bo przecież są antyfaszystami równie szczerymi jak dyr. Strzępka. Tak czy inaczej dyr. Rozwód oświadczyła, że dymisję cofa jako bezprawnie wymuszoną i gotowa wrócić jest do pracy. Oczywiście w Polsce oświadczenie woli może cofnąć wyłącznie premier Donald Tusk, więc oświadczenie dyr. Rozwód ma tylko taki sens, że jeśli wygra w sądzie to dostanie sowite odszkodowanie, do którego jako osoba składająca dymisję nie miałaby prawa
— czytamy. Najbardziej kuriozalnymi nazwał zaś „zarzuty wobec dyr. Rozwód, bo nie dotyczyły wcale filmu Vinci2”, ale - jak ocenił - filmu Piotra Domalewskiego „Ministranci”.
Ale dyr. Rozwód powiedziała też coś znacznie ciekawszego: że na parę tygodni przed dymisją wystąpiła o odwołanie p. Kamili Dorbach ze stanowiska swojego zastępcy, bo wcześniej Maciej Dydo zadbał, by mieć nadal w PISF swojego człowieka. Dowodzi to oczywiście braku rozsądku dyr. Rozwód, bo to tak jakby prosić Don Corleone o dymisję jego consigliere
— dodał.
Rewelacje dyr. Rozwód, którą Andrzej Saramonowicz, skądinąd członek komisji konkursowej, interesariusz ubiegający się o dotacje i były doradca ministra Sienkiewicza w jednym, w wywiadzie w radiu przedstawił bezkompromisowo jako uosobienie „wiedzy, klasy i powściągliwości”, spowodowały natychmiastową reakcję ministerstwa. Ze strony MKiDN zniknęła fotografia uśmiechniętych 4 osób: ministry Hanny Wróblewskiej, wiceministra Andrzeja Wyrobca oraz Karoliny Rozwód i Kamili Dorbach. Jako sankcję dodatkową, ale już nie tak bolesną jak usunięcie zdjęcia – przeciw dyr. Rozwód skierowano sprawę do prokuratury, bo przecież podpisanie umowy z producentami „Ostatniej rodziny”, „Bożego ciała” i „Kosa” to ewidentne przestępstwo. To skierowanie do prokuratury dostarcza dyr. Rozwód i jej prawnikom kolejne forum do komunikacji, która w ostatnich pismach dyr. Rozwód do organizacji filmowych daleka jest od powściągliwości
— kontynuował.
P.o. dyrektora jest ku niezmiernemu zdziwieniu naiwnych ponownie p. Kamila Dorbach, która już poinformowała niektórych producentów, że umowy wynegocjowane z dyr. Rozwód są nieaktualne i będą „przeglądane”. Tym samym okazuje się, że dyr. Rozwód nie była zdaniem p. Dorbach dyrektorem nawet wtedy, kiedy nim była, a dymisja ma skutki dalekosiężne i nawet wsteczne
— dodał, zaznaczając jednocześnie, że „konkurs ma być ogłoszony dopiero w przyszłym roku, co oczywiście jest sprzeczne z ustawą o kinematografii, która mówi, że instytutem kieruje i dotacje przyznaje dyrektor wyłoniony w konkursie i niezależny od ministerstwa”. Jak ocenił Strzembosz, „półroczna przerwa w legalnej władzy PISF jest kolejnym skandalem, które ministerstwo wywołuje na własne życzenie, bo wszelkie dotacje podpisane przez osobę powołaną w sposób sprzeczny z ustawą i de facto oddelegowaną z ministerstwa, mogą być potem podważane np. przez tych, którym p. Dorbach odmówi dotacji”.
Środki z KPO
Na tym nie koniec, ponieważ Maciej Strzembosz w swoim „artykule” dodał, że „MKiDN jest niewyczerpanym źródłem zadziwienia”. Dlaczego?
