Jakie naprawdę są Chiny? Jakim są rzeczywiście państwem? Propaganda sączona przez komunistyczne władze w Pekinie próbuje przekonać zachodnią opinię publiczną, że kraj rządzony przez Xi Jinpinga pragnie jedynie pokoju i nadal móc się bogacić. Na Zachodzie wciąż jest wielu, którzy w taki obraz Państwa Środka wierzą. Z naiwności czy wyrachowania i dążenia do osiągnięcia własnych korzyści płynących z relacji z Chinami? Zapewne oba te przypadki są prawdziwe. Chiny, choć przekonują o swojej otwartości na świat, to w rzeczywistości z wielką żarliwością strzegą prawdy o tym, co dzieje się za Wielkim Murem. Aby dowiedzieć się więcej, warto siegnąć po wspomnienia Desmonda Shuma, który jak inny poznał Chiny.
Autor „Czerwonej ruletki” - książki wydanej niedawno przez wydawnictwo Znak Koncept - jest chińskim miliarderem i dysydentem, należącym do grupy Chińczyków, którym udało się wykorzystać zachodzące w Państwa Środka na przełomie XIX i XX w. zmiany, aby dorobić się prawdziwej fortuny. Na szczyt nie szedł sam. Pomogła mu w tym jego była żona Whitney Duan. Gdy Desmond przyszedł na świat w 1968 r., nic nie wskazywało na to, że osiągnie taki sukces. Autor pochodził bowiem z biednej rodziny, która przez większość czasu miała pod górkę. Młody Shum postanowił jednak, że jego życie będzie inne. I dzięki ciężkiej pracy osiągnął swój cel. Przynajmniej po części.
„Porzucili ją jak zbędny bagaż”
Bo chiński system, z którego tak wiele wycisnął wraz z żoną, w końcu obrócił się przeciwko nim. Duan, która miała ogromne ambicje, aby w chińskiej hierarchii zajść jak najwyżej, nagle zniknęła ze swojego biura. Przez cztery lata nie było z nią żadnego kontaktu. Była już wtedy żona Shuma, skontaktowała się z nim nagle na chwilę przed premierą… tej właśnie książki. To m.in. z powodu jej zniknięcia, Shum zdecydował się spisać swoje wspomnienia. A te są bezcenne, jeżeli chcemy zrozumieć, jak funkcjonują Chiny. Bo choć Desmond i Whitney bez wątpienia skorzystali na rynkowych reformach Deng Xiaopinga, to kluczowa okazał się jednak guanxi. Terminem tym określa się sieć relacji z ludźmi władzy, którzy zapewniają nie tylko ochronę, ale przede wszystkim dostęp do transakcji z państwowymi firmami. Shum, który wraz ze swoją była żoną, bardzo zyskał na bliskich relacjach z żoną premiera Wen Jiabao, którą Whitney nazywała „Ciocią Zhang”, dokładnie opisuje, jak dzięki koneksjom załatwia się interesy w Chinach. Guanxi to skomplikowana gra. Przypomina ona poruszanie się po labiryncie pełnym zasadzek, z którego na dobrą sprawę nie ma wyjścia. Można z niego jedynie wylecieć, ale w większości przypadków będzie to oznaczać, że podpadłeś właśnie Partii i masz ogromne kłopoty. Wtedy żaden stary przyjaciel, żaden partner, żaden współpracownik nie będzie dla Ciebie oparciem. Nikt nie chce zadrzeć z Komunistyczną Partią Chin. I tak było w przypadku byłem żony Shuma, gdy ta zniknęła.
Pytałem wysoko postawionych w Partii przyjaciół, którzy zawdzięczali jej swoje posady. Nikt nie chciał interweniować. Ludzi obawiali się, że zostaną wplątani w sprawę Whitney i bali się partyjnego Komitetu Kontroli Dyscyplinarnej. (…) Im więcej wypytywałem, tym mocniej docierało do mnie, że każda relacja między ludźmi działającymi w ramach systemu partyjnego jest obciążona kalkulacjami zysków i strat. Whitney była dla swoich przyjaciół niezwykle użyteczna. (…) Ale teraz, gdy znalazła się w niebezpieczeństwie, porzucili ją jak zbędny bagaż
— pisze autor.
Z „Czerwonej ruletki” dowiemy się, jak Shum i Duan budowali swoje warte setki milionów imperium, wykorzystując do tego mozolnie budowane wpływy. Droga, którą przebyli, wiele nam mów o samych Chinach i o systemie tam panującym. Tak samo, jak refleksje Shuma na temat członków „czerwonej elity” i zmian zachodzący w Państwie Środka. Czy ich działania były napędzane jedynie chęcią zysku, a może patriotyzmem?
Realizowaliśmy wspólne marzenie, by zrobić w Chinach i dla Chin coś wspaniałego. Jako osoby pochodzące z ubogich rodzin mieliśmy apetyt na sukces. Ale to, co udało nam się osiągnąć, przerosło nasze oczekiwania. Skonstruowaliśmy jedno z największych na świecie centrów logistycznych. (…) Wymyśliliśmy i zbudowaliśmy najelegantszy hotel i centrum biznesowe w chińskiej stolicy (…). Dokonywane transakcje przyniosły nam milionowe zyski. (…) Agitowaliśmy za społecznymi i politycznymi reformami, by zmienić nasz kraj na lepsze. Wierzyliśmy, że jeśli będzie nam się dobrze żyło, będziemy też mogli czynić dobro. Znaliśmy liczby - mieliśmy w sumie parę miliardów netto majątku
— pisze na wstępie Shum.
