Wyjaśnijmy to na wstępie: U2 uważam za jeden z najważniejszych zespołów w historii muzyki rockowej.
Muzyka z ich pierwszej fazy, od debiutanckiego albumu Boy z 1980 roku, aż po The Unforgettable Fire z 1984 roku, jest dla mnie prawdopodobnie jednym z najbardziej ekscytujących dzieł w muzyce rockowej. Ich piosenki z tamtego okresu mają w sobie duchowość i emocje, które udało się osiągnąć niewielu muzykom rockowym. Nie interesowałem się ich późniejszą twórczością, ale zachowałem dla nich szacunek.
Skoro już to wyjaśniliśmy, musimy obalić jeden mit o Irlandczykach.
Wojna przeciwko wartości
U2 nie jest zespołem „chrześcijańskim” i nigdy nim nie był. Akurat, jest dokładnie na odwrót.
W ciągu ostatnich kilku lat Bono i jego zespół przyczynili się do kulturowej wojny przeciwko wartościom chrześcijańskim. Co więcej, ich służba ideologii progresywizmu jest współodpowiedzialna za duchowe spustoszenie panujące obecnie w Irlandii.
Czy brzmię przesadnie? Posłuchajmy, co pisze o tym John Waters, irlandzki dziennikarz, który napisał biografię U2 i który śledził ich od początku.
„Ostatecznie, jedyne co można powiedzieć, jest to, że U2 zgodzili się na mniej niż obiecywali. Trzymając się z dala od rockowych narkotyków i narcyzmu, stopniowo osiedlili się głębiej w pustce, której się wcześniej wystrzegali. Coraz częściej ich publiczne stanowiska zdawały się dotyczyć tylko tego, jak być fajnym, jak być cool oraz jak utrzymać się na szczycie ligi. Stopniowo, zespół wsiąkał coraz głębiej w kulturowe marksistowskie myślenie grupowe”,
napisał Waters w tekście pt. „Jak U2 zdradzili rock and roll”.
Waters napisał tekst 4 lata temu, kiedy członkowie U2 oficjalnie poparli legalizację aborcji w ich rodzinnej Irlandii. W maju 2018 roku zespół zamieścił na swoim Twitterze logo kampanii mającej na celu prawne zniesienie ósmej poprawki do irlandzkiej konstytucji, chroniącej życie nienarodzonych. Gitarzysta Edge powiedział później mediom, że „wie, że wywoła to sprzeciw”, ale on i zespół opowiadają się za „uchyleniem poprawki”. A zatem za zabijaniem nienarodzonych. Po referendum zostało ono zalegalizowane w Irlandii.
Promowanie zła
Ta decyzja U2 rozczarowała w tamtym czasie wielu, zwłaszcza tych, którzy byli z nimi od początku częścią sceny punkowej w Dublinie, takich jak Waters czy Peter Rowen, dziś irlandzki fotograf, a kiedyś model z okładek aż dwóch albumów U2 – wspomnianego już „Boy” i „War” z 1983 roku.
Rowen napisał wtedy na swojej stronie na Facebooku:
„Jestem przerażony, że U2 używa swojego głosu do promowania czegoś, co jest tak ewidentnie złe. Niech się wstydzą. To smutne, że zespół, który kiedyś wyraźnie wyznawał chrześcijaństwo, poszedł teraz zupełnie inną drogą”.
Swój wpis zakończył cytatem Jezusa z Ewangelii według Jana.
„Złodziej przychodzi, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem, aby owce miały życie—i to życie w obfitości.”.
To, co dodaje wagi jego słowom, to nie tylko fakt, że jest twarzą okładki albumu U2. Rowen był intelektualnie i duchowo ukształtowany i dorastał w tym samym środowisku artystycznym Dublina, które stworzył Bono i zespół. Jego starszym bratem jest Derek Rowen – Guggi, wokalista The Virgin Prunes i dobry przyjaciel zespołu, człowiek, który dorastał wraz z nimi i towarzyszył im przez całą karierę.
