We wrześniu zeszłego roku polecałem Państwu nowe wydanie reportażu „Rosja Putina”, autorstwa Anny Politkowskiej, rosyjskiej dziennikarki zamordowanej 7 października 2006 roku. Dziś zachęcam Państwa do sięgnięcia po dopiero co wydany zbiór reportaży Politkowskiej, który ukazał się pod tytułem „Tylko prawda”.
Zamordowana w urodziny Putina
Anna Politkowska została zamordowana 7 października 2006 roku. W dniu urodzin Władimira Putina. Jej ciało znaleziono w windzie w kamienicy, w której mieszkała. Napastnik oddał w jej kierunku pięć strzałów, jeden był niecelny. Zanim ustalono, kto zabił dziennikarkę minęło kilka lat. W końcu Rustam Machmudow, zabójca Politkowskiej, został skazany na dożywocie. Nigdy jednak nie udało się ustalić jego prawdziwych mocodawców. Politkowska, która od dawna otrzymywała pogróżki, a nawet przeżyła próbę otrucia, nie miała jednak wątpliwości. Jeszcze przed śmiercią, którą przeczuwała powiedziała: „Jeśli mnie zabiją, nie trzeba szukać zleceniodawcy – jest na Kremlu”. Politkowska w swoich tekstach pisała m.in. o zbrodniach popełnianych przez Rosjan w Czeczenii, którą odwiedziła wielokrotnie. Nauczyła się nawet języka czeczeńskiego. 25 stycznia ukazał się zbiór reportaży, depesz i felietonów poświęconych w głównej mierze zbrodniom popełnionym przez Rosjan w okresie I i II wojny czeczeńskiej.
Gdy czytałem „Rosję Putina” a teraz zbiór reportaży „Tylko Prawda”, tak wtedy, jak i dzisiaj, nie mogę się nadziwić naiwności tych, którzy przekonywali, że dzięki prowadzeniu z Rosją biznesów ulegnie ona demokratyzacji. A może to nie naiwność, a rozpaczliwa próba przykrycia szeregu własnych pomyłek? A może ci, którzy taką naiwną politykę wobec Rosji prowadzili, wcale nie łudzili się jaka ona jest, ale na ołtarzu tanich surowców złożyli narody żyjące w cieniu agresywnego sąsiada? Nie chcę mi się wierzyć, że można było być tak ślepym i ufać, że Rosja się zmieni. Lektura tekstów Politkowskiej po prostu na to nie pozwala.
Wszyscy jesteśmy jej winni ogromną wdzięczność za umożliwienie Zachodowi pełniejszego wglądu - a co za tym idzie zrozumienia - w kształtujące się dopiero krajobrazy postsowieckiej Rosji i za rzucenie prawdziwszego światła na powodu okupacji Czeczenii, brutalnego konfliktu, który Rosja próbuje fałszywie przedstawić jako własny front w wojnie z terroryzmem
— napisała Helena Kennedy w przedmowie książki.
I można w tym miejscu spytać o cenę demokracji i wszystkich wartości, które na swoich sztandarach niesie świat Zachodu. Czy nie zostały one wymienione na tanie surowce? A przecież po drugiej stronie mieliśmy i nadal mamy tych, którzy jak pisała i mówiła Politkowska, „w wielu aspektach naśladowali rozwiązania stosowane przez samego Stalina”.
Lekcja do odrobienia
Ale lektura tekstów Politkowskiej to nie tylko wielki wyrzut sumienia dla Zachodu. To również cenna lekcja dla mediów, które wydaje się, że zapomniały o swojej pierwotnej misji. Dziś ci, którzy upominają się o cierpiących, pokrzywdzonych, bezbronnych pozostają w cieniu. Ciężko im się przebić z historiami o ludzkim dramacie. Praca Politkowskiej przypomina o tym, czym powinno być dziennikarstwo. I w tym sensie jej książki również po dwóch dekadach są nadal aktualne. To powinna być obowiązkowa lektura dla wszystkich tych, którzy chcą zacząć parać się tym zawodem.
Walka o podawanie bezstronnej informacji zamiast podlizywania się administracji prezydenta Putina należy już niestety do przeszłości. Atmosfera intelektualnej i moralnej stagnacji przeważa w profesji, którą i ja wykonuję, ale warto nadmienić, że większość moich kolegów po fachu nie ma najmniejszych problemów z zaakceptowaniem przejścia do rasowego dziennikarstwa czy do czystej propagandy formowanej przez władzę. Otwarcie przyznają, że informacje o wrogach podsyłają im członkowie administracji prezydenckiej, że otrzymują wskazówki, którymi tematami powinni się zając, a których lepiej unikać
— czytamy w artykule znalezionym na komputerze Politkowskiej po jej śmieci. Był on skierowany do czytelników z zagranicy. Doskonale oddaje on ówczesny, ale i dzisiejszy stan dziennikarstwa. Nie tylko w putinowskiej Rosji.
Czytając artykuły Politkowskiej, których większość dotyczy I i II wojny czeczeńskiej, trudno nie wracać myślami do tego, co od prawie roku dzieje się za naszą wschodnią granicą. Gdy czytamy o żołnierzach, którzy kierowali ogień w kierunku placu wypełnionego ludźmi, to na myśl przychodzi dzisiejsza ukraińska codzienność. Okrucieństwa Rosjan nie przeminęły, to wciąż ta sama barbarzyńska armia. To wciąż to samo systemowo bestialskie państwo. Jak można było się co do niego łudzić?
Dobrze, że artykuły Politkowskiej ukazują się w nowych wydaniach. Że jej dziennikarstwo wciąż żyje. Że jej ofiara nie poszła na marne. Że wciąż o niej przypominamy.
„Reprezentowała honor i sumienie Rosji” - napisała o Annie Politkowskiej Iza Umarowa, czeczeńska piosenkarka. Myślę, że można śmiało powiedzieć, że Anna Politkowska jest wyrzutem sumienia nie tylko dla zbrodniczych władz Rosji, ale także dla Zachodu, który przecież mając dzięki jej tekstom wgląd w prawdziwą Rosję, wciąż się łudził, że zbrodniarze z Kremla wcale nimi nie są. Serdecznie Państwu polecam lekturę reportaży Politkowskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/632174-dla-zachodu-powinna-byc-wyrzutem-sumienia