7 listopada 1849 roku we wsi Boczki pod Łowiczem urodził się Józef Chełmoński, malarz, przedstawiciel realizmu, autor obrazów „Odlot żurawi”, „Babie lato”, „Czwórka”, „Bociany”. „Największy malarski talent polski, wielki poeta, wsłuchany w polską naturę. Gdyby był synem innego narodu, innego kraju, byłby na ustach wszystkich, podziwiany w muzeach, publikowany w reprodukcjach, opisywany przez literatów i estetyków” - pisał o nim Leon Wyczółkowski.
W obrazach Chełmońskiego jest wszystko: bogaty, ludyczny żywioł zabawowy - „Oberek”, „Pijany chłop”, „Kulig”, „Zaloty”, „Sielanka”; są polskie i ukraińskie pejzaże, zmieniające się pory roku - „Odlot żurawi”, „Jesień”, „Pastuszkowie przy ognisku”, „Zima w Polsce”, „Kuropatwy na śniegu”, „Zachód słońca zimą”, „Zalana łąka”, „Łąka z kaczeńcami” i „Pole z łubinami”. Sa także polskie zrywy patriotyczne, insurekcja kościuszkowska i powstanie styczniowe - „Kosynier”, „Powstańcy na postoju”, „Epizod z powstania 1863 roku”, „Powstańcy przed karczmą” i „Modlitwa przed bitwą”.
Józef Chełmoński urodził się 7 listopada 1849 r. w Boczkach koło Łowicza. Wieś - dziś Boczki Chełmońskie - dzieli od Lipiec Reymontowskich niecałe 40 kilometrów. Niewielka odległość sprawiła zapewne, że sztuka obu artystów spotkała się po latach w animowanym filmie - pisząc „Chłopów”, Władysław Reymont mógł niewątpliwie mieć pod powiekami obrazy Chełmońskiego.
Pochodził ze zubożałej szlachty, po maturze studiował w Warszawskiej Szkoły Rysunkowej.
„W młodości, całymi latami mieszkając i rysując z trzema adeptami malarstwa w jednej i tej samej klitce nad Wisłą przy ul. Zajęczej, nie wahał się przyjąć jako sublokatora zaniedbanego dziada-domokrążcę. Ten stał się dla młodych szlachciców z rodzin wysadzonych z siodła zarówno modelem, jak i nieraz aprowizatorem: chłopcy zajadali się okruchami z cukierni. Był dla nich – słuchaczy barwnych opowieści i śpiewów – czymś w rodzaju później wynalezionego radia” - przypomniał Marek Sołtysik.
Malarskie powołanie Chełmoński traktował bardzo serio.
Do małego pokoju na Zajęczej przyniósł kiedyś końską nogę. „Biorąc sobie do serca uwagę rzeźbiarza Antoniego Kurzawy (potem postaci legendarnej i nieszczęsnej), dotyczącą wadliwego anatomicznie rysunku konia w galopie na powstającym obrazie, całymi dniami studiował, rysując ową nogę, przywleczoną z rzeźni, z natury. Nie przerwał pracy badawczo-twórczej nawet wtedy, gdy „model” zaczął się psuć i koledzy narzekali na „nieznośne powietrze” w pracowni, czyli odór” - opisywał Marek Sołtysik.
Przyjaźń z Adamem Chmielowskim - św. Bratem Albertem
Ze Stanisławem Witkiewiczem - ojcem Witkacego - i Adamem Chmielowskim - późniejszym świętym bratem Albertem - dzielił wynajmowaną w gmachu Hotelu Europejskiego pracownię. W latach 1871-75 w Monachium, w licznym po powstaniu styczniowym środowisku polskich artystów, ważnymi dlań osobami byli Maksymilian Gierymski, Józef Brandt i znów Stanisław Witkiewicz z Adamem Chmielowskim. Dzięki przyjaźni z tym ostatnim trafił - jako postać drugoplanowa - do filmu „Nędzarz i madame” (2021) wg scenariusza i w reżyserii Witolda Ludwiga.
Z ich listów wyczytać można głęboką, przyjacielską więź. O tym, że zamierza wstąpić do zakonu, Chmielewski powiadomił Chełmońskiego w długim liście, do którego dołączył książkę „Rozważ to dobrze, czyli myśli zbawienne dla dobrych i złych” ks. Henryka Jackowskiego SJ.
„Posyłam Ci obraz Matki Boskiej, który mam po matce. Powieś go nad łóżkiem, żeby ta dobra Pani, którą przedstawia, strzegła Ciebie i Twojego domu”
— napisał. W listach widać także troskę o życie duchowe przyjaciela.
