XIX wiek był dla Polski niczym długa ciemna noc. Miliony Polaków pozbawionych swojego kraju cierpiało represje pod butami trojga zaborców. Powstania wzmacniały ducha narodu, ale ich klęski przynosiły kolejne ograniczenia. Polacy nie rozpływali się jednak obcych narodach i wierni tradycjom przodków wytrwale pozostawali sobą. Mimo, że pozbawieni kraju nasi wybitni rodacy przypominali światu o naszym istnieniu, przełamując mrok nocy niczym gwiazdy na nocnym firmamencie.
Wracamy po swoich!
Nie tylko Szopen wnosił na europejskie salony polskie mazurki, nie tylko Maria Curie-Skłodowska nigdy nie zapomniała o swoim pochodzeniu i z dumą je podkreślała. Im współczesny podróżnik Stefan Szolc-Rogoziński - syn Niemca i Polki świadomie wybrał i pokochał polskość, odkrywał środkową Afrykę pływając pod biało-czerwoną banderą ze znakiem warszawskiej syrenki i Polską w sercu.
Wczesnym rankiem 4 października 2023 r. z warszawskiego lotniska Okęcie w kierunku Paryża wystartował specjalny, wystawiony przez 8 Bazę Lotnictwa Transportowego, samolot C-295M. Na jego pokładzie znajdowała się rządowa delegacja pod przewodnictwem Jana Dziedziczaka, pełnomocnika rządu ds. Polonii i Polaków za Granicą, której celem było uroczyste pożegnanie szczątków Stefana Szolc-Rogozińskiego i następnie przewiezienie ich do Warszawy. Ponowny pogrzeb polskiego afrykanisty odbędzie się 10 października w jego rodzinnym Kaliszu.
Udział w delegacji był też niezwykłą nagrodą dla kaliskich uczniów - laureatów konkursu wiedzy o Stefanie Szolc-Rogozińskim. W delegacji udział wzięli również Wojciech Labuda, pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. Ochrony Miejsc Pamięci, Krystian Kinstowski, prezydent Kalisza oraz panowie Jan i Paweł Linke, krewni Szolc-Rogozińskiego i przedstawicielka kaliskiej drużyny harcerskiej im. Szolc-Rogozińskiego.
Wylot do Paryża był też okazją do złożenia hołdu innym wielkim Polakom związanych ze stolicą Francji. Pierwszym przystankiem na trasie delegacji był cmentarz Montparnasse, gdzie minister Jan Dziedziczak złożył wieniec na odnowionym grobie Ludwika Mierosławskiego, zmarłego na emigracji generała z okresu powstania styczniowego.
Biblioteka Polska, do której z cmentarza udała się delegacja, zgodnie ze słowami ministra Dziedziczaka, okazała się być miejscem pełnym skarbów, wręcz relikwii narodowych. Mimo, iż umieszczona w niewielkiej kamienicy z powodzeniem mogłaby szczycić się mianem panteonu polskości na obczyźnie. W skład jej zbiorów wchodzą głównie przedmioty jej przekazane głównie przez XIX-wiecznych polskich emigrantów. Szczególnie wyróżnieni są tam oczywiście Fryderyk Szopen (w zbiorach znajduje się jedyny dagerotyp pianisty) i Adam Mickiewicz (pośród wielu pamiątek prezentowane jest m.in. biurko przy którym napisał „Pana Tadeusza”), ale wystawy sobie poświęcone mają tam też Mikołaj Kopernik i artysta malarz i rzeźbiarz Bolesław Biegas.
W pobliżu placu Inwalidów, gdzie spoczywają doczesne szczątki Napoleona Bonaparte, i równie blisko polskiej ambasady umiejscowionej w pałacu Hotel Monaco, po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce odbywały się masowe i wspólne protesty Polaków i Francuzów. Wydarzenia te przypomina umiejscowiona tam płyta pamiątkowa z napisami w językach francuskim i polskim. W obecności paryskiej Polonii delegacja złożyła na pomniku wieniec i zapaliła znicz pamięci ofiar stanu wojennego.
Po przejściu do polskiej ambasady rozpoczęły się główne, zaplanowane na ten dzień, uroczystości. Wszystkich powitał Jan Emeryk Rościszewski, polski ambasador we Francji.
Jan Dziedziczak i Wojciech Labuda wygłosili przemówienia do zebranych, w tym licznej polonijnej młodzieży szkolnej. Minister Dziedziczak skupił się na naśladowaniu podróżnika w jego patriotyzmie, dbaniu o dobre imię Polski na całym świecie. Według jego słów patriota nie powinien zapominać, że przebywając za granicą swoim zachowaniem daje świadectwo o całym narodzie. Jednak patriotyzm to również obowiązki - w obecnych czasach jednym z nich jest zaprzeczanie kłamstwom i szkalowaniu Polski poprzez zarzucanie jej tworzenie „polskich obozów koncentracyjnych”. Patriota powinien rozmawiać, tłumaczyć i opowiadać o prawdziwej historii. By mógł tego dokonywać powinien nieustannie poszerzać swoją wiedzę.
