„Jeżeli nam zabraknie sił, zostaną jeszcze morze i wiatr! Nadejdzie nasz czas!” – zabrzmiało w sobotę 15.10 br. w sali koncertowej w warszawskim klubie Progresja. - Ukraino walcz! Nie poddawaj się! – zawołał do dość licznie zgromadzonej grupy fanów zespołu Armia Tomasz Budzyński. Utwór „Jeżeli” dedykując walczącej z rosyjskim najazdem Ukrainie.
Czasy pacyfistycznych manifestów i aluzji przeminęły. Klasyczna armijna poezja z ciężkim, głębokim riffem i waltornią w tle idealnie powróciły w takim właśnie kontekście. „Jeżeli” to również odwołanie do tokienowskiej mitologii „Władcy pierścieni” i przekonania, że nic nigdy nie jest stracone w naszej wyprawie przez historię. Nic więc nie mogło być tego wieczoru przypadkowe.
”Jeżeli” bardzo charakterystyczny, znany i chyba pierwszy kawałek Armii, esencja stylu stworzonego przez Budzyńskiego i nieżyjących już Roberta Brylewskiego, Jana Rołta, Sławomira Gołaszewskiego. Tym, którym muzyka kultowej kapeli nie szczególnie jest znana podpowiem, że połowa lat 80. to czas apogeum punkowej rewolty w Polsce. Gdy tymczasem pojawił się zespół skupiający ciekawe osobowości i któremu udało się stworzyć własny styl, brzemiennie, wizerunek i grać koncerty bardziej przywołujące emocje rodem z jakiś antycznych misteriów niż rockowych imprez. Dzisiaj ten duch raczej się ulotnił, ale na chwilę udało się go przywołać.
Tego pięknego październikowego sobotniego wieczoru Armia zagrała przede wszystkim „Legendę”. Warszawski koncert zespołu jest częścią tegorocznej trasy koncertowej zespołu zorganizowanej z okazji 30 -lecia wydania płyty, uznanej przez wielu za najwybitniejsze dokonanie polskiego rocka ostatnich dziesięcioleci. Oczywiście gusta są różne, ale również dla piszącego te słowa chyba wszystko, co wiąże się z tymi piosenkami ma status rzeczy absolutnie wyjątkowej, kultowej i chyba również mającej wpływ na wybory estetyczne, duchowe. Ale nie o tym.
Armia grała również nowsze kawałki i te pamietające jej pierwsze wcielenie jak choćby „Zostaw to”, czy „Aguirre”. „Legenda” odegrana od początku do końca w zupełnie innym, młodym składzie jest wciąż żywa Słowem. Labirynt symboli przywoływanych w niej (kiedyś obwołanej manifestem chrześcijańskiej gnozy) wciąż działa na wyobraźnię. A zaaranżowana symfonia dźwięków wciąż wzbudza silne emocje. „Kochaj mnie” i „To czego nigdy nie widziałem” słyszałem po raz ostatni na żywo chyba 30 lat temu. Powrotu do dawnych czasów nie ma, ale dobrze, że Tomasz Budzyński pokusił się o taką podróż. „Podróż na Wschód”… ale zupełnie inną, niż ten o którym w pierwszym odruchu pomyślimy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/618415-armia-z-tolkienowska-dedykacja-dla-walczacej-ukrainy