Przejeżdżając w tę sobotę obok kościoła niedaleko mojego domu na przedmieściach Warszawy, zobaczyłem ludzi w świątecznych strojach, stojących przed świątynią.
Zgromadzili się tam na uroczystości Pierwszej Komunii. Poczułem duchową radość, którą zawsze odczuwam, patrząc na gromadzących się wokół Jezusa.
Radość nieco osłabła, gdy usłyszałem pieśń śpiewaną w tym momencie w kościele. Mała dziewczynka śpiewała polską wersję piosenki Leonarda Cohena - Hallelujah.
Zamiast radości, poczułem smutek.
Państwo teraz na pewno chcieliby zapytać: dlaczego? Przecież, to jest taka przyjemna piosenka, która ma w sobie dużo motywu z Biblii…
To prawda, obiektywnie jest przyjemna.
Utwór nie mówi o Bogu
Natomiast, nie jest to pieśń, która mówi o chrześcijańskim Bogu. Tak naprawdę, nie mówi o żadnym Bogu i myślę, że to nie jest utwór, który powinien być wykonywany w kościele, a zwłaszcza na ceremoniach religijnych.
Nie jestem fanem muzyki Leonarda Cohena, ale głupotą byłoby z mojej strony nie docenić jego znaczenia we współczesnej kulturze rockowej. Był bardziej poetą niż muzykiem (dlatego go nie lubię), ale i tak miał wielki wpływ na wielu z nich.
Piosenka „Hallelujah“ jest typowa dla jego twórczości. Podobnie jak wiele innych jego piosenek, łączy ona duchowe metafory i erotyczną miłość. Ta mieszanka profanum i sacrum, która przeplata się w jego tekstach, jest dla niego bardzo charakterystyczna (Nick Cave wiele nauczył się od Cohena). Jeśli ktoś myśli, że jego piosenka „Sisters of Mercy” (pol. Siostry Miłosierdzia) jest o zakonnicach, niech poważnie się zastanowi. Cohen napisał ją o dwóch kobietach, z którymi spędził noc w pokoju hotelowym.
Nie chciałbym trywializować twórczości Cohena, bo daleko jej do taniej poezji erotycznej. Chodzi o wielkiego artystę, który w swoich piosenkach uchwycił pierwiastek piękna i dobra.
Natomiast, pieśni liturgicznych nie śpiewamy po to, by czerpać z nich czysto estetyczne doznania. Śpiewamy je na chwałę Boga, a nie na chwałę człowieka, który Go „szuka”.
Popkultura wkracza do kościołów
Fakt, że pieśń Cohena w jakiś sposób przebiła się do serca katolickiej liturgii, wiele mówi o relacji między chrześcijaństwem a współczesną kulturą. W przeszłości chrześcijaństwo wkraczało w kulturę i zmieniało ją, otwierając ją na moc i miłość chrześcijańskiego Boga. Dziś następuje proces odwrotny. Współczesna kultura wkracza w chrześcijaństwo i dostosowuje je do własnych parametrów.
Jak wtedy, gdy francuska filozofka i psychoanalityczka Julia Kristeva pisze o św. Teresy z Avila, a w jej ekstazach i modlitwach widzi wyraz „kobiecej seksualności”. W tym samym czasie, my, katolicy, w większości przełykamy to bez krytyki, szczęśliwi, że ktoś taki jak popularna Kristeva w ogóle ma do czynienia z katolickimi świętymi.
Rozumiem, że w piosence Cohena można znaleźć głębię.
Ale proszę, słuchajcie je w domu, nie śpiewajcie je w kościele.
Ona tam, po prostu, nie pasuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/647758-prosze-was-nie-spiewajcie-hallelujah-cohena-w-kosciele