Wojciech Labuda przybliżył postać Stefana Szolc-Rogozińskiego i przedstawił proces poszukiwania szczątków odkrywcy, którego mogiła nie miała nagrobka, a w 2018 r. jego szczątki zostały ekshumowane i przeniesione do ossuarium.
Po części oficjalnej na dziedzińcu ambasady odbyło się odprowadzanie trumny ze szczątkami Stefana Szolc-Rogozińskiego w podróż do Polski. Pożegnanie przerodziło się w manifestację patriotyczną podczas której ponad 100 osób wraz z chórem Piast odśpiewało Mazurka Dąbrowskiego oraz Rotę. Całości dopełniła modlitwa ekumeniczna odprawiona przez księdza i pastora.
Po godzinie 18 samolot z biało-czerwonymi szachownicami wzbił się w powietrze z podparyskiego lotniska Orly. Transportowa Casa prócz delegacji zabrała na pokład trumnę ze szczątkami Stefana Szolc-Rogozińskiego, Polaka z wyboru, z Polską w sercu. Nie pozostawiamy swoich na obczyźnie. Nasz odkrywca spocznie w wolnej Polsce, o której zawsze marzył, a nigdy nie było mu jej dane ujrzeć.
10 października trumna Szolc-Rogozińskiego zostanie umieszczona w rodzinnej krypcie w Kaliszu.
Sprowadzenie prochów Stefana Szolc-Rogozińskiego jest częścią szerszego projektu, w ramach którego do Polski powracają szczątki wybitnych Polaków, których losy nie pozwoliły na spoczynek w swojej ojczyźnie, a których dokonania, prócz tego, że są wybitne i warte uwagi, przyczyniły się do budowania dobrego wizerunku Polski na świecie. W ramach projektu powstaje m.in. krypta polskich prezydentów na obczyźnie w warszawskiej świątyni Opatrzności Bożej.
Stefan Szolc – Rogoziński (1861 Kalisz - 1896 Paryż)
Był najstarszym synem bogatego niemieckiego fabrykanta tekstylnego Ludwika Scholtza i córki warszawskiego adwokata Malwiny Rogozińskiej. Pod wpływem matki rodzina częściowo się spolonizowała, a Stefan po osiągnięciu pełnoletności spolszczył swoje nazwisko na Szolc, zaś około 1881 r. dodał do niego, jako drugi człon, nazwisko panieńskie matki – Rogoziński. Wszystkie swoje prace podpisywał S.S. Rogoziński.
W 1878 r. wstąpił do rosyjskiej szkoły marynarki wojennej w Kronsztadzie. Był wyróżniającym się słuchaczem i ukończył ją przed czasem, wiosną 1880 i jeszcze w tym roku, jako najmłodszy oficer uczestniczył w rejsie wojskowej flotylli rosyjskiej na żaglowej fregacie „Generał Admirał” do Władywostoku, dookoła Afryki. Wówczas po raz pierwszy stanął na kontynencie afrykańskim - schodził na ląd w Algierze i w Maroko. Po tym doświadczeniu zainteresował się mało znanymi terenami Afryki Równikowej.
Pomysł wyprawy w te rejony przedstawił m.in. Rosyjskiemu Towarzystwu Geograficznemu w Petersburgu. Mimo życzliwego przyjęcia, nie uzyskał odpowiedniego wsparcia finansowego. Jesienią 1881 r. wystąpił z rosyjskiej marynarki wojennej i wrócił do kraju.
Przy wsparciu polskiej prasy, Stefan Rogoziński zorganizował publiczną zbiórkę funduszy na planowaną ekspedycję. Podkreślał, że jest to pierwsza polska wyprawa w ten rejon świata, co miało zwrócić uwagę pozbawionych własnego państwa Polaków. Pomysł entuzjastycznie przyjęli między innymi Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz.
Po zebraniu środków (uzupełnionych spadkiem po zmarłej matce) w 1882 r. Stefan Rogoziński udał się do Francji, aby tam zorganizować wyprawę. Kupił niewielki żaglowiec i obok francuskiej bandery podniósł na jego maszt polską flagę z warszawską syrenką. Po czterech miesiącach żeglugi wyprawa złożona głównie z Polaków dotarła na wyspę Fernando Po (obecnie Bioko w Gwinei Równikowej). 23 kwietnia 1883 roku, czyli tydzień po dotarciu, Rogoziński kupił od miejscowego wodza część wyspy Mondoleh w zatoce Ambas u wybrzeży Kamerunu. Jak sam pisał kosztowało go to: 10 sztuk materii, 6 fuzji, trzy skrzynki dżinu, 4 kuferki, 1 tużurek czarny, 1 cylinder, 3 kapelusze, tuzin czapek czerwonych, 4 tuziny słoików pomady, tuzin bransoletek i 4 chustki jedwabne. 29 kwietnia udał się na wyspę i założył tam stację naukową, bazę wypadową do dalszych wypraw. Nazwał ją „Stefania”, zaś łódź służącą do wypraw na ląd – „Warszawianka”.
