Maja Ostaszewska, aktorka i aktywistka, jak przedstawił ją na antenie neo-TVP Mariusz Szczygieł, jest rozczarowana działaniami rządu Donalda Tuska na granicy polsko-białoruskiej. Zdaniem etatowej uczestniczki niemal wszystkich protestów przeciwko niemal wszystkiemu co rząd PiS zrobił, nie zrobił, planował zrobić, rzekomo planował lub któremuś z ministrów w rządzie PiS przyśniło się, że zrobił, obecna władza „kontynuuje, a nawet rozwija narrację skrajnej prawicy”.
W rozmowie z Mariuszem Szczygłem na antenie neo-TVP w likwidacji Maja Ostaszewska najpierw wygłosiła przydługi wykład na temat praw zwierząt, który zakończyła dywagacją nad tym, czy w ogóle można roztrząsać, czy zwierzę „umiera” czy „zdycha”. Najciekawiej zrobiło się, kiedy prowadzący poczynił spostrzeżenie, że „dehumanizacja zaczyna się od słów”.
W Rwandzie o przeciwnikach mówiono, że to są „robaki”, „szarańcza”. To są też takie tony, które i u nas się pojawiały.
— zauważył dziennikarz.
Wówczas aktorka pokusiła się o niesamowicie „błyskotliwe” porównanie, tylko, niestety, wszystko pomieszała.
Oczywiście, w czasach II wojny światowej Żydzi „roznosili tyfus”, co się powtarza przy okazji kryzysu na naszej granicy polsko-białoruskiej, kryzysu humanitarnego, bo ja pamiętam, że prezes PiS-u też mówił, że te osoby przywożą różne choroby
— powiedziała. Cóż, prezes PiS mówił to podczas kryzysu migracyjnego z 2015, z którego skutkami Europa Zachodnia boryka się do dziś, a niektóre kraje, takie jak Niemcy, bardzo chcą te skutki scedować na nas. Co więcej, mówił, powołując się na badania naukowe, mając na myśli po prostu choroby specyficzne dla regionów, z których przybywają migranci (co czyni ich odpornymi na nie), ale nietypowe dla naszego regionu, a przez to - potencjalnie bardziej groźne. To tak tytułem przypomnienia. Ale cóż, kiedy broni się tylu spraw na raz, to faktycznie, może się człowiekowi wszystko pomieszać.
„Ogromny wzrost rasizmu i ksenofobii”
Niemniej, od pomieszania dwóch zupełnie różnych kryzysów migracyjnych Ostaszewska rozpoczęła „wywód” o „największym wstydzie naszych czasów w Polsce” - tak bowiem aktorka określiła sytuację na granicy polsko-białoruskiej.
Po latach rządów PiS, gdzie było szczucie na mniejszości, społeczność LGBTQ+, kobiety, ogromny wzrost rasizmu i ksenofobii, wiadomo było, że trzeba walczyć o to, co czuję
— powiedziała, odpowiadając na pytanie o to, na kogo głosuje. Wyjaśniła, że na Lewicę i Zielonych. Przyznała, że sytuacją na granicy jest rozczarowana.
To jest największy wstyd dzisiejszych czasów w Polsce i coś dla mnie niezrozumiałego, rozczarowującego i bolesnego. Wszyscy wierzyliśmy, że po przejęciu władzy przez partie prodemokratyczne coś się zmieni
— stwierdziła Maja Ostaszewska, „przytomnie” zauważając, że ci politycy, w tym np. obecny premier, sami deklarowali, że „bezpieczeństwo nie wyklucza humanitaryzmu”, a obecna władza miała „zrobić porządek z draństwem, które ma miejsce na granicy polsko-białoruskiej”.
„Narracja skrajnej prawicy”
Ostaszewska oceniła, że rząd Donalda Tuska „kontynuuje, a nawet rozwija narrację skrajnej prawicy”, a jako przykład wskazała na „nowe rozporządzenia dotyczące bezkarności używania broni”.
To groźne, zarówno dla osób w kryzysie uchodźczym, ale także dla bezpieczeństwa na granicy. Alarmowały w tej sprawie wszystkie organizacje związane z prawami człowieka i pomocą humanitarną. A najświeższy pomysł na tak zwane czasowe zawieszenie prawa do składania wniosku o azyl, to mi się nie mieści w głowie
— przekonywała.
Migranci z granicy polsko-białoruskiej to, w ocenie aktywistki, „osoby uciekające przed wojną lub z krajów, w których nie obowiązują prawa człowieka, prawa kobiet, toczą się wojny lub jest tragiczna sytuacja ekonomiczna”. I dlatego drogę ucieczki dostrzegają w przemytnikach i służbach wschodnich reżimów, w których nie obowiązują prawa człowieka. Logiczne, prawda?
Czego boi się Maja Ostaszewska
Pytana, czy boi się „uchodźców”, odparła:
Nie, nie boję się.
Bardziej boję się obojętności, tego, że jedyną odpowiedzią na różne kryzysy świata jest zabicie w sobie empatii i człowieczeństwa. Może przesadziłam. Boję się, bo wiemy, że galopuje kryzys klimatyczny i jest coraz cieplej na Ziemi, więc niebawem południe ruszy na północ, bo nie będą mieli warunków do życia
— przekonywała.
W ocenie Ostaszewskiej, na początku kryzysu na granicy polsko-białoruskiej aż 70 proc. społeczeństwa opowiadało się za pomocą migrantom.
Społeczeństwo było szalenie poruszone Usnarzem, a potem dziećmi z Michałowa. Wydawało się, że w Polsce każde dziecko zostanie zaopiekowane, ale tak się nie stało przez złowrogą narrację ówczesnej telewizji partyjnej, która pokazywała jak grupa dwudziestu mężczyzn próbuje taranować przejście. Ale nie pokazała, że za nimi stoją funkcjonariusze białoruscy i pchają ich, grożą im bronią, szczują na nich psy
— podkreśliła aktorka.
„Ówczesna telewizja partyjna” niemal od początku kryzysu wskazywała wyraźnie, kto stoi za tą sytuacją, jednak wówczas pani Ostaszewska i jej podobni albo nie chcieli słuchać, albo stawiali Polskę na równi z Białorusią.
Umiem sobie wyobrazić, że w desperacji rzucam się na te druty i mam nadzieję, że się uda
— mówiła.
Może niech aktorka lepiej nie podpowiada różnego rodzaju zdesperowanym „aktywiszczom” rzucania się na druty?
aja/TVP Info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/711997-ostaszewska-bije-w-rzad-tuska-to-sie-nie-miesci-w-glowie