Genialny aktor, wybitna postać polskiego kina i teatru. Niezapomniany „Wielki Szu”. To ogromna strata dla polskiej kultury - napisał o Janie Nowickim lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Powiedzieć, że kończy się epoka, to nic nie powiedzieć - podkreślił prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.
CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje Jan Nowicki. Słynny aktor zmarł w wieku 83 lat. „Dzisiejszej nocy odszedł od nas nagle…”
O śmierci Jana Nowickiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielkiego Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketlinga w „Panu Wołodyjowskim”, odtwórcy głównej roli w „Magnacie” Filipa Bajona, poinformował w środę na Twitterze Polski Instytut Sztuki Filmowej. Artysta miał 83 lata.
W mediach społecznościowych aktora żegnają zarówno artyści, jak i politycy.
Zmarł Jan Nowicki. Genialny aktor, wybitna postać polskiego kina i teatru. Niezapomniany „Wielki Szu”. To ogromna strata dla polskiej kultury. Niech spoczywa w pokoju
— napisał na Twitterze lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Powiedzieć, że kończy się epoka, to nic nie powiedzieć. Setki znakomitych ról - czy to teatralnych, czy filmowych. A do tego niezwykła, barwna osobowość. Jan Nowicki pozostanie ważną częścią historii ostatnich kilkudziesięciu lat polskiej kultury. Jego odejście to ogromna strata
— podkreślił prezydent Warszawy i wiceprzewodniczący PO Rafał Trzaskowski.
Poseł Konfederacji Artur Dziambor zaznaczył z kolei, że Jan Nowicki to „aktor wybitny, z czasów, w których aktorem nie mógł być każdy”.
Jeden z tych aktorów, którzy mogą pojawić się nawet na 5 minut, a i tak każdy powie, że w tym filmie to on był najlepszy. R.I.P.
— napisał na Twitterze Dziambor.
Artystę pożegnał również b. minister kultury i obecny senator Bogdan Zdrojewski (KO).
Jan Nowicki nie żyje. Aktor niezwykle świadomy uprawianego zawodu. Szanowany i uwielbiany przez szerokie grono widzów i najwybitniejszych reżyserów. Role w Sanatorium Pod Klepsydrą czy Wielki Szu to jedynie przykłady. Wiele znakomitych ról w Teatrze Starym (30 lat pracy). RIP
— napisał.
Senator Krzysztof Kwiatkowski (niez.) podkreślił, że Nowicki był „jednym z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych”.
To ogromna strata dla polskiej kultury
— dodał.
Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska przypomniała natomiast, że aktor był absolwentem łódzkiej Szkoły Filmowej.
Żegnamy wielkiego aktora. Cześć Jego pamięci
— napisała na Twitterze.
Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, zagrał niemal 200 ról. Tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w „Panu Wołodyjowskim”, odtwórca głównej roli w „Magnacie” Filipa Bajona. W latach 1964-2005 był związany ze Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.
Na takie wiadomości zawsze jest zły czas. Nie żyje Jan Nowicki, niezapomniany Anglik, kapitan Wyganowski, Wielki Szu, wybitny aktor, reżyser, pedagog i poeta. Duży smutek, duża strata polskiej kultury
— napisał na Twitterze wicepremier Piotr Gliński.
Lubaszenko: Jan Nowicki przyciągał uwagę, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich
Jan Nowicki przyciągał uwagę, był magnetyczny, prowokacyjny, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich, ale w tym wszystkim miał wiele pokory - powiedział PAP aktor Olaf Lubaszenko.
Olaf Lubaszenko w rozmowie z PAP zaznaczył, że jego wspomnienia związane z Janem Nowickim „mają swoje korzenie w głębokich latach siedemdziesiątych, a konkretnie w spektaklu ‘Noc listopadowa’, który Jan Nowicki z Teatrem Starym, grali gościnnie w Teatrze Polskim we Wrocławiu”.
Jako może pięcioletnie dziecko byłem w kulisach i widziałem scenę, w której grany przez Jana Nowickiego Wielki Książę Konstanty bardzo emocjonalnie rozmawia ze swoim adiutantem i w pewnym momencie gasi mu na policzku cygaro. Ja przeżyłem to nie z powodu cygara, ale z powodu tego, jak grał, jakim księciem Konstantym był Nowicki. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, kto to jest, ale zapamiętałem go od razu. To był pierwszy aktor, który zrobił na mnie takie ogromne wrażenie
— podkreślił aktor.
Oczywiście spotykaliśmy się później prywatnie i zawodowo. Kiedy opowiadałem mu o wrażeniu, jaki wywarł na mnie w scenie z cygarem, Jan Nowicki śmiał się, a ja do końca nie mogłem uwierzyć, kiedy mi tłumaczył, że to cygaro było na niby
— powiedział Olaf Lubaszenko.