Ktoś może - i słusznie - postawić pytanie: czy Desmond Shum zdecydowałby się na napisanie tej książki, gdyby jego żona nie znalazła się na celowniku władz w Pekinie? Przecież przez długie lata czerpał korzyści z mętnego chińskiego systemu. A tak naprawdę, to czerpał korzyści z dwóch systemów: z wolności Zachodu i kontrolowanego duopolu autorytarnych Chin. Takich jak on, było z pewnością o wiele więcej. I to w takich jak on, czyli wykształconych na zachodnich uczelniach, obytych ze światem, nasiąkniętych wartościami świata Zachodu, właśnie ten świat widział szansę na zmianę w Chinach. Czy słusznie? Sam Shum widzi w tym złudne nadzieje.
Przez lata zachodni komentatorzy uparcie powtarzali, że ludzie tacy jak Wolfgang, wykształceni za oceanem, przyczynią się do zmian w Chinach - że przywiozą se sobą uniwersalne wartości z Zachodu i pchną Chiny w lepszym kierunku. Jednak ludzie tacy jak on wcale nie widzieli się w tej roli. Wolfgang miał interes w tym, by Chiny pozostały takie, jakie są. Dzięki temu zarobił mnóstwo pieniędzy i mógł korzystać z dwóch systemów jednocześnie: z wolności Zachodu i kontrolowanego duopolu autorytarnych Chin. Im częściej widywałem Wolfganga i podanych do niego, tym bardziej postrzegałem ich jako ludzi zarazem kompetentnych i współodpowiedzialnych za toksyczną przypadłość - chiński komunizm. Sprzedali dusze za garnek złota
— czytamy w „Czerwonej ruletce”.
Czy podobnej nadziei Zachód nie żywił w stosunku do Rosji? Autorytarna władza na Kremlu również miała się zdemokratyzować w wyniku zacieśnienia się relacji gospodarczych Rosji z wolnym światem. Nic z tego jednak nie wyszło. Rację więc mają ci, którzy oceniają, że Pekin w zasadzie idzie tą samą drogą co Moskwa. I widać tu wiele podobieństw. Chociażby w tym, że władza w tych dwóch autorytarnych państwach wiele mówi o swojej trosce o społeczeństwo, gdy w rzeczywistości profity czerpie jedynie krąg osób będących przy władzy i ich najbliżsi. A wszystko jest przesiąknięte wszechobecną korupcją. I nawet rozpoczęta przez Xi Jinpinga walka z korupcją, ostatecznie okazała się doskonałą okazją do pozbycia się politycznych rywali i umocnienia własnej władzy.
Gdy przez kraj przetaczała się kampania antykorupcyjna Xî, w końcu doszedłem do wniosku, że bardziej chodzi tu o pogrzebanie potencjalnych rywali niż piętnowanie nadużyć
— pisze Shum.
„Niemal nie da się oddzielić faktów od fikcji”
Co było dalej? To już wiemy z zakończonego pod koniec października XX zjazdu Komunistycznej Partii Chin. Jinping zerwał z niepisaną normą i pozostał na stanowisku sekretarza generalnego KPCh) oraz Centralnej Komisji Wojskowej, której podlega chińska armia. O nim też jest wiele w książce Shuma. Tak samo, jak o samej partii.
W Chinach Partia jest w stanie sfabrykować dowody, wymusić zeznania i wnieść dowolne oskarżenia niezależnie od faktów. I oczywiście wiele osób naiwnie wierzy w zarzuty Partii, ponieważ system jest tak nieprzejrzysty. To nieco przypomina wzrost gospodarczy Chin. Co roku Partia ustanawia cel, a Chiny w cudowny sposób go realizują, z dokładnością do ostatnich miejsc po przecinku. Wszyscy, łącznie z obcokrajowcami, powtarzają to samo kłamstwo - tak zręcznie Partia ukrywa prawdę i ucisza głosy krytyki. Niemal nie da się oddzielić faktów od fikcji
— podkreśla autor.
Ale żeby to dostrzec, była żona Shuma musiała zniknąć. Nie było z nią kontaktu przez cztery długie lata. Nikt nie wiedział, gdzie jest. Nie wiadomo było czy żyje.
Ale jaki system pozwala na bezprawne porwania takie jak to, którego ofiarą padła Whitney Duan?
— pyta Shum.
Ale nie był to jedyny czynnik, który zmienił spojrzenie autora „Czerwonej ruletki” na Chiny, które, jak sam pisze zawsze kochał i im się poświęcił. Jego pogląd uległ drastycznej zmianie, gdy Partia w 2008 roku znów zwiększyła kontrolę - nad gospodarką, mediami, internetem i system edukacji. Ten trend trwa nadal.
Książkę Desmonda Shuma warto przeczytać z kilku względów. Przede wszystkim daje nam ona możliwość poznania mechanizmów, które rządzą Chinami. Bo to książka nie tylko o władzy, choć to właśnie jej jest poświęcona w głównej mierze, ale również o chińskim społeczeństwie, które, jak pisze sam autor, od „najmłodszych lat jest szykowane do rywalizacji w wyścig szczurów”. Po „Czerwoną ruletkę” warto sięgnąć również po to, aby pozbyć się złudzeń co do Chin. A tych na Zachodzie wciąż jest dużo. Po tę książkę powinni sięgnąć nie tylko sympatycy literatury faktu, eksperci czy dziennikarze, ale również decydenci.
Ostatnim celem, jaki przyświecał mi przy pisaniu, było wyjawienie przed światem, co dokładnie dzieje się w Chinach. Dezinformacji jest sporo, po części rozmyślnie napędza ją KPCh
— wyjaśnia autor.
Desmond Shum, „Czerwona ruletka. Wielkie pieniądze, władza i zemsta we współczesnych Chinach”, Wydawnictwo Znak Koncept, 2022.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/624064-machiavelli-czulby-sie-tu-jak-w-domu-co-kryja-chiny