Poniższy tekst jest fragmentem wstępu do książki „Wojna. Reportaż z Ukrainy”, wydaną właśnie przez wydawnictwo Biały Kruk. Praca była wydana właściwie przy współudziale czytelników i widzów naszych mediów: „Tygodnika Sieci”, portalu wPolityce.pl i telewizji wPolsce.pl. Dziesiątki reportaży i wywiadów obfitowały w Państwa komentarze, pytania, deklaracje i uwagi. W ten sposób przez 9 miesięcy tej wojny naoczne świadectwa splatały się z refleksjami wielu Polaków, wykazujących się zaangażowaniem, otwartymi dla uchodźców domami, środkami finansowymi i osobistą aktywnością na Ukrainie. Trudno oprzeć się pełnemu szcześcia wrażenia, że Polacy zareagowali solidarnie i wielkodusznie wtedy, gdy nieprawdopodobna wojna tak podobna do 1939 roku - powtórzyła się za naszą wschodnią granicą.
Wojna. Reportaż z Ukrainy
Czy to się zdarzyło naprawdę? Kiedy o 2.00 w nocy biegłem przez ostrzeliwane rosyjskimi rakietami miasto Słowiańsk w Donbasie w asyście grupki żołnierzy z ukraińskiego specnazu, myślałem, że śnię. Po prawej stronie płonęły budynki, ogień skwierczał i łopotał płomieniami a ze środka dobywały się ludzkie krzyki bólu i przerażenia. Gdzieś dalej słychać było eksplozje, my zresztą przed chwilą zostaliśmy zbudzeni wielkim wybuchem, przez który szkła wyleciały z okien, a nasz budynek zadrżał od fundamentów po sam dach. Zmierzaliśmy szybko w stronę potężnego schronu zlokalizowanego, na szczęście, całkiem niedaleko. Później wojskowi kompani wyrażali opowiadali z uznaniem, że „dziennikarz Polak się nie bał”, ale nie wiedzieli, że ja po prostu nie wierzyłem w to co widzę. Czułem się jakbym oglądał film, który zaraz wyłączę jednym kliknięciem na klawiaturze komputera. Czy to możliwe bowiem, by w 2022 roku na europejskie miasta bomby spadały tak jak na Londyn w 1940 roku? Czy ulice Charkowa, Bachmutu i Słowiańska mogą wyglądać tak jak niektóre dzielnice powstańczej Warszawy jesienią 1944 roku? Czy czytając powieść Remarque’a „Na zachodzie bez zmian” ktoś może uwierzyć później, że siedzi w podobnych okopach w XXI wieku i przygląda się okopom wroga umiejscowionym kilkaset metrów dalej? Albo zbrodnie rosyjskie - czy widzieliśmy przed chwilą masowe groby w Buczy i pod Izjumem czy może staliśmy w Katyniu zaraz po odkryciu miejsc zbrodni w 1943 roku? Rosjanie kradną muszle klozetowe i zegarki? To dziadek mi opowiadał o swojej młodości o takich sytuacjach, ale on zmarł dwa miesiące po wybuchu tej wojny, a przeżył II wojnę światową - gdzie więc znalazłem się ja i skąd są moje reportaże?
Co tutaj zaszło? Czy historia się poplątała i zrobiła nam niezapowiedzianą powtórkę? A może daliśmy się uśpić wygodnemu życiu w kawiarniach, restauracjach i na wycieczkach i uwierzyliśmy, że nasze czasy są lepsze niż poprzednie dla człowieczeństwa i humanitaryzmu? Czy Rosja zagrała nam straszliwą melodię ludobójstwa jako łabędzi śpiew totalitaryzmów czy może właśnie przypomniała, że państwowe ideologie potrafiły, potrafią i w przyszłości też będą umieć zabijać, niszczyć i przesiedlać tysiące ludzi na wybrane przez aparat urzędniczy terytoria?
