Amerykański muzyk rockowy i producent Steve Albini zmarł wczoraj na zawał serca, podały dziś media w całym świecie.
Albini zmarł niespodziewanie, w momencie, kiedy pracował w swoim studiu Electrical Audio w Chicago. Miał 61 lat.
Steve Albini rozpoczynał karierę na początku lat osiemdziesiątych jako dziennikarz muzyczny, a następnie jako gitarzysta kultowego noiseowego zespołu Big Black z Chicago. Miał status legendy amerykańskiej sceny niezależnej, przede wszystkim ze względu na swoją inteligencję i erudycję muzyczną. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych zaczął zajmować się produkcją. Jego pierwszą znaną produkcją była płyta „Surfer Rosa” zespołu Pixies z 1988 roku, która wywarła ogromny wpływ na rock alternatywny ostatniej dekady XX wieku.
Szerokiej publiczności dał się poznać po tym, że Nirvana wybrała go na producenta albumu „In Utero”, następcy słynnego „Nevermind”. Współpraca nie zakończyła się idealnie, bo Cobain, Novoselić i Grohl ostatecznie byli niezadowoleni z miksu. Niemniej jednak, relacje między nimi zostały dobre, a Albini pozostawił swój ślad na tym krążku.
Producent nagrywał później inne znane nazwiska, takie jak Robert Plant i Jimmy Page, PJ Harvey i Bush. Postawił na brzmienie analogowe i z czasem stał się jednym z największych autorytetów w tego typu nagraniach muzycznych. Jako producent był również znany z tego, że pobierał rozsądne opłaty i był chętny do współpracy z każdym. Jednym z niewielu artystów, którego odrzucił, był Depeche Mode, ponieważ miał złe zdanie o ich muzyce.
Dla tych, którzy pamiętają go z lat osiemdziesiątych, tak jak ja, był nadal najważniejszy ze względu na swoją pracę na amerykańskiej scenie niezależnej. Nie zgadzał się na żadne kompromisy i był sceptyczny wobec przemysłu muzycznego, broniąc kreatywności i wolności przed terrorem zysku. Miałem okazję przeprowadzić z nim dwa wywiady, jeden telefoniczny pod koniec 2000 roku (pierwszy wywiad z nim dla chorwackich mediów), drugi twarzą w twarz, dwa lata później w Wels w Austrii, przed koncertem jego zespołu Shellac.
Dał się poznać jako osoba bardzo kontaktowa, choć miał reputacje trudnego rozmówcy dla prasy. Zaimponował mi inteligencją i zdrowym wyczuciem tego, co w muzyce rockowej jest naprawdę ważne, a co zwyczajnie głupie. Koncert Shellac, który widziałem tego wieczoru, był jednym z najlepszych moim w życiu.
Pozostawił po sobie bogatą spuściznę muzyczną i ideową, a jego kariera będzie świadectwem tego, jak artysta może zostać wierny sobie.
17 maja odbędzie się premiera nowego albumu Shellaca „To All Trains”. Albini już go nie doczekał.
Resquiat en pace.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/691143-steve-albini-1962-2024-in-memoriam