Zanadto też znowu rozumny jesteś człowiek, żebyś miał sądzić, że Pana Boga nie ma, a światy i ludzie z jakiegoś przypadku powstały”. (…) „Mój drogi… jeżeli z Panem Bogiem związek zerwałeś, zawiąż go na nowo i żyj jak prawy syn Boski
— pisał św. Brat Albert, zachęcając Chełmońskiego do spowiedzi.
Pobyt za granicą i niedocenienie w kraju
W Monachium Chełmoński osiągnął warsztatową perfekcję. W jego malarstwie widać motywy polskiej wsi, jarmarków i konnych zaprzęgów („W stajni”, 1872; „Sprawa przed wójtem”, 1873; „Czwórka ukraińska”, 1873).
Przez kolejne 12 lat mieszkał w Paryżu. Uznanie krytyki i publiczności przyniosły mu rodzajowe obrazy z życia polskiej wsi i przedstawienia końskich zaprzęgów, słynnych „Trójek” i „Czwórek” pędzących przez stepowe pustkowia i zimowe śniegi. Były one chętnie kupowane przez europejskich i amerykańskich kolekcjonerów. W latach 1884-92 artysta współpracował też jako rysownik-ilustrator z pismem „Le Monde Illustré”.
W 1889 r. Józef Chełmoński otrzymał Grand Prix na Wystawie Powszechnej w Paryżu - tej samej, po której w stolicy Francji została wieża Eiffla.
Co to za Chełmoński, co dostał wielką nagrodę w Paryżu? Czy to jaki imiennik tego, którego obrazów w tym roku nie przyjęło Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych?/ – Tak, to ten sam./ – Jak to? Więc Paryż nagradza medalami takich, których u nas nie uznają za godnych wystawienia?/ – Patrz, o ile wyżej od Paryża stoimy
— takim dialogiem krakowskie satyryczne czasopismo „Djabeł” skomentowało głośny w 1888 r. skandal, gdy Zachęta odrzuciła cztery z pięciu zgłoszonych przez Chełmońskiego na jesienną wystawę obrazów.
Spór o „Noc gwiaździstą”
Wśród odrzuconych była „Noc gwiaździsta” - letni nokturn ukazujący rozległą równinę z jeziorem, w którym odbija się rozgwieżdżone niebo.
Artyście zarzucono, że niebo jest nierealistyczne, bo namalowane gwiazdy nie odzwierciedlają prawdziwych konstelacji.
„Astronomowie twierdzą, że takich konstelacyj, jakie są w tym obrazie, nie ma na niebie rzeczywistym, że to na chybił trafił narzucone punkciki – jest to zarzut, nie dotyczący artystycznej wartości obrazu”
— pisał w obronie Chełmońskiego Stanisław Witkiewicz.
„Prawda w sztuce nie zależy od prawdziwości sytuacji przedstawionej – niebo Chełmońskiego z całym swoim nieporządkiem astronomicznym jest zupełnie prawdziwe”
— podkreślił.
Polemizował z nim Bolesław Prus.
„Zapewne, jeżeli Chełmoński miał zamiar przedstawić koniec świata i chaos wszystkich rzeczy. Jeżeli jednak chodziło mu o niebo takie, na jakie od paru tysięcy lat patrzą ludzie, wówczas należało mu pilnować się astronomicznych porządków”
— pisał w „Kurierze Codziennym”.
„Malarzom jednak bardziej trafia do gustu „prawda artystyczna” zamiast realnej”
— wyzłośliwiał się autor „Faraona”.
„Obraz „Noc gwiaździsta” należy bez wątpienia do najdoskonalszych osiągnięć Chełmońskiego w sferze malarstwa krajobrazowego, tworząc ikonę jego syntetycznego, ale i autonomicznego malarskiego ujęcia. Artysta stworzył płótno bez mała abstrakcyjne, w swym geometrycznym poziomym podziale zmierzające ku płaskości malarstwa abstrakcyjnego, przekraczające wzrokowy empiryzm. A polemika między S. Witkiewiczem i B. Prusem upewnia, że Chełmoński malował przede wszystkim +obraz+, a nie werystycznie odtwarzał rzeczywistość”
— napisał Tadeusz Matuszczak na portalu niezlasztuka.net (2017).
Dziś „Noc gwiaździstą” można oglądać w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Leon Wyczółkowski pisał o Chełmońskim tak:
„Największy malarski talent polski, wielki poeta, wsłuchany w polską naturę. Gdyby był synem innego narodu, innego kraju, byłby na ustach wszystkich, podziwiany w muzeach, publikowany w reprodukcjach, opisywany przez literatów i estetyków”.
