Anna Politkowska została zamordowana 7 października 2006 roku. W dniu urodzin Władimira Putina. Jej ciało znaleziono w windzie w kamienicy, w której mieszkała. Napastnik oddał w jej kierunku pięć strzałów, jeden był niecelny. Zanim ustalono, kto zabił dziennikarkę minęło kilka lat. W końcu Rustam Machmudow, zabójca Politkowskiej, został skazany na dożywocie. Nigdy jednak nie udało się ustalić jego prawdziwych mocodawców. Politkowska, która od dawna otrzymywała pogróżki, a nawet przeżyła próbę otrucia, nie miała jednak wątpliwości. Jeszcze przed śmiercią, którą przeczuwała powiedziała: „Jeśli mnie zabiją, nie trzeba szukać zleceniodawcy – jest na Kremlu”. Politkowska w swoich tekstach pisała m.in. o zbrodniach popełnianych przez Rosjan w Czeczenii, którą odwiedziła wielokrotnie. Nauczyła się nawet języka czeczeńskiego. Pod koniec lipca nakładem Wydawnictwa Mova trafił na półki polskich księgarń reportaż Politkowskiej zatytułowany „Rosja Putina”. Choć spod pióra dziennikarki wyszedł on 18 lat temu, to jest on przerażajaco aktualny.
Po reportaż Politkowskiej warto sięgnąć chociażby po to, aby zobaczyć, że w Rosji przez niemal dwie dekady niewiele się zmieniło. I to już samo w sobie jest przerażające. Lektura książki pozwala zrozumieć, dlaczego tak wielu Rosjan wciąż popiera Putina i samą agresję na Ukrainę. Politkowska w gorzkich słowach opisywała kondycję rosyjskiego społeczeństwa, którego nie przebudziły tragedie, jakie miały miejsce w moskiewskim teatrze na Dubrowce czy w szkole w Biesłanie. Nie miała również nadziei na to, że to z Zachodu przyjdzie iskierka, która wznieci płomień zmian w Rosji. Politkowska nie miała złudzeń:
Czekanie na kolejną odwilż, która jak za Gorbaczowa wyjdzie nam naprzeciw od strony Kremla, jest dzisiaj głupie i pozbawione realizmu. Zachód także nam nie pomoże - ledwie reaguje na Putinową politykę „antyterrorystyczną”, a przy tym tak wiele znajduje we współczesnej Rosji elementów, które są mu zdecydowanie w smak: a to wódka, a to kawior, poza tym gaz i ropa, tańczące niedźwiedzie, zawodowcy w tej czy innej profesji. Egzotyczny rosyjski rynek funkcjonuje tak, jak oczekiwał Zachód; Europa i reszta globu są doskonale ukontentowane biegiem spraw w naszej części świata - szóstej co do wielkości.
I można powiedzieć, że tamte słowa Politkowskiej były zapowiedzią letargu, w który wpadnie na długie lata Zachód. Europa śniła sen o demokratyzacji Rosji, która miała nastąpić w wyniku zacieśniania więzi gospodarczych. I z tego błogiego snu nie wybudziły Europejczyków nawet kolejne napaści Rosjan na swoich sąsiadów, kolejne polityczne zabójstwa czy mieszanie się Kremla w wybory w innych krajach. Aż przyszedł 24 luty 2022 r. I choć Zachód okazał jedność jak nigdy, to trudno było nie dostrzec, że wśród europejskich liderów byli tacy, którzy z tamtego pięknego snu nie chcieli się wybudzić.
W kontekście trwającej już ponad pół roku wojny na Ukrainie, szczególnie ciekawe jest to, co Politkowska napisała 18 lat temu o rosyjskiej armii. Gdy czytałem o tym „zamkniętym systemie nieróżniącym się od więzienia”, natychmiast przypominałem sobie doniesienia z ukraińskiego frontu o dezercjach czy o wyposażeniu rosyjskich żołnierzy, które miało pamiętać jeszcze II wojnę światową. Rosjanie nie liczą się z własnymi żołnierzami. Tak było, jest i prawdopodobnie jeszcze przed długie lata będzie. Tylko ten jeden krótki fragment mówi nam wiele o tym, co działo się przed laty w rosyjskiej armii, a po jego lekturze i doniesieniach z ostatnich miesięcy wiemy, że nic się w niej od blisko dwóch dekad nie zmieniło.