Spora liczba ludzi wokół U2 była zatem zszokowana ich poparciem dla aborcji. I o ile poparcie zespołu dla wprowadzenia homoseksualnych „małżeństw” w Irlandii kilka lat wcześniej można było jeszcze jakoś uzasadnić, o tyle poparcie dla zabijania nienarodzonych miało już zupełnie inny wymiar.
Po 2018 roku po prostu nie można było dalej mówić o U2 jako zespole „inspirowanym chrześcijaństwem”. Odmowa zespołu w kwestii obrony nienarodzonych, najsłabszych z nas, była rozczarowującym odejściem od ideałów, które wyznawali od początku swojej kariery. I to rozczarowanie odczuli także ci fani, którzy nie podzielali wiary chrześcijańskiej.
Nie ma sensu negować, że „duchowość” U2 miała ogromny wpływ na stan duchowy młodych ludzi w Irlandii i poza nią. Teolog protestancki Steve Stockman w swojej książce o U2 zatytułowanej „Podróż duchowa” zwrócił uwagę, że kwartet z Dublina wywarł wielki wpływ na młodsze pokolenia Irlandczyków swoją polityką odchodzenia od instytucji kościelnych. Polityką, którą można opisać słynnym ( i nieco smutnym) wyrażeniem „Jezus tak, Kościół nie”. To, co Stockman nazywa „odejściem od tradycyjnej hierarchii kościelnej”, które U2 promowało podczas swoich publicznych występów, z pewnością przyczyniło się niestety do oddalenia kultury irlandzkiej od jej katolickich korzeni.
Tekst w Gościu
Po co to wszystko piszę?
Niedawno w Gościu Niedzielnym ukazał się tekst o autobiografii Bono zatytułowanej „Surrender”. Jest to tekst Jacka Dziedziny pt. „Modlitwa na trzy oktawy”.
Tekst, jak przystało na tygodnik religijny, mówi o duchowym aspekcie twórczości i życia Bono, którego prawdziwe imię to Paul Hewson. Przeczytałem ten tekst uważnie, spodziewając się, że będzie on zawierał niektóre z wymienionych przeze mnie faktów, ponieważ bez nich trudno jest ocenić duchowość Hewsona. Jednak ich nie znalazłem. Zamiast tego tekst o gwieździe rocka jest raczej „fanowski”, wychwalający jego duchowość, nawet oddanie Bogu, a w pewnym momencie opisujący nawet książkę jako „najbardziej ewangelizacyjną książkę roku”.
Uważam za niezwykle ważne, że religijny tygodnik pisze o muzyce rockowej i jej gwiazdach. To złożone zjawisko, bez którego nie sposób zrozumieć wrażliwości młodych ludzi, nawet tych dalekich od Boga. Jednak to, co uważam za niedopuszczalne, to uczynienie z kogoś takiego jak Bono i jego duchowości wzoru do naśladowania. Pisanie w tygodniku katolickim panegiryków o człowieku, który od kilku lat propaguje wartości wprost sprzeczne z wiarą katolicką, wydaje mi się pracą nierzetelną i szkodliwą duchowo.
Oczywiście, że trzeba pisać o Bono i jego piosenkach, nawet od strony duchowej. Natomiast, ukrywanie przy tym prawdy o nim i jego poglądach nie ma sensu, jeśli naprawdę chce się właściwie ocenić kunszt jego sztuki.
Dziedzina cytuje Bono w swoim tekście:
„Gdybym w tej chwili siedział w kawiarni i ktoś rzucił: Wstań, jeśli jesteś gotowy oddać życie za Jezusa, byłbym pierwszy na nogach”.
Bono nie musiał oddawać życia za Jezusa, ale mógł poświęcić swój społeczny prestiż i reputację dla najmniejszych i najsłabszych spośród nas, czyli dla Chrystusa (Mt 25,40).
Nie zrobił tego.
Czy to znaczy, że powinniśmy o nim zapomnieć? Oczywiście, że nie.
Ale z pewnością byłoby dobrze nie robić z niego bohatera.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/631024-jak-u2-zdradzili-rock-irlandie-i-jezusa