W rozmowie z PAP aktor zwrócił także uwagę na film „Wielki Szu”.
Widziałem go w kinie. Zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, ponieważ był to film inny niż to, co zazwyczaj oglądaliśmy w tym czasie. On był bardzo nowoczesny, a nawet amerykański, w dobrym tego słowa znaczeniu
— powiedział Lubaszenko. Wskazał, że „postać Wielkiego była wymyślona po prostu wspaniale i zagrana precyzyjnie, z klasą, z taką tajemnicą, że trudno było go nie pokochać. Naprawdę się popłakałem, kiedy na końcu okazało się, że Szu nie żyje” – wspominał w rozmowie z PAP aktor.
Pan Jan - ze względu na dobrą i bliską znajomość z moim tatą - miał do mnie ciepły stosunek, kiedy jeszcze byłem nastolatkiem” – powiedział Olaf Lubaszenko. „Potem zdarzyło się, że zagraliśmy razem w spektaklu +Don Carlos+ Laco Adamika. On grał króla Hiszpanii Filipa, a ja grałem Markiza Posę. Mówię o tym nie dlatego, żeby się pochwalić, ale żeby powiedzieć, że to był dla mnie przełomowy czas i spektakl w moim życiu, w nastawieniu i podejściu do aktorstwa. Od tego momentu zacząłem ten zawód traktować z najwyższym szacunkiem i pokorą
— podkreślił aktor.
Nowicki był wspaniałym partnerem, ale tak wybitnym i dobrym, że nie wypadało przy nim być nieprzygotowanym, grać poniżej pewnego poziomu. To mnie niezwykle mobilizowało, jestem mu za tę pracę niezwykle wdzięczny
— zapewnił aktor.
Lubaszenko i Nowicki spotykali się także wielokrotnie na planie filmowym.
Pracą, która nas ponownie zbliżyła i podczas której mogliśmy się poznać na dobre był „Sztos”, w którym Jan zagrał wspaniale starego oszusta z Trójmiasta, Eryka. Potem pojawił się filmie +E=mc2+ w niejednoznacznej roli szefa wszystkich szefów, a potem w +Szosie 2+, gdzie zagrał ponownie Eryka
-– powiedział artysta.
Jak podkreślił Lubaszenko, Nowicki „wniósł wiele z siebie w postaci, które kreował”.
Zawsze dawał postaciom pewną klasę, elegancję, sznyt, który sprawiał, że te postaci były czymś więcej niż zapisane w scenariuszach
— wskazał.
Jan Nowicki przeciągał uwagę, był magnetyczny, prowokacyjny, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich, ale w tym wszystkim miał wiele pokory
— zaznaczył w rozmowie z PAP Olaf Lubaszenko.
Tak jak się bałem z nim pracy przed moim debiutem w filmie „Sztos”, tak potem widziałem, że on jest w pracy nie tylko aktorem i współpracownikiem, ale i przyjacielem
— zaznaczył.
Mądrym przyjacielem, który wiele daje i wspiera
— dodał.
Chyba mogę powiedzieć, że ze wszystkich aktorów, a poznałem ich setki, właśnie pan Jan był w moim życiu najważniejszym i był też przez długi czas moim mentorem, punktem odniesienia
— podkreślił.
Po jego odejściu pojawiała się w moim sercu wielka wyrwa. Tej pustki nikt i nic nie będzie w stanie wypełnić
— podkreślił Olaf Lubaszenko.
Jan Jakub Kolski: Nie ma już takich ludzi
Nie ma już takich ludzi, z którymi się tak rozmawia, jak z Jankiem Nowickim - powiedział PAP po śmierci aktora reżyser Jan Jakub Kolski. Niektórzy zapraszali Janka do filmu nie tylko ze względu na jego talent, ale też, aby z nim po prostu pogadać - zaznaczył Kolski.
Jan Jakub Kolski pracował ze zmarłym Janem Nowickim m.in. przy realizacji filmów „Magnetto” (1993) i „Historia kina w Popielawach” (1998). Reżyser powiedział PAP, że zmarły Jan Nowicki był aktorem i twórcą o najwyższej próbie umiejętności, ale przede wszystkim interesującym człowiekiem.
Nie będzie z kim gadać
— podkreślił Kolski pytany o zmarłego aktora.
Nie ma już takich ludzi, z którymi się tak rozmawia, jak z Jankiem Nowickim
— zaznaczył.
Niektórzy zapraszali Janka do filmu nie tylko ze względu na jego olśniewające możliwości zawodowe, ale także, aby po prostu z nim pogadać przed zdjęciami albo po zdjęciach
— mówił.
Miałem to szczęście, że odbyłem cudowne rozmowy z Jankiem. Człowiek z tych rozmów z nim dowiadywał się więcej niż z setek przeczytanych książek. I właśnie tych rozmów będzie mi bardzo brakować
— przyznał reżyser.