Ta wojna odbywa się całkiem blisko, nie tylko w tym sensie, że kilkanaście kilometrów od Przemyśla stoją już pierwsze posterunki gotowe bronić się przed atakiem rosyjskich dywersantów, nie tylko dlatego że to nasz wschodni sąsiad został napadnięty dziką hordą złożoną i z zachłannych etnicznych Rosjan jak i ze skośnookoich Tuwińców, Buriatów i Jakutów, dziwiących się na widok elektrycznego czajnika i nie tylko dlatego, że już w pierwszych miesiącach od inwazji kilka milionów uchodźców przyjechało do naszego kraju szukać schronienia przed bombami. W bliskości tej wojny jest jeszcze inna, upiorna prawda. Gdy charkowska dzielnica Sałtiwka, na którą w marcu codziennie spadało kilkadziesiąt rakiet, tak bardzo przypomina blokowiska łódzkiego Widzewa czy warszawskiego Ursusa, gdy wsie pod Czernihowem, przez które przemykały rosyjskie czołgi, są tak podobne do wsi Podlasia i Podkarpacia, gdy pociski Putina spadają na cmentarz wojskowy w Piatichatkach, gdzie leżą także polscy oficerowie, serce podpowiada mroczne pytanie: czy taka wojna jest możliwa nad Wisłą? Umysł nie pozostaje dłużny tym rozważaniom - znane są przecież dokumenty rosyjskie, w których wojenne scenariusze dotyczą Polski- zwłaszcza Przesmyku Suwalskiego, ale także Ciechanowa, Warszawy, Białegostoku. Jeszcze kilkanaście lat temu w ramach manewrów Zapad Rosjanie ćwiczyli „atak nuklearny na Warszawę”. W ideologię rosyjskiego imperium wpisana jest wrogość do Polski, a święto 6 listopada, czyli obchody rocznicy wyrzucenia Polaków z Kremla w 1612 roku są tego jaskrawym, choć niejedynym dowodem.
Ktoś może nie wierzyć, że Kreml podniesie rękę tak daleko na Zachód, przecież jesteśmy członkiem NATO! Ale wiemy, że przez ćwierć wieku Moskwa wywoływała wojny za każdym razem o szczebel wyżej w randze międzynarodowej - wysadzała swoje bloki mieszkalne w ramach prowokacji FSB, zabijała ludność cywilną będącej częścią jej imperium Czeczenii, ale potem wysłała swoje czołgi na stolicę Gruzji, później hybrydyowo sięgnęła po Krym i Donbas, a teraz - znów krok dalej, szczebel wyżej - zaatakowała najwieksze państwo w Europie. W akompaniamencie wojennych wybuchów rosyjski parlament rozważa „anulowanie niepodległości” państw bałtyckich, minister spraw zagranicznych Sergiej Ławrow grozi wojną jądrową, a sam Putin w tym samym przemówieniu, w którym zapowiedział zniszczenie Ukrainy wspominał też o Polsce, która powinna być wdzięczna Związkowi Sowieckiemu za ziemie odzyskane.
Sygnałów ostrzegawczych dla Polski jest jeszcze więcej. Jeden z głównych sponsorów rosyjskich zbrojeń okazał się być pogodzonym z potencjalną kleską Ukrainy i rosyjskimi zbrodniami na ludności cywilnej. Niemcy - wbrew polskim ostrzeżeniom i amerykańskim sankcjom - dopięły swego projektu i w styczniu we współpracy ze spólkami Kremla ukończyły budowę drugiej nitki Gazociągu Północnego. Miesiąc później Putin mógł rozpocząć wojnę. Berlin - mający w swojej nieodległej karcie zbrodnie narodowego socjalizmu do tej pory ociąga się i sabotuje pomoc dla ofiar kolejnej, tym razem rosyjskiej, odsłony nazizmu. Jeśli kanclerzowi Scholzowi morderstwa w Irpieniu czy bombardowania szpital i przedszkoli nie przemówiły do rozsądku, by przekazał ciężki sprzęt Ukrainie, to co przemówi do naszych europejskich „sojuszników”, gdy czołgi Putina i Łukaszenki ruszą przez Suwałki w stronę Obwodu Kaliningradzkiego? Myślicie, że nie znajdzie się wygodne usprawiedliwienie, by reakcję Niemiec czy Francji opóźnić?
Więcej o książce można przeczytać TUTAJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/623848-jak-w-1939-r-fragment-ksiazki-wojna-reportaz-z-ukrainy