Powrót do Polski
Do Polski Chełmoński powrócił w 1889 roku. Zachęta urządziła indywidualną wystawę jego malarstwa, rehabilitując się za skandal z poprzedniego roku. W 1891 r. malarz otrzymał najwyższe odznaczenie, Ehrendiplom, na Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Berlinie, w 1892 r. - złoty medal w Glass Palace w Monachium, a w 1894 r. - złoty medal na Powszechnej Wystawie Sztuki w San Francisco.
Artysta osiadł na stałe we wsi Kuklówka opodal Grodziska Mazowieckiego.
„W swej twórczości zawarł realia autentycznego życia. Potwierdzają tę naszą konstatację obrazy: „Wypłata robocizny (sobota na folwarku)”, „W ogródku”, „Matula są”, „Sprawa przed wójtem”, „Przed karczmą”, „Targ na konie w Bałcie”, „Orka” - zauważył Włodzimierz Wójcik.
„Orka” (1896) - według wielu krytyków - dowodzi szczególnej maestrii twórcy, który „surowymi środkami wyraził znój prostego człowieka”. Praca nad tym obrazem trwała kilka tygodni - artyście na polu pozował chłop z pługiem zaprzężonym w dwa chude woły. Zwrócił nań uwagę m.in. Stanisław Wyspiański.
Świeci temu wszystkiemu obraz Chełmońskiego, wieśniak o świtaniu orzący pługiem, woły dwa ciągną żelazo i czarne skiby odwalają, wrony przeskakują i wybierają dziobami pędraki, skowronek podfrunął i śpiewa” - pisał w liście do Lucjana Rydla. „Jest w tym obrazie rzecz, którą zauważyłem pierwszy raz, zgrzyt żelaziwa w pługu, stąpanie ciężkich wolich łap, świergotanie, ciurkanie skowronka… chłód ranny świeży, który słońce rozwieje, róż silny, róż mocny jutrzany…”
— ocenił autor „Wesela” (1900).
A wyrzucony przez historię na emigrację Jan Lechoń w 1953 r. w londyńskich „Wiadomościach” opublikował wiersz pt. „Chełmoński”:
„Kaczki ciągną, grążele kwitną na jeziorze,/ Jakby wypisz, wymaluj Chełmońskiego płótno./ Pachnie łąka skoszona i myślę: „Mój Boże!/ Jak dobrze jest mi tutaj i jak bardzo smutno!”/ Jak w Polsce płyną skądciś swędy spalenizny,/ Zając przemknął przez drogę, piesek obok człapie./ Wiem, czego mi potrzeba: tęsknię do ojczyzny,/ Której nigdy nie było i nie ma na mapie”.
„Jak widać, ziemia w ujęciu Chełmońskiego i Wyspiańskiego to nie jakaś działka budowlana, którą – jak to dzieje się dzisiaj – można sprzedać, aby sobie zapłacić wycieczkę na Karaiby, ale to matka żywicielka, uosobienie Ojczyzny. To Sacrum…” - podkreślił Włodzimierz Wójcik.
O takim podejściu malarza do rzeczywistości świadczą też relacje osób mu bliskich.
„Chełmoński był głęboko przekonany, że Bóg kocha ludzi, którzy szanują jego stworzenia. Ten dziwak i rozwłóczony malarz miał religijny stosunek do przyrody, uważał ją za „podnóżek nóg Bożych” i mógł powtórzyć za biedaczyną z Asyżu: „siostra moja gwiazda i brat mój konik polny”
— wspominała Pia Górska, malarka i uczennica artysty.
„Wobec piękności przyrody stawał się pokorny, mały i jakby bezbronny – twierdził, że nic nie umie, że trzeba się wszystkiego uczyć od natury i słuchać, aż raczy przemówić”
— opisywała w książce „O Chełmońskim” (1932).
Ostatnich 25 lat życia spędził w Kuklówce pod Grodziskiem Mazowieckim. Powstały tam jedne z jego najpiękniejszych obrazów, wypływające z głębokiej wiary. Mistyczny nastrój bije z obrazów „Cisza nocna”, „Pod Twoją obronę”, „Niedziela w Polsce”, „Przed figurą”, „W kościele”. Ofiarował klasztorowi na Jasnej Górze dwie kopie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, które znajdują się w jasnogórskim Skarbcu. Zmarł 6 kwietnia 1914 roku jako „pustelnik z Kuklówki”. Miał 64 lata. Jest pochowany w Żelechowie.
W grudniu 2015 roku na aukcji Agry-Art obraz Józefa Chełmońskiego „Zachód słońca na błotach” z 1900 r. został sprzedany za 940 tys. zł.
PAP/ wPolityce.pl / mall
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/712286-175-lat-temu-urodzil-sie-jozef-chelmonski