„Film zachowuje swoją aktualność, w związku z tym odczuwamy gorycz” - mówiła o filmie Agnieszki Holland „Zielona Granica” Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko, która wraz z Maciejem Pisukiem (oboje są twórcami scenariusza) uczestniczyła w panelu dyskusyjnym podczas 12. edycji Festiwalu Script Fiesta. Autorzy scenariusza przyznawali wprost, że produkcja była formą „manifestu politycznego”.
Podczas 12. edycji Festiwalu Script Fiesta odbył się panel dyskusyjny „Jak napisać scenariusz będący reakcją na wydarzenia polityczne”. Gośćmi panelu byli twórcy scenariusza filmu „Zielona Granica” Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko i Maciej Pisuk. Panel dyskusyjny poprzedziła projekcja obrazu. Jak czytamy na facebookowej stronie festiwalu, film Holland bierze udział w finale konkursu na najlepszy scenariusz filmu polskiego i „poruszył publiczność zgromadzoną w Kinie Elektronik”.
Co jest nie tak z „Zieloną Granicą”?
Film „Zielona granica” w reżyserii Agnieszki Holland powstał w odpowiedzi na kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej. Premiera miała miejsce w 2023 r. podczas festiwalu filmowego w Wenecji, gdzie film został uhonorowany nagrodą specjalną jury festiwalowego.
W Polsce film wzbudził kontrowersje m.in. wśród polityków Zjednoczonej Prawicy (ówczesny obóz rządzący), którzy uznali go za atak reżyserki na państwo. Warto zaznaczyć, że nawet jeśli filmu nie widzieliśmy, poglądy Holland na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej od początku kryzysu były i nadal są powszechnie znane. Agnieszka Holland zawsze była bardzo krytyczna wobec PiS, a sztucznie wywołany przez białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenkę - bardzo prawdopodobne, że z pomocą rosyjskiego zbrodniarza wojennego Władimira Putina - reżyser niejednokrotnie wykorzystywała do uderzenia w nielubiany przez nią ówczesny rząd. Mimo iż z wielu jej wypowiedzi wynikało, że zdaje sobie sprawę z faktu, że mamy do czynienia ze zorganizowaną prowokacją prowadzoną przez wschodnich satrapów i obliczoną na destabilizację sytuacji w Europie, zwłaszcza naszej części kontynentu (wszystko rozpoczęło się na kilka miesięcy przed pełnoskalowym atakiem Rosji na Ukrainę), nadal oskarżała polski rząd i służby mundurowe o „brutalność” i „bezduszność”, a nadto w odniesieniu do osób zwożonych przez Łukaszenkę na granicę używała nieprawdziwego w tej sytuacji określenia „uchodźcy”. Co więcej, sama przyznała, że nie była na terenach przygranicznych, nie rozmawiała np. z mieszkańcami czy funkcjonariuszami i żołnierzami, nie była bezpośrednim świadkiem wydarzeń, które postanowiła opisać w filmie. Wszystko to każe przypuszczać, że obraz może być co najmniej jednostronny, a na pewno - że nie pokazuje prawdy o całej sytuacji.
„Chodziło o to, żeby ten proceder zatrzymać”
Podczas sobotniego panelu dyskusyjnego twórcy scenariusza „Zielonej granicy” zwrócili uwagę na jego rolę, jako formy manifestu politycznego.
W jakimś stopniu był to film interwencyjny i dla mnie przynajmniej był (…) rodzajem manifestu politycznego, który miałby swoje określone społeczne skutki
— powiedział Maciej Pisuk podczas panelu.
Podkreślił, że filmu powstał, by zwrócić uwagę na problem złego traktowania imigrantów na granicy polsko-białoruskiej.
Chodziło o to, żeby ten proceder zatrzymać. Wydaje mi się, że taki jest cel sztuki zaangażowanej
— powiedział Pisuk.
Procederem, który należało zatrzymać, było w pierwszej kolejności ściąganie przez Łukaszenkę migrantów na granice z krajami UE. Film to oczywiście za mało, aby tego dokonać, tym niemniej wszystkie apele i oburzenia, pokrzykiwania o „dzieciach z Michałowa” przeciwników ówczesnego rządu - w tym m.in. artystów i celebrytów, wyzywanie żołnierzy, policjantów, funkcjonariuszy Straży Granicznej (by teraz, gdy zmienił się rząd i policja pałuje i gazuje polskich rolników, obłudnie wykrzykiwać „murem za polskim mundurem”), rozpowszechnianie fake newsów i inne gorszące zachowania, bynajmniej, tego nie ułatwiły.
Scenarzysta dodał, że celem filmu nie było wskazywanie, na kogo należy głosować w wyborach.
Wskazywaliśmy, co się dzieje, gdzie jest zło i że to zło należy zatrzymać. (…) Nie jest to propaganda, pokazaliśmy pewną rzeczywistość
— mówił scenarzysta.
Jeżeli w filmie pokazano, że zło było przede wszystkim w Moskwie i Mińsku, to nawet można byłoby się z tym zgodzić.
Zdaniem Pisuka i Łazarkiewicz-Sieczko problem na granicy trwa, wciąż przebywają tam nielegalni imigranci, którym nikt nie chce udzielić pomocy.
Film zachowuje swoją aktualność, w związku z tym odczuwamy gorycz
— przyznała Łazarkiewicz-Sieczko.
Festiwal Script Fiesta
W ocenie scenarzystów film miał wpływ na wzrost empatii w społeczeństwie.
18-21 kwietnia w Warszawskiej Szkole Filmowej odbywała się 12. edycja Festiwalu Script Fiesta. Wydarzeniu towarzyszyły pokazy filmów, panele dyskusyjne oraz warsztaty scenopisarstwa. Celem festiwalu jest stworzenie młodym twórcom warunków do rozwoju swoich zdolności scenopisarskich.
Patronat medialny nad wydarzeniem objęła m.in. Polska Agencja Prasowa.
Ale jak to? Może i wciąż są push-backi, ale chyba przynajmniej uśmiechnięte, a przecież o to chodziło! A może jednak nie? Może jednak o to, że rząd PiS miał rację, a obecne władze doskonale o tym wiedzą, tyle że premier Tusk prędzej „się wścieknie” niż to przyzna?
CZYTAJ TAKŻE:
aja/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/689277-autorzy-scenariusza-zielonej-granicy-sa-rozgoryczeni