Rogoziński badał głównie tereny Kamerunu, ale dotarł również do Nigerii, Ghany i Liberii. Sporządzał mapy, odkrywał rzeki, jeziora i wodospady, zdobywał górskie szczyty i sporządzał słowniki lokalnych plemion. Efekty badań wysyłał do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie.
Tereny Afryki Zachodniej były w zainteresowaniu potęg kolonialnych Anglii, Niemiec i Francji, co prowadziło do konfliktów i napięć dyplomatycznych. Rogoziński starał się lawirować między tymi państwami. Kupował kolejne ziemie i z lokalnymi plemionami tworzył na tych obszarach Boty – rodzaj federacji plemiennej. Starał się uniknąć zajęcia swoich terenów przez coraz bardziej ekspansywnych Niemców, więc przyjął z lokalnymi wodzami protektorat angielski. Działania Rogozińskiego wywołały ostre ataki na niego, w tym samego Otto Bismarcka na forum Reichstagu. Niemiecka prasa zarzucała mu z kolei „polską intrygę” i „antyniemiecką działalność”. Wskutek postanowień międzynarodowej konferencji w Berlinie (1884 r.) Anglia wycofała się z Kamerunu, a w jej miejsce wkroczyły Niemcy. Wszystkie dotychczasowe ustalenia Rogozińskiego zostały anulowane, a on sam w pierwszych miesiącach 1885 r. opuścił Afrykę.
Po powrocie do Europy, Stefan Rogoziński wygłaszał odczyty o wyprawie kameruńskiej m.in. w Londynie w Królewskim Towarzystwie Geograficznym. Po powrocie do kraju mieszkał w Kaliszu, potem w Krakowie. Opracowywał zebrane w czasie ekspedycji materiały. Publikował artykuły w czasopismach zagranicznych i krajowych. Publikował też książki, w których ogłaszał swoje odkrycia.
Pod koniec 1886 r. Stefan Rogoziński odbył następną wyprawę do Afryki. Kupił 500 hektarową plantację kawy na wyspie Fernando Po. Generowane przez nią dochody miały pokrywać koszty dalszych badań. W 1888 r. wrócił na chwilę do Polski. 29 sierpnia w Warszawie ożenił się z Heleną Janiną z domu Boguską, tłumaczką i pisarką, po czym wspólnie wyekspediowali na wyspę, z której eksplorowali czarny ląd. W 1891 r. bankructwo plantacji kawy zmusiło ich do powrotu do kraju, gdzie Helena wystąpiła też o rozwód.
Jesienią 1892 r. po raz ostatni udał się do Afryki - tym razem do Egiptu, gdzie wygłosił odczyt i bezskutecznie próbował zainteresować Anglików nową wyprawą do Kamerunu. Latem 1893 roku wrócił do kraju i podjął leczenie w sanatorium dla nerwowo chorych w Krakowie, potem przez trzy miesiące kontynuował je w Bonn. Wciąż marzył o podróżach, planował wyprawę do Indii, dookoła świata. Chciał nawet osiedlić się nad Nilem lub znów na Fernando Po. Zginał tragicznie pod kołami powozu 1 grudnia 1896 r. w Paryżu. Został pochowany na paryskim cmentarzu Bagneux. Nagrobek nie zachował się.
Dokonania i dorobek Rogozińskiego stanowiły zalążek polskiej afrykanistyki. W 1932 r. uroczyście obchodzono pięćdziesięciolecie jego wyprawy do Afryki. Główne uroczystości odbyły się w warszawskim ratuszu, pod patronatem Józefa Piłsudskiego. Obchody zostały zorganizowane w czasie, gdy w Polsce trwała gorąca dyskusja nad możliwościami pozyskania kolonii, co za tym idzie, poszukiwano śladów tradycji kolonialnej. Osiągnięcia Rogozińskiego idealnie się do tego nadawały. Właśnie wtedy, ostatni żyjący uczestnik ekspedycji afrykańskiej – Leopold Janikowski ujawnił, iż prawdziwym celem wyprawy miała być, utrzymywana w tajemnicy przed zaborcami, chęć stworzenia niezależnej kolonii polskiej.
Pamiątki po Stefanie Szolc Rogozińskim znajdują się w zbiorach: Muzeum Etnograficznego w Krakowie, Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej w Kaliszu, Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie i w Muzeum Narodowym w Szczecinie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/665286-prochy-polskiego-odkrywcy-sprowadzone-do-polski-relacja