Jakby się czuł ktoś, czyj syn ukończył osiemnaście lat i został powołany do wojska jako „ludzki materiał”? Jaki poziom zadowolenia można osiągnąć, mając do czynienia z armią, z której co tydzień tłumnie dezerterują żołnierze - czasem nawet całymi oddziałami lub kompaniami? Co można pomyśleć o wojsku, w którym w jednym tylko roku (2002) ponad pięciuset ludzi - a więc cały batalion - zginęło nie wskutek działań wojennych, lecz w wyniku pobicia?! O wojsku, w którym oficerowie rozkradli dosłownie wszystko, od dziesięciorublowych banknotów przysyłanych szeregowcowi przez rodziców aż po całe kolumny czołgów? O wojsku, w którym oficerowie jednoczą się w nienawiści ku rodzicom żołnierzy tylko dlatego, że kiedy okoliczności stają się po prostu nazbyt hańbiące, pałające gniewem matki bardzo często protestują przeciw mordowaniu swoich synów i domagają się kary lub odwetu?…
I jeszcze jeden fragment. Tym razem jest to urywek listu jednego z żołnierzy, który marzył o karierze wojskowej. Paweł Lewurda tak pisał w liście do rodziców:
Kiedy poszedłem do dowódcy kompanii, nonszalancko złapał karabin i posłał serię w ziemię o parę centymetrów ode mnie. Miałem najzwyklejsze szczęście, że mnie nie trafił. Wszyscy się śmiali. Mówili: „Pasza, przed tobą pięciu oficerów dowodziło tą jednostką, a ty o mało nie wytrwałbyś i pięciu minut!”. Chłopaki tutaj są w porządku, ale nie mają silnej woli. Oficerowie są kontraktowi, a żołnierze, chociaż bardzo młodzi - z paroma wyjątkami - jakoś wytrzymują. Śpimy wszyscy w namiocie na ziemi. Jest tu mnóstwo pcheł. Dają nam do żarcia byle ścierwo. W tym zakresie nic się nie zmieniło. Co nas czeka, nie wiemy.
To tylko krótki fragment historii Paszy, ale doskonale pokazujący jak na początku XXI wieku wyglądała rosyjska armia. Czy dzisiaj jest lepiej? Wystarczy przestudiować informacje dochodzące do nas z ukraińskiego frontu, posłuchać rosyjskich jeńców, czy rozmów rosyjskich żołnierzy przechwyconych przez ukraiński wywiad. Ale Politkowska w swoim reportażu o Rosji pisała nie tylko o tym, jak od wewnątrz wygląda rosyjska armia, ale przede wszystkim skupiała się na rosyjskich zbrodniach popełnionych w Czeczenii. I m.in. za to jej tak nienawidzono na Kremlu. Niejednokrotnie bowiem jej ciężka praca, jej walka o prawdę przyczyniła się do tego, że ci, którym wydawało się, że nikt nie może ich złapać za rękę, musieli w końcu za swoje haniebne czyny odpowiedzieć. „Rosja Putina” to także opowieść o krainie korupcji, kontroli i kłamstw. O tym, jak dalece niewydolny jest system zbudowany przez Putina, gdzie bez jego wyraźnego rozkazu nie może zostać podjęta żadna ważna decyzja, co często paraliżuje państwo. To opowieść o uśpionych Rosjanach, którzy już chyba pogodzili się z tym, w jakim kraju żyją.
Czytając reportaż Politkowskiej niemal 20 lat po jego wydaniu, można potraktować go niczym rachunek sumienia. Parafrazując ostatnie słowa przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen skierowane do Polski i krajów bałtyckich, można powiedzieć, że „trzeba było słuchać Politkowskiej”. Europejczycy odwrócili wzrok od znaków, które w swoich reportażach pokazywała rosyjska dziennikarka zanim dosięgła ją zemsta Kremla.
Jej apel do Rosjan, tak jak jej reportaż, wciąż pozostaje aktualny:
Nie możemy się porozsiadać wygodnie i biernie obserwować otaczającej Rosję politycznej zimy przez kolejnych parę dziesięcioleci. Pragniemy żyć dalej w wolności. Tak bardzo chcemy, żeby nasze dzieci były wolne, żeby nasze wnuki rodziły się jako wolni ludzie! Dlatego tak tęsknimy do odwilży w jak najbliższej przyszłości, ale tylko my możemy zmienić polityczny klimat w Rosji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/614596-trzeba-bylo-sluchac-politkowskiej