Otóż przez całe lata rządów Bogdana Zdrojewskiego i Piotra Glińskiego, kultura była liderem wśród ministerstw jeśli chodzi o absorbcję środków unijnych osiągając niezwykle wyśrubowane rekordy niedostępne dla innych ministerstw. Tymczasem istnieje poważne zagrożenie, że znaczna część środków z KPO zostanie w tym roku niewykorzystana czyli zmarnowana i wróci do unijnej kasy. (…) Prasa pisała szeroko o dziwacznych pomysłach żądania weksli od artystów ubiegających się o pieniądze z KPO, nieprzejrzystości procesu i opóźnieniach. A tymczasem do końca roku coraz bliżej i niebezpieczeństwo bezpowrotnej utraty środków jest coraz realniejsze. Co zatem robi wiceministra Marta Cienkowska odpowiedzialna w resorcie za KPO? Jedzie do Ghany, by wspólnie z Małgorzatą Rozenek otwierać centrum edukacyjne ufundowane przez prywatną fundację Omeny Mensah! Cel zbożny, ale z polską kulturą nie mający nic wspólnego. I na pewno nie służący rozwiązaniu najpoważniejszego kryzysu w chwili obecnej, jakim jest zagrożenie utraty środków z KPO przez Polskę
— opisał producent filmowy, przypominając historię sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii Waldemara Sługockiego, odwołanego z resortu, ponieważ nie był obecny na głosowaniu w Sejmie nad przepisami ograniczającymi penalizację aborcji, ponieważ… odbywał zaplanowana wcześniej wizytę służbową w USA.
Co zatem Donald Tusk powinien zrobić wiceministrze, która jedzie potańczyć w Ghanie na koszt prywatnego sponsora, w okresie gdy ważą się losy 400 milionów złotych dla polskiej kultury?
— zapytał.
W gruncie rzeczy dla osób takich jak Maciej Dydo klęska z pieniędzmi z KPO, byłaby całkiem na rękę. Kto by się wtedy przejmował jego machinacjami, wobec skandalu, który może zatrząść całym rządem?
— spuentował Maciej Strzembosz.
Rozwód zabiera głos
Co ciekawe, na „artykuł” Strzembosza odpowiedziała w komentarzu kilkukrotnie wspominana w nim Karolina Rozwód, która stwierdziła, że „Autor niestety w wielu miejscach mija się z prawdą”.
Nieprawdą jest,że przyznałam dofinansowanie dla filmu Vinci2. Wręcz przeciwnie - powołałam kolegium ds. odwołań , a w przypadku filmu Vinci 2 poprosiłam o zastępstwo z racji mojej wcześniejszej współpracy z Panem Juliuszem Machulskiim. Zastąpila mnie Pani Agata Szymańska. Ostatecznie filmowi dotację przyznała p.o. dyrektora Kamila Dorbach w oparciu o rekomendację ekspertów sesji 3/2024. Wystarczy sięgnąć do.ostatnich wyników opublikowanych na stronie PISF.
— napisała była (?) dyrektor PISF.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ciężkie oskarżenia szefowej PISF pod adresem MKiDN. Karolina Rozwód wyznała, że groźbą zmuszono ją do rezygnacji z funkcji dyrektora
CZYTAJ TAKŻE: PISF złożył zawiadomienie do prokuratury na byłą dyr. Rozwód. „Pierwszy raz zostałam postawiona w takiej sytuacji”
„Wszystko smutna prawda”
Tekst Macieja Strzembosza skomentował, ale i polecił były wicepremier, były minister kultury prof. Piotr Gliński.
Polecam wszystkim tekst Macieja Strzembosza (człowieka z tamtej strony) na Fb o skandalach w ministerstwie kultury. Wszystko smutna prawda (no, może poza informacją o moim „nominacie” i o odwołaniu K. Czabańskiego). Tekst potwierdza, to co wiemy od 13.XII: troglodyci!
— napisał prof. Gliński na platformie X.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/713325-strzembosz-ostro-uderza-w-mkidn-wszystko-smutna-prawda