Jan Jakub Kolski zwrócił uwagę, w ostatnich dniach, oprócz śmierci Jana Nowickiego, polskie kino poniosło inną poważną stratę. Zmarł znany polski twórca filmowy Roman Załuski, którego Kolski uważał za mentora. Załuski wyreżyserował m.in. „Sekret”, „Kardiogram”, „Wyjście awaryjne” i „Kogel mogel”.
Z Romkiem Załuskim byłem bardzo zaprzyjaźniony. To właśnie on doradził mi moją drogę filmową mówiąc, że z jego punktu widzenia mam wszystko, co powinien mieć dobry reżyser
— wspominał Kolski.
I nagle, dzień po dniu, wiadomości o śmierci Janka Nowickiego i Romka Załuskiego. Tam na górze zbiera się chyba towarzystwo do dobrego filmu
— podsumował reżyser „Jańcia Wodnika”.
Bończa-Szabłowski: Jan Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność
Jan Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność - powiedział PAP krytyk teatralny Jan Bończa-Szabłowski. „Był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać” - dodał.
Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w „Panu Wołodyjowskim”, odtwórca głównej roli w „Magnacie” Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.
Jak przypomniał w rozmowie z PAP Jan Bończa-Szabłowski, „połączyła nas miłość do Wojciecha Hassa i Brunona Schulza”.
Schulzem zajmuję się od wielu lat, a Jan zagrał jeszcze jako początkujący aktor w słynnym „Sanatorium pod Klepsydrą”. Tym filmem był właściwie zafascynowany praktycznie przez całe życie
— powiedział PAP krytyk teatralny.
Wskazał, że „to był film, w którym propozycję Wojciecha Hassa Nowicki przyjął - jak samo o tym mówił - z bezczelnością”.
Zagrał to tak, że właściwie miał wrażenie, że nic nie rozumie z tego świata, dlatego był taki dobry w tym filmie, ponieważ Hass chciał, żeby ten świat Schulza był dla niego czymś tajemniczym i czymś nieodgadnionym
— wskazał.
Ten film właśnie i przygoda z Hassem zaważyła na jego dalszym patrzeniu na świat, że nie wszystko to, co jest rzeczywiste, jest istotne, że wiele rozgrywa się w ludzkiej fantazji i ludzkiej wyobraźni
— dodał Bończa-Szabłowski.
Jan Nowicki był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać
— ocenił krytyk teatralny.
W „Rzeczpospolitej” mieliśmy całą serię portretów artystów. Zawsze, kiedy ten portret stawał się za bardzo słodki, dzwoniliśmy do Jana Nowickiego, ponieważ on zawsze coś znalazł przewrotnego. Nie znaczy, że człowieka potępiał - bo nigdy tego nie robił - ale zawsze potrafił go sprowadzić na ziemię
— wskazał rozmówca PAP. Jak ocenił, „Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność”.
Bończa-Szabłowski zwrócił także uwagę, że Jan Nowicki „był artystą, którego z jednej strony reżyserzy widzieli w rolach amantów, a on tego bardzo nie lubił”.
Z drugiej strony, jak ktoś mówił, że w ogóle nie jest amantem, to był obrażony, że jak to nie jest, skoro jest
— dodał.
Zdaniem Bończy-Szabłowskiego Nowicki „lubił prowokować”.
Dobrze, że on się nie urodził dużo później, ponieważ gdyby się urodził dużo później, to trafiłby na kolorowe pisma, które by rozpracowywały z podziwu godną konsekwencją jego niekonsekwencję w tym, co mówił, jego romanse, przelotne miłości
— wskazał.
Miał wielkie poczucie niespełnienia, że po tych rolach, które zagrał u Andrzeja Wajdy, Wojciecha Hassa, Kazimierza Kutza i Starym Teatrze, to się nie przełożyło na dalsze lata
— powiedział PAP Jan Bończa-Szabłowski.
Krytyk teatralny wskazał, że Nowicki traktował ludzi serio.
Nie znosił ludzi nieinteligentnych, tych, którzy nie mają poczucia humoru. Potrafił zawsze wykpiwać ich małostkowość, pustkę myślową
— powiedział.
Potrafił komuś przykleić łatkę, lubił ściągać ludzi z pomników
— dodał.
Lubił być prześmiewczy, ale miał ludzi, którzy go zawsze inspirowali, do których się odnosił
— wskazał. Jan Bończa-Szabłowski zaznaczył, że takimi postaciami dla Nowickiego był Piotr Skrzynecki z Piwnicy pod Baranami oraz Jerzy Jarocki
tkwl/PAP/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/625303-politycy-i-artysci-zegnaja-jana-nowickiego